Krajobraz po katastrofie w Szczekocinach

Krajobraz po katastrofie w Szczekocinach

Dodano:   /  Zmieniono: 
Stan polskich kolei od lat nie jest dobry. Chaos organizacyjny, drastyczne niedoinwestowanie polskich kolei i brak nadzoru - to tylko niektóre z rażących zaniedbań, które miały swój udział w sobotniej katastrofie.
Największym problemem jest jednak to, że PKP jest poszatkowane na wiele spółek - dalej państwowych, lub co najwyżej samorządowych, które konkurują ze sobą i jednocześnie są zobligowane do osiągania zysku. Powoduje to, że kto inny jest odpowiedzialny za tory (szeroko rozumiane szlaki z infrastrukturą), kto inny za przewozy, a jeszcze kto inny za dworce. Zarządy spółek są rozliczane z wyniku finansowego, a nie z jakości swoich usług i bezpieczeństwa.

PKP nie potrafiła ze względu na brak decyzyjności (co za tym idzie lobbingu własnych interesów) wykorzystać koniunktury unijnej, przez wykorzystanie środków pomocowych. Polska wykorzystała niewielką cześć tego, co można było uzyskać, jeżeli projekty modernizacyjne byłyby dobrze przygotowane i miały poparcie polityczne. Tu jedna trzeba wyraźnie napisać - skupienie się przez rząd Donalda Tuska (poprzedniej kadencji), ministra transportu Cezarego Grabarczyka na drogach odbyło się kosztem kolei. Tak, idea budowy dróg szybkiego ruchu i ekspresowych jest ważna, ale nie kosztem transportu kolejowego. Brak środków na modernizację infrastruktury, jej niedoinwestowanie, powodował przewlekłość remontów. Symbolem tego jest linia Warszawa - Trójmiasto, gdzie zakres koniecznych robót - przepustów, estakad, ale także nowych systemów sterowania ruchem - jest olbrzymi. Prace na tej trasie trwają już o kilka lat za długo.

Zdekapitalizowana infrastruktura, wagony, lokomotywy, ale także zaplecze kolei, brak odpowiedzialności i kontroli oraz upadek prestiżu zawodu kolejarza powoduje zagrożenie bezpieczeństwa. Bardzo realne, ponieważ tylko w roku ubiegłym doszło do czterech poważnych wypadków (z ofiarami śmiertelnymi) w ruchu pasażerskim. Kolizji i wypadków w ruchu towarowym i na przejazdach (niestrzeżonych, lub automatycznych) jest bardzo dużo. Teraz dopiero dowiadujemy się, że niektóre związki zawodowe informowały o tym ministerstwo transportu. Jak się jednak okazało, bez specjalnego odzewu.

Wypadek na zjeździe z Centralnej Magistrali Kolejowej zdarzył się akurat w miejscu oddanym do użytku po remoncie. Prawdopodobnie nie zawiodły systemy elektroniczne, ani stan techniczny składów pociągów. Ale zawiódł sam system kolei. Dziś nie jest ważne, czy był to konkretny człowiek, czy procedury. Okazuje się, że prowadzący pociągi maszyniści nie wiedzą dokładnie, który dyspozytor ruchu na tym szlaku jest odpowiedzialny za ten odcinek trasy.

Miejmy nadzieję, że katastrofa pod Szczekocinami nie zakończy się tylko szybką spec-ustawą i kontrolą, ale rozpocznie poważny proces uzdrawiania polskich kolei.