Chiński Twitter odmieni Państwo Środka?

Chiński Twitter odmieni Państwo Środka?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Sina Weibo czyli Twitter po chińsku
Liczba chińskich internautów przekroczyła w lipcu 538 mln, z czego ponad połowa używa serwisów blogerskich. Chociaż zamieszczane treści podlegają cenzurze - internauci mają coraz większy wpływ na rzeczywistość w kraju, zwłaszcza na szczeblu lokalnym.
Szczególnie popularne są w Chinach serwisy mikroblogerskie przypominające znanego na całym świecie Twittera, nazywane po chińsku „weibo”. Sina Weibo, największy tego typu serwis w kraju, liczy ponad 324 mln użytkowników, którzy zamieszczają codziennie ponad 120 mln postów – wyliczała specjalistka od PR z firmy Sina, Long Xiaofeng.

Wzrost liczby internautów i użytkowników sieci weibo przekłada się na zwiększenie dostępności informacji i zakresu wolności wypowiedzi. - Sieci społecznościowe sprzyjają dziennikarzom obywatelskim. Zwykli ludzie mogą publikować wiadomości, dyskutować o sprawach publicznych, monitorować działania rządu i mediów oraz poddawać je krytyce. Serwisy takie jak weibo stają się ważną sferą debaty publicznej w Chinach - wyjaśniła ekspert od mediów i komunikowania z Uniwersytetu Sun Yat-sena w Kantonie dr Zhong Zhijin.

Znikające Ferrari

Dziennikarstwo obywatelskie uprawiane przez blogerów przeciwstawia się kontrolowanym przez władze gazetom, stacjom telewizyjnym i radiowym. - Chińskie mass media są ustami, przez które przemawia rząd. Blogerzy zawsze opisują wydarzenia w zupełnie inny sposób, niż robią to państwowe media. Na stronach internetowych często pojawiają się informacje, które nigdy nie mogłyby ukazać się w mediach masowych - wyjaśniła dr Zhong, dodając jednak, że część z tych informacji jest niedokładna, a niektóre to tylko niesprawdzone pogłoski. Zasięg i szybkość rozprzestrzeniania się informacji na mikroblogach stały się wyzwaniem dla rządowych cenzorów. Ci jednak dysponują zaawansowanymi algorytmami wyszukiwania i blokowania postów zawierających niepożądane słowa kluczowe. W ten sposób wpisy dotyczące kontrowersyjnych tematów są automatycznie kasowane. W szczególności dotyczy to nawoływania do protestów oraz wypowiedzi związanych z aktualnymi, delikatnymi dla władz kwestiami. Dla przykładu w marcu z weibo zniknęły wszystkie posty zawierające słowo „Ferrari”. Dzień wcześniej wypadek samochodu tej rzadkiej marki w Pekinie wywołał burzliwą dyskusję w internecie. Policja odmówiła ujawnienia tożsamości kierowcy, który zginął na miejscu, a internauci spekulowali, że mógł on być synem jednego z wysoko postawionych członków partii. Usunięcie wpisów ze słowem „Ferrari” tylko podsyciło te przypuszczenia, które nigdy nie zostały jednak potwierdzone.

Podobnie było w przypadku niedawnego skandalu związanego z jednym z prominentnych działaczy partyjnych, typowanym do objęcia wysokiego stanowiska kierowniczego Bo Xilaiem. Kiedy w kwietniu jego żona stała się główną podejrzaną w sprawie o zabójstwo brytyjskiego biznesmena, a wokół samego Bo wybuchła afera korupcyjna, został on usunięty ze stanowiska. Jego nazwisko zablokowano wówczas zarówno w sieciach weibo, jak i w wyszukiwarce Baidu (chiński odpowiednik Google'a). Po kilku dniach blokadę zdjęto.

Cenzura wszystkiego nie wytnie

Nie zawsze jednak wpisy na kontrowersyjne tematy są cenzurowane. Protesty ludności miasta Shifang w Syczuanie przeciwko budowie zagrażającej środowisku fabryki, które wybuchły na początku lipca, były na bieżąco relacjonowane przez uczestników na forach internetowych. Z sieci nie usuwano zdjęć zakrwawionych demonstrantów ani wpisów nawołujących do dalszych protestów i niedawania wiary zapewnieniom rządu o wstrzymaniu budowy zakładu. W tym i w każdym innym takim przypadku niemożliwe jest jednak ustalenie, czy cenzorzy nie chcieli, czy też nie potrafili w porę usunąć kontrowersyjnych treści. - Mamy swobodę pisania i wyrażania poglądów, ale rząd ma również swobodę kasowania tego, co napisaliśmy - ocenił w wywiadzie dla „Financial Timesa” najpopularniejszy chiński bloger Han Han. Trzeźwe, często krytyczne wobec władzy i momentami dosadne posty Hana – jeżeli nie zostaną usunięte przez cenzurę – docierają do co najmniej 8 mln osób, które subskrybują jego mikroblog.

Kwestia zanieczyszczeń i ochrony środowiska jest jednym z tematów, które najbardziej poruszają chińskich internautów. W październiku ubiegłego roku burzliwą dyskusję na mikroblogach wywołał spadek jakości powietrza w Pekinie. Blogerzy, a wśród nich celebryci i wpływowi biznesmeni, zaczęli masowo kopiować wyniki pomiarów zanieczyszczeń prowadzonych przez ambasadę amerykańską, które chiński rząd starał się dotychczas ukrywać przed obywatelami. W wyniku tej internetowej kampanii chińskie władze po raz pierwszy w historii zgodziły się publikować wyniki własnych pomiarów poziomu zanieczyszczenia powietrza niektórymi szkodliwymi substancjami.

Zdarza się również, że krytyka ze strony blogerów wymusza na władzach podjęcie konkretnych decyzji personalnych. W marcu kierownik lokalnej służby zdrowia w mieście Liyang (prowincja Jiangsu) stracił stanowisko, gdy internauci odkryli jego romans z zamężną kobietą. Ani on, ani jego kochanka nie zdawali sobie sprawy, że erotyczne wiadomości, które sobie przesyłają, są widoczne dla wszystkich użytkowników serwisu.

Rząd czyta wpisy obywateli

- Chociaż w dalszym ciągu istnieje cenzura, rząd w coraz większym stopniu zdaje sobie sprawę z siły internetu. Urzędnicy uczą wykorzystywać internet do komunikacji ze społeczeństwem, słuchać jego głosu i budować pozytywny obraz rządu. W niektórych miejscach umiejętność posługiwania się weibo jest wymagana na egzaminie urzędniczym - wyjaśniła dr Zhong.

Od początku roku, zgodnie z decyzją rządu w Pekinie, publikowanie w sieci Sina Weibo jest możliwe tylko dla użytkowników, którzy uwierzytelnią swoją tożsamość, podając prawdziwy numer dowodu osobistego. Oficjalnie wymóg ten wprowadzono, by skuteczniej walczyć z cyberprzestępcami i osobami rozpuszczającymi fałszywe pogłoski. Weryfikacja użytkowników za pomocą prawdziwych dokumentów może ukrócić też proceder zakładania fikcyjnych kont i tzw. „handlu znajomymi”, wykorzystywanego przez nieuczciwe firmy do celów marketingowych.

Chińskie portale społecznościowe są otwarte również dla cudzoziemców. Do końca 2011 roku na Sina Weibo zarejestrowało się ich ponad 8 mln, a firma planuje dalszą ekspansję poza granice kraju.

PAP, arb