KIOwy system, czyli jak ustawić przetarg zgodnie z prawem

KIOwy system, czyli jak ustawić przetarg zgodnie z prawem

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jak długo tak jeszcze będzie? (fot. sxc.hu) Źródło:FreeImages.com
W polskim prawie jest luka, która zezwala firmom startującym w przetargu oszukać państwo. Całkowicie legalnie można zmówić się i wyeliminować konkurencję, a potem sięgnąć po miliony złotych. Wszyscy o tym wiedzą, ale czy ktoś coś z tym robi?
W kwietniu tego roku wybuchł skandal związany z przetargiem informatycznym dla Centrum Systemów Informacyjnych Ochrony Zdrowia (CSIOZ). Powstało podejrzenie, że ów przetarg, którego wartość wynosiła ok. 360 mln zł, został ustawiony, i to na dwa różne sposoby. Czy afera wpłynęła w jakikolwiek sposób na polskie prawo?

Referencje łudząco podobne

Postępowanie było dwuetapowe. Najpierw (etap prekwalifikacji) z firm, które zostały dopuszczone do przetargu, ułożono tzw. listę rankingową. Punkty przyznano w zależności od stopnia zdolności do wykonania zadania – m.in. za doświadczenie. I tu pojawiły się pierwsze wątpliwości. Okazało się, że kilka spółek wymieniło się łudząco podobnymi referencjami, niejako wzajemnie windując się w rankingu i nie dopuszczając innych podmiotów do udziału w drugim etapie. Referencje miały zawierać niemal te same dokumenty, opisy usług i błędy językowe. Złożono je ponoć także w takich samych segregatorach. Współpraca wydawała się oczywista. W trzech z czterech części przetargu, w piątce firm zaproszonych do składania ofert znalazły się te, które otrzymały identyczną liczbę punktów: HP Polska Sp. z o.o., B3System S.A., konsorcjum Kamsoft i Asseco oraz Sygnity S.A. Nie znalazł się natomiast Comarch S.A. – największy przegrany, który we wszystkich trzech częściach znalazł się tuż za podium. Comarch złożył doniesienie do prokuratury.

Przypadek?

Doniesienie nie dotyczyło jednak pierwszego etapu, a tego, co mogło mieć miejsce na drugim. Wydaje się, że fakt, iż zostały do niego zaproszone tylko firmy, które współpracowały, pozwolił na złożenie rażąco wysokich cenowo ofert. Dla przykładu: w części pierwszej przetargu, w której do potencjalnej zmowy nie doszło, spółki Unizeto i Max Elektronik zaproponowały realizację zadania za 23 i 43 proc. zakładanego przez CSIOZ budżetu (powstaje pytanie, na ile takie budżety są "nadmuchane"). W częściach 2-4 wszystkie oferty opiewały na 95-99 proc. budżetu. Przypadek?

Feralny przepis

Problem ze wspomnianą aferą był taki, że zmowę cenową w przetargu niezwykle ciężko udowodnić, a zmowa "referencyjna" jest dozwolona przez prawo (przynajmniej według niektórych). Winny całemu zamieszaniu jest art. 26 ust. 2b ustawy Prawo zamówień publicznych (PZP). Według niektórych, ustęp zezwala na podobne praktyki. Inni, jak Elżbieta Tomaka z Głównego Urzędu Geodezji i Kartografii, twierdzą, że feralny przepis zezwala na wymienianie się referencjami wyłącznie w celu dopuszczenia do przetargu, a nie nabicia punktów na liście rankingowej. – Wszędzie stosujemy tę zasadę, że do prekwalifikacji nie bierzemy cudzych doświadczeń. Do spełnienia warunków podstawowych owszem, ale do prekwalifikacji w żadnym wypadku nie – mówi Tomaka, odpowiedzialna w GUGiKu-u za zamówienia publiczne.

Dlaczego Tomaka inaczej interpretuje feralny przepis niż chociażby prezes CSIOZ? Ponieważ kilka razy się sparzyła. Organizowane przez nią przetargi wygrały firmy, które nabiły sobie punktację referencjami, a potem nie były w stanie zrealizować zadania. – Z tego tytułu trzeba było zerwać umowy. Nie dali sobie rady wykonawcy, którzy posiłkowali się nadto podmiotami trzecimi – wspomina. Pewna firma z powodu postępowania Tomaki złożyła skargę do Krajowej Izby Odwoławczej (KIO) – instytucji zajmującej się orzekaniem o legalności postępowań przetargowych. Tomaka wygrała tę sprawę. – Niemniej ostatnio zrezygnowaliśmy z przetargów ograniczonych, ponieważ ten tryb wybitnie sprzyja zmowom i koncentracji konkurencji – kończy urzędniczka.

KIOwe prawo

Problem z art. 26 ust. 2b polega również na tym, że KIO nie interpretuje go jednoznacznie. Zależy to od składu sędziowskiego. Dlatego w przypadku CSIOZ KIO orzekło, że referencje mogą służyć nabijaniu punktów, a w przypadku GUGiK-u, że nie. Potwierdza to Urząd Zamówień Publicznych (UZP). "Z obserwacji Urzędu Zamówień Publicznych wynika, iż istnieją pewne rozbieżności w orzecznictwie Krajowej Izby Odwoławczej w zakresie interpretacji przepisu ustawy Prawo zamówień publicznych dotyczącego powoływania się przez wykonawców na zasoby podmiotów trzecich oraz potwierdzające je referencje" – przyznaje UZP w oświadczeniu.

Rodzi się zatem pytanie, czy ten przepis aby na pewno jest prawidłowo sformułowany. Tomaka, która od ponad dziesięciu lat jest też członkinią Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Konsultantów Zamówień Publicznych twierdzi, że nie. Skupiające ok. 150 ekspertów z całej Polski stowarzyszenie napisało w tej sprawie do prezesa UZP w lutym 2012 r. W  rekomendacji zawarte zostały propozycje zmian prawnych. Miałyby one ujednolicić orzecznictwo KIO.

UZP nie widzi problemu

UZP nie widzi jednak powodu do jakichkolwiek zmian. "Urząd Zamówień Publicznych nie pracuje nad zmianą przepisu art. 26 ust. 2b ustawy Prawo zamówień publicznych. Wynika to z faktu, iż obecna redakcja tego przepisu jest właściwa, gdyż stanowi ona wierne odzwierciedlenie stosownych postanowień dyrektyw unijnych dotyczących zamówień publicznych i w analogiczny sposób (przepis – red.) został wdrożony do porządków prawnych innych państw członkowskich Unii Europejskiej. Zastosowanie przepisu art. 26 ust. 2b) wymaga prawidłowej jego wykładni" – napisano w orzeczeniu urzędu.

UZP próbuje więc przekonać KIO do swojej interpretacji przepisu. Ile jeszcze przetargów będzie zagrożonych ich "ustawieniem", zanim prawo zacznie funkcjonować właściwie?