Agent Tomek: zdradził mnie mój kolega

Agent Tomek: zdradził mnie mój kolega

Dodano:   /  Zmieniono: 44
Tomasz Kaczmarek (fot.Jacek Herok/newspix.pl) Źródło: Newspix.pl
Były agent CBA, obecnie poseł PiS Tomasz Kaczmarek w rozmowie z Michałem Majewskim mówi, że ma zdjęcia, które nie przynoszą chwały obecnemu szefowi CBA, Pawłowi Wojtuniukowi. Ale nigdy nie przekaże tych zdjęć żadnemu dziennikarzowi. Agent Tomek wie, kto dostarczył zdjęcia i był informatorem "Gazety Wyborczej”. - To kolega, do którego miałem zaufanie. Okazał się zdrajcą. Złamał rażąco prawo i zasady, które obowiązują wewnątrz jednostek przykrywkowych – mówi Majewskiemu.
Michał Majewski: Szantażuje Pan zdjęciami szefa CBA Pawła Wojtunika?

Tomasz Kaczmarek: To nie jest atak z mojej strony. Paweł Wojtunik publicznie zarzucił mi brak profesjonalizmu.  Takie wnioski wyciągnął ze zdjęcia zrobionego mi, bez mojej wiedzy, przed operacją specjalną, w której uczestniczyłem.

O zdjęciu, na którym jest walizka z pieniędzmi i pana nagi tors zaraz  pomówimy. Wróćmy do Wojtunika i jego fotografii. Skąd pan je ma?

Po tym, gdy szef CBA mnie publicznie skrytykował zgłosili się do mnie byli funkcjonariusze CBŚ. I powiedzieli wprost: "Tomek, Wojtunik mówi o profesjonalizmie? O tym, że nie robi się zdjęć? Proszę bardzo, ujawnij to dziennikarzom”. I rzeczywiście są to zdjęcia, które chwały mu nie przysparzają.

Co na nich jest?

Są to zdjęcia związane z wykonywaniem obowiązków służbowych przez Pawła Wojtunika. I tu postawmy kropkę.

Czy to nie jest zbieranie haków, szantażowanie szefa służby specjalnej?

Nigdy nie przekażę tych zdjęć żadnemu dziennikarzowi. Chcę tylko powiedzieć, że Wojtunik ma zdjęcia, z których  ujawnienia nie byłby  zadowolony. Sam publicznie i absolutnie niesłusznie krytykuje moją postawę. Ja się zachowam lojalnie i nie ujawnię  tych fotografii. Obaj wywodzimy się z niewielkiej "rodziny przykrywkowej”, której główne ideały to honor.

Pan nie, ale kto inny może?

Ja mogę odpowiadać za siebie.

Pomówmy o zdjęciach, na których Pan jest. Dlaczego pan się dał sfotografować tuż przed operacją specjalną, bez koszuli, przy walizce pełnej pieniędzy?

To Pana teza wysnuta w skutek kłamliwych publikacji „GW”. Zdjęcie zostało wykonane absolutnie poza moją wiedzą. Nigdy nie zgodziłbym się na zrobienie takiej fotografii. Uważam, że zrobienie tego zdjęcia i przekazanie go dalej jest przestępstwem. Złożyłem w tej sprawie zawiadomienie do prokuratora generalnego.

Trudno przyjąć pańskie tłumaczenie. Na tym zdjęciu widać, że znad walizki z pieniędzmi spogląda pan wprost w obiektyw aparatu…


Telefony komórkowe są małymi urządzeniami, którymi można wykonać bez trudu takie zdjęcie. I nawet się pan nie zorientuje, czy ktoś przed panem pisze sms-a, czy też robi fotografię. Powtarzam. Zdjęcie zostało wykonane bez mojej wiedzy.  Co ciekawe, jakiś miesiąc po jego zrobieniu przełożony nakazał autorowi  tej fotografii by zdjęcie zostało skasowane, zniszczone.

A skąd przełożony wiedział, że zrobiono zdjęcie, skoro miało być wykonane z ukrycia?

Bo autor się pochwalił, pokazał to zdjęcie.

Pan tłumaczył, co wywołało rozbawienie u niektórych, że nie chciał przepocić koszuli, w której miał pan wystąpić w operacji specjalnej...

Tam nie ma nic nadzwyczajnego. Przygotowywałem się do zadania operacyjnego. Jestem ubrany w spodnie od garnituru, eleganckie buty. Koszula? Wisiała obok, na krześle.

To nie było tak, że był pan bez koszuli, bo zakładano panu sprzęt do nagrywania?

Nie odpowiem na to pytanie. To są metody pracy operacyjnej. Niech pozostaną tajne. Mam wskazać, jakie podsłuchy stosowałem? Nie mogę tego powiedzieć nawet jeżeli byłaby to dobra dla mnie linia obrony wobec ataku, który mnie spotyka.

Pan wie, kto zrobił to zdjęcie?

Ta osoba, były funkcjonariusz CBA, została przeze mnie wskazana z imienia i nazwiska w 5 zawiadomieniach o popełnieniu przestępstwa, które złożyłem u prokuratora generalnego. Wskazałem również dane drugiego funkcjonariusza – bo mówimy tu o dwóch informatorach „Gazety Wyborczej”. Jeden dostarczył zdjęcia, drugi dał wywiad.

Kim jest ten, który robił zdjęcia?


Pracował w tym samym wydziale, co ja.

Pana przyjaciel?

Kolega, do którego miałem zaufanie. Okazał się zdrajcą. Złamał rażąco prawo i zasady, które obowiązują wewnątrz jednostek przykrywkowych.

Sprawa zakupu willi w Kazimierzu przed finałem, której zrobiono tę fotografię, to była duża operacja. Ważna dla CBA, z dużymi pieniędzmi w tle i znanymi osobami. Pan tak naprawdę był narzędziem w tej akcji, która jak rozumiem miała swego szefa. I ten szef nie wyłapał tych takich sytuacji, jak robienie sobie zdjęć?

Byliśmy w gronie zaufanych osób. Razem wykonywaliśmy zadania, razem walczyliśmy z przestępczością. Trudno myśleć wtedy, że partnerzy, koledzy mogą cię zdradzić. Po kilku latach wyszło na to, że byli pospolitymi zdrajcami, którzy złamali zasady panujące wśród przykrywkowców i złamali prawo.

Jeszcze chwilę o zdjęciach. Nie widzi pan w tym żenującego braku profesjonalizmu, który polega na robieniu sobie takich fotografii?

Ale to świadczy o funkcjonariuszu, który te zdjęcia z ukrycia wykonał.

Z drugiej strony, widziałem zdjęcia przykrywkowców szykujących się do akcji. Może w tym jednak nie ma nic nagannego?

Odnosi się pan do książki o przykrywkowcach, którą napisali panowie Latkowski i Pytlakowski. Tam rzeczywiście są zdjęcia Majamiego z CBŚ, szykującego się do akcji (zresztą dobrego przykrywkowca). Tyle, że ja, będąc funkcjonariuszem pod przykryciem w CBŚ, czy CBA nigdy nie zgodziłbym się, by ktoś takie zdjęcia mi robił.

Nie mieliście takich zwyczajów?

Oczywiście, że nie. To byłoby karygodne, niedopuszczalne. "Gazeta Wyborcza” opublikowała swe informacje w oparciu o jedno źródło, jedną stronę. Drugiej strony, czyli mnie i innych osób, nie zapytali o komentarz. Oparli się na relacjach osoby, która została dyscyplinarnie usunięta przed rokiem z CBA za szarpaninę z policjantem.

O co to pretensje do dziennikarzy? Dziennikarze są od ujawniania tajemnic nawet, jeśli to się panu nie podoba. Od pilnowania tych tajemnic są inni.

Rozumiem, tylko, że jest też kwestia odpowiedzialności. Publikując niektóre z informacji  dziennikarze sprowadzają zagrożenie na osoby pracujące w CBŚ, w CBA, w służbach wojskowych. Bo we wszystkich tych służbach prowadzi się pracę operacyjną, w mniej lub bardziej podobny sposób.

Niech służby sobie pilnują swych tajemnic, ale niech pan nie każe tego robić dziennikarzom.

Sprawdziłby pan wiarygodność informatorów, szykując taki tekst?

Oczywiście. Myślę, że dziennikarze "Gazety Wyborczej” też to zrobili. Sam pan mówi, że  informatorzy pracowali w CBA. Dlaczego mieliby być niewiarygodni?

Choćby z tego powodu, że jeden z nich – ten który udzielał wywiadu – leczy się psychiatrycznie.

A pan skąd o tym wie? Jest chyba jeszcze coś takiego jak tajemnica lekarska?

Wiedza o jego problemach zdrowotnych jest w CBA powszechnie dostępna. Jeżeli ktoś uważa, że kłamię może zareagować na moje wypowiedzi. Swoją drogą informacje o metodach pracy operacyjnej są we wspomnianym wywiadzie wymieszane z ewidentnymi kłamstwami i pomówieniami.

Przykład?

W tekście zarzuca się, że prokurowałem notatki służbowe, po których były wszczynane śledztwa, czy działania operacyjne. To kłamstwo. Będzie to przedmiotem śledztwa.

Tylko to jest nieprawdą?

Jest tego więcej. Choćby kwestie związane z dużymi premiami, które miałem dostawać. Nie dostawałem premii w kwotach, które są tam podawane.

Ale rozumiem, że ceny samochodów i ubrań idące w horrendalne sumy się zgadzają?

A skąd ta pewność, że ta auta i ubrania były wykorzystywane przez CBA?

Tak w wywiadzie mówi były funkcjonariusz tej służby. Kwestionuje pan to?


Tak, bo to nieprawda i to również, mam nadzieję, będzie przedmiotem śledztwa prokuratury. W tym wszystkim ważna jest jeszcze jedna rzecz. Na fotografii, na której jestem ja i walizka z pieniędzmi, w drugim plamie są funkcjonariusze, którzy do dziś czynnie zwalczają przestępczość zorganizowaną. Twarze są zapikslowane, ale to nie znaczy, że zostali uchronieni przed rozpoznaniem, chociażby przez osoby, z którymi mieli styczność w działaniach pod przykryciem. Po samej sylwetce i posturze można te osoby rozpoznać. Te zdjęcia zostały dostarczone do "Gazety Wyborczej” bez zapikslowania. Komu dziennikarze Gazety pokazywali jeszcze te zdjęcia? Jest pan w stanie wziąć za to odpowiedzialność? Rozumiem, że "Gazeta Wyborcza" chce mnie upokorzyć, pokazać w złym świetle.  Ale przez tą publikację zaszkodzono wszystkim służbom w Polsce które wykonują pracę operacyjną.

Skąd pan wie, że były przekazane w tej formie?

W przeciwieństwie do "GW” w stosownym momencie podczas śledztwa ujawnię swoje źródło informacji.
Niech pan ma pretensje do byłych kolegów z CBA, a nie do dziennikarzy.Rozumiem, że "Gazeta Wyborcza" chce mnie upokorzyć, pokazać w złym świetle.  Ale przez tą publikację zaszkodzono wszystkim służbom w Polsce które wykonują pracę operacyjną.

Dziennikarze opublikowali również zdjęcia z prywatnych imprez, na których pan jest. Czy robiła je ta sama osoba, która wykonała fotografię przy walizce z pieniędzmi?

Dokładnie tak. Obaj funkcjonariusze, którzy są informatorami i dostarczycielami materiałów byli na tych imprezach jako goście.

Tam są m.in. pańskie zdjęcia z Mariuszem Kamińskim na jakimś przyjęciu. To jest mieszkanie operacyjne CBA? Ta impreza była za pieniądze Biura?

Nie. To jest prywatne mieszkanie osoby, która zaprosiła nas na kolację. Okazją było jej pożegnanie ze służbą.
Czy pan będąc przykrywkowcem nie  powinien być bardziej sceptyczny, co do pomysłów robienia panu zdjęć?
Byliśmy na kolacji w mieszkaniu kolegi we własnym gronie. Pan Mariusz Kamiński od 6 miesięcy nie był już szefem CBA. Ci dwaj, którzy poszli z materiałami do dziennikarzy, byli kolegami. Dziś okazało się, że są kimś innym. Są zdrajcami.

Są jeszcze fotografie, na których się pan szampańsko bawi. Tańczy na stole, pokazuje brzuch. Z mieszkania operacyjnego?


Moje imieniny, w mieszkaniu kolegi. Sytuacja absolutnie prywatna, niezwiązana z wykonywaniem obowiązków służbowych. Rozumiem, że nie miałem do tego prawa?

Nie o to mi chodzi. Raczej o to, czy nie powinien być pan bardziej powściągliwy z racji zajęcia, które pan miał? Bardziej powściągliwy w dawaniu zgód na robienie panu zdjęć?


Nie rozumiem tej logiki. Nie mam prawa do życia prywatnego? Do tego, by spotkać się ze znajomymi? Pan jako dziennikarz, czyli osoba publiczna też nie pozwala sobie robić zdjęć?

Ja nie jestem przykrywkowcem ze służb specjalnych…

To zdjęcie robiła mi osoba, do której miałem zaufanie, a sytuacja była prywatna.

A co kierowało pana byłymi kolegami, że wybrali się do dziennikarzy, by pokazywać pana zdjęcia i odpowiadać o panu?


Nie wiem, nie znam motywu. Mam nadzieję, że tych panów prokurator szybko zaprosi na przesłuchanie. Może jemu to powiedzą.

Więcej o sprawie w najnowszym numerze „Wprost” w artykule Sylwestra Latkowskiego i Michała Majewskiego „Agent bez przykrycia”, który od niedzielnego wieczora będzie dostępny w formie e-wydania.

Najnowsze wydanie tygodnika dostępne jest też na Facebooku.