Kremlowskie szachy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rozmowa z JURIJEM SKURATOWEM, niezależnym kandydatem na prezydenta Federacji Rosyjskiej
Witold Laskowski: - Jak to się dzieje, że władza w Rosji odnosi zwycięstwa druzgocące przeciwników? Kreml chce sukcesu w wyborach parlamentarnych, tworzy więc naprędce blok Jedność i... wygrywa. Rządzący pragną przekazać prezydenturę swojemu człowiekowi i wynoszą na szczyty popularności nikomu wcześniej nie znanego Władimira Putina...
Jurij Skuratow: - Władza w Rosji nigdy nie znajdowała się pod kontrolą prawa. Prezydent Jelcyn miał kłopoty nie tylko ze mną, lecz także z moimi poprzednikami, którzy piastowali stanowisko prokuratora generalnego. Dla Jelcyna ktoś, kto żądał od niego przestrzegania prawa, był nie do przyjęcia. Prezydent traktował takich ludzi jak "ciało obce" w organizmie władzy. Dlatego też my, prokuratorzy generalni, byliśmy zwykle wyrzucani ze swojego stanowiska w atmosferze skandalu. A wszystko dlatego, że społeczeństwo obywatelskie jest u nas jeszcze zbyt słabe. Można nim manipulować, a w rezultacie władza pozwala sobie na to, co chce. Ja nie wykluczam nawet możliwości sfałszowania wyników wyborów prezydenckich. W 1996 r., podczas poprzednich takich wyborów, wszczęliśmy niemal 40 postępowań karnych w związku z udowodnionymi faktami fałszowania wyników. Wszystkie ujawniono podczas drugiej tury głosowania, między innymi w Baszkirii, Tatarstanie, Dagestanie. Głosy oddane na Ziuganowa próbowano przypisać wtedy Jelcynowi.
- Władimir Putin przedstawiany jest przez prokremlowską propagandę niemal jak rycerz bez lęku i skazy przybywający na białym koniu. Czy człowiek, który należy do kremlowskiego klanu, jest rzeczywiście bez grzechu?
- Nie, niestety nie. Ja biorę udział w wyborach między innymi po to, by móc o tym głośno powiedzieć. Putin nie był bez grzechu już wtedy, gdy pracował w administracji Petersburga. To on próbował wywierać naciski na ludzi prowadzących śledztwo w sprawie korupcji we władzach miasta.
- Premier Putin ma zamiar stworzyć superstrukturę jednoczącą niemal wszystkie służby specjalne oraz aparat ścigania i sprawiedliwości. Czy wiąże się to z niebezpieczeństwem, że Rosja będzie rządzona dyktatorskimi metodami?
- Tworzenie takiego monstrum jest niedopuszczalne. Podobnego rodzaju instytucja powinna działać pod nadzorem prokuratury. Tymczasem twórcy tej koncepcji planują włączenie prokuratury w strukturę nowej "supersłużby". A przecież nonsensem jest to, by organ nadzorujący stanowił część składową instytucji nadzorowanej. Ponadto nie ma potrzeby tworzenia podobnych monstrów. Do skutecznej walki z korupcją wystarczyłyby już istniejące instytucje, potrzebna jest tylko wola polityczna. Jeśli zaś chodzi o przyszłość Rosji, niepokój budzi przede wszystkim postępująca militaryzacja kraju. W szkołach wprowadzono szkolenie wojskowe, do armii powołuje się rezerwistów, a w siłach zbrojnych coraz większą rolę odgrywają tzw. organy specjalne, czyli kontrwywiad. W rozstrzyganiu konfliktów władza stawia niemal wyłącznie na rozwiązania siłowe.
- Czy jest coś nowego w śledztwie w sprawie ubiegłorocznych wybuchów w domach mieszkalnych w Moskwie i innych rosyjskich miastach?
- Sprawcy nie zostali wykryci. Wciąż jest wiele niejasności. A zamachy trzeba przecież rozpatrywać jako element łańcucha wydarzeń. Począwszy od spotkania we Francji Aleksandra Wołoszyna, szefa administracji prezydenta, z Szamilem Basajewem.
- Czyżby rzeczywiście doszło do spotkania wysokiego urzędnika państwowego z Czeczenem poszukiwanym w Rosji listem gończym?
- Tak, według moich informacji, takie spotkanie się odbyło. Zresztą nikt nie próbował temu zaprzeczać. Następne ogniwo łańcucha to dziwny skandal ze sprawdzaniem czujności milicji i obywateli w Riazaniu (w piwnicy bloku mieszkalnego znaleziono materiały wybuchowe, po czym FSB podała, że były to jedynie ćwiczenia - WL). Tłumaczenie, że były to ćwiczenia, jest głupie i nielogiczne. Kolejny element to szybkie ogłoszenie, że sprawcami wybuchów byli Czeczeni, choć nic nie potwierdzało tej tezy. Konkretnych dowodów, że miały w tym udział rosyjskie służby specjalne, też nie ma. W tej sprawie jest jednak wiele dziwnych elementów i w przyszłości szczegółowe śledztwo może wyjawić dużo faktów nieprzyjemnych dla władzy.
- Czy kandydat na prezydenta, Władimir Putin, może zostać wciągnięty w ciemne interesy takich oligarchów, jak Bieriezowski i Abramowicz?
- Putin korzysta z ich usług. Pod jego rządami wpływy oligarchów wzrosły - Bieriezowski i Abramowicz przejmują teraz pod swoją kontrolę przemysł aluminiowy. Udało im się posadzić swojego człowieka w fotelu szefa naftowego giganta Transniefti. Wiem dobrze, że układy Putina z Abramowiczem stały się jeszcze ściślejsze. A postępów w walce z korupcją nie ma i w najbliższym czasie nie będzie. Jest coraz więcej symptomów, że w kraju wprowadzane są rządy autorytarne.
- Nie sądzi pan, że Putin jako prezydent okaże się politykiem samodzielnym i uniezależni się od oligarchów?
- Do wyborów ich wpływy na pewno nie osłabną. A potem przebieg wydarzeń może mieć kilka wariantów. Wszystko zależy od tego, jak mocne materiały kompromitujące ma Bieriezowski, a jestem pewien, że je ma, bo taki jest styl i metody jego działania...
- Ma pan na myśli materiały obciążające Putina?
- Tak... jeśli są one mocne, Bieriezowski zachowa swoje wpływy i nic mu się nie stanie. Te materiały mogą dotyczyć na przykład operacji finansowych czy wybuchów w Moskwie. Wobec innych oligarchów też nie mam złudzeń, bo Putin związany jest z nimi tysiącem nici, tysiącem zobowiązań.
- A czy może się stać marionetką w ich rękach?
- Już stał się ich zakładnikiem, bo zgodził się grać według reguł, które oni narzucili. Zgoda na wprowadzenie w życie schematu z następcą przejmującym schedę po Jelcynie oznaczała przyjęcie określonych zobowiązań.

Więcej możesz przeczytać w 12/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.