Eksperci: „bohaterom” afery stoczniowej mogą grozić trzy lata więzienia

Eksperci: „bohaterom” afery stoczniowej mogą grozić trzy lata więzienia

Dodano:   /  Zmieniono: 
Eksperci od prawa gospodarczego twierdzą, że ze stenogramów CBA, ujawnionych przez „Wprost” wynika, iż urzędnicy Ministerstwa Skarbu Państwa i pracownicy Agencji Rozwoju Przemysłu weszli w porozumienie z „Katarczykami”. To jedna z podstaw do wszczęcia śledztwa z art. 305 kodeksu karne-go, który dotyczy przestępstwa manipulacji w przetargu publicznym. Grozi za nie kara do trzech lat więzienia.
- O wejściu w jakieś porozumienie świadczą cytaty o pomaganiu  „temu naszemu",  dopytywaniu się czy wśród oferentów jest „ten nasz" – mówi prof. Robert Zawłocki z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, specjalista prawa karnego gospodarczego. Jego zdaniem jest to podstawą do wszczęcia śledztwa z art. 305 kodeksu karnego, dotyczącego przestępstwa manipulacji w przetargu publicznym. Grozi za to do trzech lat pozbawienia wolności.
- Z drugiej strony, na podstawie treści cytowanych rozmów nie można zrekonstruować wszystkich przesłanek. Dlatego w toku śledztwa należałoby zdobyć twarde i bezdyskusyjne dowody na to kto, dlaczego i za jakie korzyści wszedł w porozumienie z firmą, która chciała kupić majątek stoczni – zwraca uwagę prof. Zawłocki.

Profesor Zawłocki wskazuje, że jako „utrudnianie przetargu" (w rozumieniu art. 305 §1 K.k.) oraz „przemilczanie istotnych okoliczności" (w rozumieniu art. 305 § 2 K.k) można zakwalifikować także utrudnianie innym oferentom elektronicznego uczestnictwa w przetargu. Chodziłoby zatem tutaj o dwa przestępstwa, z których każde byłoby popełnione na dwa sposoby. – Kwalifikacja taka uzasadnia podjęcie przez organy ścigania postępowania karnego z urzędu  - tłumaczy Zawłocki i dodaje, iż fakt, że preferowany oferent jako jedyny zapowiadał kontynuację produkcji statku nie może być tutaj uznany za kontratyp, czyli okoliczność wyłączająca odpowiedzialność karną.

Majątek stoczni był prywatyzowany pośrednio – za pomocą systemu informatycznego. Podobnie jak w przypadku serwisów aukcyjnych po zalogowaniu do poszczególnych transakcji, każdy mógł składać oferty i przebijać propozycje konkurentów. Niektórzy ze swoimi ofertami czekali do ostatnich sekund przed za-mknięciem aukcji. Taki system sprawił, że podmioty będące w stanie zaoferować najlepsze warunki, po prostu mogły nie zdążyć tego dokonać. Dotarliśmy do kilku firm, które brały udział w licytacji majątku stoczni. – Przez wiele godzin nic się nie działo. Dopiero na pół godziny czy nawet kilka minut przed upływem terminu przyjmowania ofert zaczynał się duży ruch – opowiada Thomas Kolaja, z firmy TLMJ Real Estate, która za pośrednictwem kupiła na terenie stoczni Gdynia dwie działki. Dodaje, że w jego przypadku wszystko odbyło się bez problemów.

- Przegraliśmy przetargi, bo po prostu za wolno klikaliśmy. System wzorowany na aukcjach Allegro to niekoniecznie najlepsze narzędzie do przeprowadzania prywatyzacji – powiedział tygodnikowi „Wprost" jeden z członków zarządu firmy Euro-Cynk. Podobnie o sposobie licytacji wypowiadają się inne firmy zainteresowane majątkiem stoczni.


Tomasz Molga, Sebastian Stodolak