"Bo się rozpadniesz...". Kaczyński wspomina ostatnią rozmowę z bratem

"Bo się rozpadniesz...". Kaczyński wspomina ostatnią rozmowę z bratem

Dodano:   /  Zmieniono: 270
Lech i Jarosław Kaczyńscy (fot. Forum)
- Ostatni raz w życiu się widzieliśmy stojąc nad łóżkiem mamy 9 kwietnia wieczorem - mówi o swoim ostatnim spotkaniu z Lechem Kaczyńskim brat zmarłego prezydenta, Jarosław Kaczyński. W wywiadzie dla PAP lider PiS mówi też, że ciało prezydenta nie leżało w błocie. Kaczyński tłumaczy, że nie chciał kondolencji od Władimira Putina, który wcześniej nie chciał się spotkać z jego bratem. Były szef rządu nie weźmie udziału w państwowych obchodach katastrofy, ponieważ "w tej sprawie kieruje się sercem". Pytany o przyszłość polityczną Jarosław Kaczyński deklaruje, że chciałby być premierem.
- Po tym, kiedy po raz ostatni widziałem brata, rozmawiałem z nim jeszcze późnym wieczorem przez telefon, gdzieś koło północy. Taki był zwyczaj. Rozmawialiśmy też, jak zwykle, o szóstej rano, o zdrowiu mamy - relacjonuje szef PiS. Następną rozmowę bracia odbyli, gdy prezydent był na pokładzie tupolewa. Rozmowa dotyczyła m.in. stanu matki obu polityków. - Informował mnie, jak co dzień, jaki był wynik obchodu lekarskiego - tłumaczy. - Zapytałem, go czy jest już w Smoleńsku. Powiedział, że nie, że jeszcze lecą i że dzwoni z telefonu satelitarnego. Bardzo rzadko go używał - wspomina Kaczyński. - Brat powiedział mi, żebym się przespał, że wszystko jest w porządku. Pamiętam, że użył słów: "bo się rozpadniesz". W tym momencie przerwało rozmowę. Jakaś techniczna przerwa. Nie przejąłem się tym - dodaje.

Kaczyński zaprzecza, jakoby rozmowa przez telefon satelitarny dotyczyła innych spraw. - Tylko ktoś do szpiku kości zdemoralizowany może sądzić, że mogłem mojemu bratu powiedzieć, żeby ryzykował życiem. Trzeba naprawdę niezwykłego natężenia złej woli, by coś takiego sugerować - mówi.

"Byłem w strasznym szoku"

W rozmowie z PAP były premier opisuje też pobyt w Smoleńsku, 10 kwietnia wieczorem. Zaprzecza, jakoby ciało polskiego prezydenta leżało w błocie. - Leżało na skonstruowanych doraźnie noszach, zrobionych z jakiś kijów, było okryte - opisuje. Jak dodaje, obok stała trumna, oczekiwano na rozpoznanie zwłok. Kaczyński podkreśla, że był w "strasznym szoku". - Zobaczyłem martwego brata, a musiałem załatwiać formalności, jakby wymusić, żeby ciała nie zabierano do Moskwy - tłumaczy. Dodaje, że Rosjanie "nie chcieli lub bali się" uwierzyć, że rozpoznał prezydenta. - Dopiero znak szczególny - blizna na prawej ręce, o której powiedziałem - ich uspokoił - mówi szef PiS.

Początkowo Kaczyński chciał zabrać ciało brata samolotem, którym przyleciał z Polski. Jak mówi, rosyjski minister ds. sytuacji nadzwyczajnych Siergiej Szojgu się na to zgodził. - Później Putin, mimo że był proszony, zmienił zdanie. Na to już nie mieliśmy żadnej siły - relacjonuje Kaczyński. Dodaje, że Władimir Putin wiedział o sytuacji matki braci Kaczyńskich.

- Sądzę, że gdy przybyła polska delegacja państwowa, powinno się ciało prezydenta okryć biało-czerwoną flagą, postawić straże i pilnować, żeby ciało prezydenta było odpowiednio traktowane - mówi Kaczyński pytany, czy - jego zdaniem - prezydentowi oddano należyty hołd. - Jeśli chodzi o sekcję zwłok, jeżeli nawet uznać, że Rosjanie musieli ją przeprowadzić, ciało można było przewieźć choćby karawanem. Dopiero niedawno się o dowiedziałem, że było przewożone ciężarówką. Nie byłem jednak przy tym. Wierzę relacjom - akcentuje.

Kwestia poczucia państwa i osobistej kultury

Kaczyński potwierdza, że ze strony premierów Tuska i Putina, którzy byli w Smoleńsku przed nim, padła propozycja spotkania. Chodziło o złożenie kondolencji. - Ale proszę wybaczyć, miałem ogromne wątpliwości, co do tej katastrofy i mam je do dzisiaj. Wiedziałem, kto doprowadził do rozdzielenia wizyt. Wiedziałem, że Putin nie życzył sobie spotkania z moim bratem. Nie widziałem powodu, żeby odbierać od niego kondolencje - tłumaczy lider PiS.

Kaczyński podkreśla też, że premier polskiego rządu powinien przyjść, oddać hołd ciału prezydenta i zrobić wszystko, żeby było ono właściwie traktowane. - Gdybym był premierem, a zginąłby tam nawet nielubiany przeze mnie prezydent, to zachowałbym się zupełnie inaczej. To kwestia poczucia państwa, którego, jak sądzę, brak obecnie rządzącym, jak i kwestia osobistej kultury - deklaruje. Podkreśla, że on i towarzyszące mu w podróży do Smoleńska osoby były z punktu widzenia Rosji osobami prywatnymi. - I tak, chociaż pan Paweł Kowal jest teraz gdzie indziej, to nie ukrywam, że jestem mu wdzięczny, że potrafił wiele tam zrobić i bardzo energicznie działał - podkreśla prezes PiS.

Propagandowa akcja prokuratury

Pytany o "wątpliwości co do katastrofy" Kaczyński tłumaczy, że jego pierwszą myślą był zepsuty samolot. - Powiedziałem to 10 kwietnia ministrowi Sikorskiemu: "To jest wynik waszej zbrodniczej polityki, bo nie kupiliście nowych samolotów" - relacjonuje. Jak mówi, nie wiedział, że lotnisko w Smoleńsku jest "aż tak złe". - Myśl, że coś jest nie w porządku nasunęła mi się po tym, jak otrzymałem wieść, że Tupolew czterokrotnie podchodził do lądowania. Znam mojego brata. Jakby samolot raz podchodził do lądowania i podejście by się nie udało, zabroniłby dalszych prób. Znam też historię. Wiem, że Rosjanie, jeśli chodzi o dezinformację są bardzo sprawni - dodaje. Jak mówi, bał się, że "obecna władza" nie będzie chciała i nie będzie umiała dokładnie wyjaśnić okoliczności i przyczyn katastrofy.

Polska prokuratura wojskowa 1 kwietnia wykluczyła, by w czasie lotu do Smoleńska doszło do zamachu. Tę deklarację Kaczyński traktuje jako "akcję propagandową". - Prokuratura praktycznie nie ma żadnych materiałów, w tym bardzo ważnych takich jak oryginały czarnych skrzynek, czy wrak samolotu - podkreśla. Jego zdaniem prokuratura jest też zbyt mało aktywna. - Nie bije pięścią w stół, a powinna - akcentuje.

"Tusk mógł kazać im się zamknąć"

PAP pyta też Jarosława Kaczyńskiego, dlaczego nie weźmie udziału w państwowych uroczystościach rocznicy katastrofy. - Po prostu wybieram uroczystości, co do których szczerości nie mam wątpliwości. Przypomnę, że mojego brata potwornie obrażano w zupełnie niebywały, zdziczały, okupacyjny można powiedzieć sposób, jeszcze kiedy żył. Obrażano też w sposób potworny jego, mnie i moją matkę, po jego śmierci. Nigdy w życiu nie słyszałem, żeby zostało to ze strony pana Tuska w twardych, żołnierskich słowach potępione. Mógł powiedzieć: to skandal, to są rzeczy, z którymi się absolutnie nie zgadzam, no mówiąc najkrócej: zamknijcie się. Nigdy tego nie zrobił. Mam razem z nim obchodzić rocznicę? Dlaczego mam się wpisywać w ten ocean hipokryzji? - mówi lider Prawa i Sprawiedliwości.

Kaczyński podkreśla, że polityk także ma prawo do osobistych odczuć. - Kiedy ginie najbliższy mi człowiek, to proszę wybaczyć, ale nie będę się kierował względami politycznymi. W tej sprawie kieruję się sercem - wyjaśnia. Dodaje, że otrzymał "bardzo suche" zaproszenie do wzięcia udziału w oficjalnych obchodach.

Prezes PiS nie odpowiada na pytanie, czy - gdyby Bronisław Komorowski zwrócił się do niego z prośbą o to - spotkałby się z obecnym prezydentem. - Nikt mnie nigdy nie zapraszał na osobiste spotkania z panem Komorowskim, to nie okazja by o tym mówić - ucina.

"Chciałbym, by powstał pomnik brata"

Pytany o upamiętnienie ofiar katastrofy Kaczyński mówi, że pomnik 96 ofiar powinien powstać na Krakowskim Przedmieściu lub przy kościele Karmelitów, "tak jak planowano". - Jest też bardzo interesujący projekt pomnika świetlnego, który by nie wchodził w żaden konflikt z pomnikiem ks. Józefa Poniatowskiego - dodaje. Jak mówi, chodzi o 96 słupów światła. -  Chociaż osobiście wolałbym tradycyjny pomnik wpisujący się w architekturę miejsca, czyli nie jakiś nowoczesny - tłumaczy. - Bardzo bym też chciał, aby w Warszawie powstał pomnik brata. Ale on nie musi być na Krakowskim Przedmieściu - deklaruje Kaczyński.

PAP pyta prezesa PiS również o pochówek pary prezydenckiej na Wawelu. "Wprost" napisał, że pierwszy raz taki pomysł padł na spotkaniu dziennikarki Moniki Olejnik z politykami w jednej z warszawskich restauracji. Kaczyński stwierdza, że nic o takim spotkaniu nie wie. - Powiedziano mi, że nasz senator Zbigniew Cichoń rozmawiał z księdzem kardynałem Stanisławem Dziwiszem i jest konkretna propozycja. Nie wiem, kto z nią wystąpił - czy ksiądz kardynał, czy senator. Z mojego punktu widzenia zaczęło się to w ten sposób. Kto spowodował, że senator rozmawiał z kardynałem - nie wiem - relacjonuje.

Zaczął Wajda

Kaczyński ocenia, że atmosfera narodowej solidarności po katastrofie zaczęła się psuć, a pierwszym zgrzytem były "występy Andrzeja Wajdy i innych osób, które przeciwstawiały się pochówkowi pary prezydenckiej na Wawelu". - Poziom niestosowności tego zachowania był bardzo wysoki - krytykuje. Jego zdaniem, do zaniku solidarności przyczyniła się też prezydencka kampania wyborcza. - Miałem świadomość, że jakby mój brat mógł na chwilę zmartwychwstać i odpowiedzieć na pytanie: czy mam kandydować powiedziałby: "kandyduj". Nawymyślałby mi, gdybym tego nie zrobił - tłumaczy.

Współpraca z PO możliwa

Pytany o współpracę PiS z PO Kaczyński odpowiada, że "można doprowadzić spór polityczny do zwykłych ram, ale musiałby zejść ze sceny pewna formacja kulturowa." Zdaniem lidera PiS, w PO wytworzyła się formacja ludzi, którzy odrzucili wszelkie zasady - "nic nie obowiązuje, my mamy rządzić". Jarosław Kaczyński dostrzega w Platformie grupę, z którą PiS może współpracować. - Są osoby, które nie angażowały się osobiście w kampanię przeciwko nam. Nie wymienię nazwisk, bo byłby to pocałunek śmierci - wyjaśnia. Były premier zapowiada, że w kampanii wyborczej "w zakresie, w którym to jest potrzebne" PiS podniesie sprawę katastrofy. - To jest jedna z bardzo ważnych polskich spraw.

Testament Lecha Kaczyńskiego

Kaczyński wielokrotnie deklarował, że chce kontynuować dzieło swojego brata. - Przede wszystkim to sprawa polskiej polityki zagranicznej, szukanie realnego bezpieczeństwa we wszystkich wymiarach - militarnym, energetycznym i gospodarczym. Polityka zagraniczna zmierzająca do tego, żeby Polska miała przyzwoity status dużego, nieklientystycznego, znaczącego w Unii Europejskiej państwa, bez dawnych zależności wobec Rosji - tłumaczy.

Wśród innych spraw prezes PiS wymienia "przywracanie porządku moralnego", politykę historyczną i odznaczeniową ("oddawanie sprawiedliwości tym, którzy zasłużyli, żeby ich uczcić i właściwe traktowanie tych, którzy na to nie zasłużyli").  - Oraz to wszystko, co służyło budowie społeczeństwa solidarnego, wspólnoty oraz naprawy państwa - to też pozostaje częścią testamentu brata - mówi PAP Kaczyński. Zapowiada, że nie będzie członkiem władz ruchu, który ma zostać powołany 10 kwietnia, a który odwoła się do dorobku Lecha Kaczyńskiego. - Mam partię. W ruchu bezpośrednio uczestniczyć nie będę. Ruch wchodzi w kolejną fazę konsolidacji. Obserwuję to z wielką radością, ale swojej osobistej roli tu nie widzę - podkreśla.

"Chcę być premierem"

- Chcę być premierem - deklaruje, pytany o plany polityczne. Czy będzie kandydował w następnych wyborach prezydenckich? - O tym, co będzie w 2015 roku nie ma sensu w tej chwili mówić. Jestem świadomy, że w Polsce nie ma tradycji gerontokracji - mówi. Dodaje, że w 2015 r. będzie miał 66 lat, "czyli sporo, jak na polskie warunki".


zew, PAP