Niesłusznie skazani: Krzysztof Stańko

Niesłusznie skazani: Krzysztof Stańko

Dodano:   /  Zmieniono: 
 
Polskie sądy co roku niesłusznie skazują kilkaset osób. Poszkodowani coraz częściej walczą o to, żeby państwo zapłaciło im za czas niesłusznie spędzony za kratami. Tylko ile właściwie kosztuje wolność?
Według opublikowanego we wrześniu raportu Forum Obywatelskiego Rozwoju w Polsce co roku sądy niesłusznie skazują około 300 osób. Zdaniem twórców raportu, takich spraw może być znacznie więcej, bo w raporcie liczono tylko umorzenia i kasacje Sądu Najwyższego. Według raportu najczęstszą przyczyną niesłusznych skazań jest niekompetencja sędziów i prokuratorów. Ich za popełnione błędy nikt nie rozlicza.

Był wrześniowy wieczór 2003 roku kiedy Krzysztof Stańko usłyszał za oknem strzał z pistoletu. Przestraszył się, bo w „Kormoranie” , jego ośrodku wypoczynkowym w Turawie, goście raczej łowili ryby niż używali broni palnej. Przez okno zdążył tylko zobaczyć, że ktoś zastrzelił jego psa. Chwilę później w domu roiło się już od antyterrorystów w kominiarkach, którzy rzucili na ziemię całą jego rodzinę, 13 letniej córce przystawili lufę do głowy, a jego samego wyprowadzili w kajdankach. Zabrali go do aresztu bez słowa wyjaśnienia. – Do tej pory moja jedyna styczność z łamaniem prawa sprowadzała się do mandatów drogowych. Nie miałem pojęcia jak się zachować. Cały czas miałem przekonanie, że to jakaś koszmarna pomyłka, która zaraz się wyjaśni - opowiada Stańko.

Został oskarżony o to, że w swoim ośrodku miał fabrykę amfetaminy. Miesięcznie miał w niej produkować nawet  600 kg narkotyku, a potem przemycać za zachodnią granicę. Jedynym dowodem w sprawie były zeznania świadka koronnego, Macieja B., pseudonim „Gruby”.  - Ucieszyłem się kiedy po kilku dniach zobaczyłem się z prokuratorem. Z policjantami nie dało się rozmawiać, ale byłem pewien, że teraz wszystko się wyjaśni. Zamiast tego usłyszałem, że jestem oskarżony o udział w zorganizowanej grupie przestępczej, i będzie lepiej kiedy zacznę w końcu o tym mówić. – opowiada Stańko.

Krzysztof Stańko świadka koronnego, który zrobił z niego wielkiego amfetaminowego magnata widział dwa razy w życiu. Przyjeżdżał do jego ośrodka z wędką, odpocząć i połowić ryby. Zamienił z nim w sumie ze trzy zdania. „Dzień dobry, co słychać, jak biorą rybki?” Stańko do dzisiaj zadaje sobie pytanie dlaczego „Gruby” przed prokuratorem zeznał, że widział jak Stańko produkuje narkotyki. – Mogę tylko przypuszczać o co chodzi. Życie nauczyło mnie, żeby nie rzucać oskarżeń, jeśli nie mam dowodów, w końcu nie jestem prokuratorem, któremu wszystko wolno. Mogę tylko podejrzewać, że coś jest nie tak, skoro miesiąc po tym jak mnie zamknęli do mojej żony ktoś zadzwonił z propozycją. Jeśli zgodzi się sprzedać nasz ośrodek, zeznania zostaną wycofane. Zgłaszałem to prokuratorowi, ale nawet nie chciał sprawdzić bilingów - opowiada Stańko.

Prokurator nie był zdziwiony też faktem, że w materiale wysłanym do policyjnego laboratorium nie znaleziono nawet miligrama z całych ton amfetaminy, które miał wyprodukować w swoim ośrodku. - Policyjne psy szkolone do tropienia narkotyków w takim miejscu powinny dostać szału, ale nie znalazły absolutnie niczego. Zresztą, wystarczyło żeby prokurator przyjechał do Turawy zweryfikować zeznania świadka koronnego. Zobaczyłby wtedy np. że na jeziorze nie ma żadnej wyspy, na której, według zeznań, miałem przechowywać narkotyki. Przez 27 miesięcy które spędziłem w areszcie ani razu nie zostałem przesłuchany. Nie miałem żadnych szans na obronę, którą przecież gwarantuje mi konstytucja- opowiada Stańko. 

Krzysztof Stańko w areszcie przesiedział 27 miesięcy. Mówi, że więzienie zostaje w człowieku do końca życia. Ty możesz z niego wyjść, ono z ciebie nie wyjdzie nigdy.  – Spałem z otwartymi oczami, nie wiedząc czy rano się jeszcze obudzę. Do celi wrzucano mi albo największych bandytów albo największych idiotów. Dopiero po 1,5 roku pozwolono mi na pracę w radio węźle. To było jak wygrana w totka. W końcu mogłem porozmawiać z normalnymi ludźmi. - opowiada Stańko. O niewinności, chociaż w środku wszystko w nim chciało o niej krzyczeć, nie mówił. Wiadomo, w areszcie wszyscy są niewinni.

Po 27 miesiącach sąd nie zgodził się na kolejny wniosek prokuratora o przedłużenie aresztu. Stańko wyszedł za kaucją. Miał zakaz opuszczania kraju, dostał dozór policyjny. -  Co tydzień, przez 6 lat, musiałem meldować się na komendzie 50 kilometrów od domu. – mówi Stańko. „ Gruby” przez którego wylądował w areszcie jest w Australii. Jemu paszportu nikt nie zabrał, chociaż został skazany na 7,5 roku więzienia za wyłudzanie pieniędzy. W swoich zeznaniach obciążył ponad 200 osób, które wciąż czekają na procesy, które bez „Grubego” odbyć się nie mogą.

Krzysztofa Stańko z zarzutów ostatecznie oczyszczono w maju tego roku. Założył Ruch Społeczny „Niepokonani” w którym pomaga ludziom pokrzywdzonym przez państwo. - Jeżdżę po Polsce, słucham ludzi, którzy mieli takie historie jak ja, biznesmanów, którzy poszli w skarpetkach, bo urzędnikowi coś się pomyliło. Mam 48 lat, przeżyłem komunizm. Chociaż niby żyjemy w nowoczesnej Europie, tak naprawdę nic się tu nie zmieniło. To PRL Bis. – mówi Stańko.

Ma zamiar sądzić się z państwem o zadośćuczynienie za ponad dwa lata które spędził w areszcie. Chce 3,2 miliona złotych. – Nie chodzi o pieniądze. Chodzi o to żeby ktoś poniósł odpowiedzialność za to co się stało. Chciałem oskarżyć prokuraturę o niedopełnienie obowiązków. Ale nie ma w kraju adwokata, który chciałby oskarżać prokuraturę apelacyjną. Dla nich to oznacza spalenie w zawodzie. – tłumaczy Stańko. Z wyceną wolności nie miał większych problemów. – Zebrałem kilka spraw, m.in. niesłusznie skazanej sędzi i policjanta, którzy dostali po 100 tysięcy złotych za miesiąc aresztu. Chcę tyle samo, plus pół miliona dla mojej rodziny za krzywdy - mówi Stańko.

Cały artykuł Bartosza Janiszewskiego "Cena wolności"  można przeczytać w najnowszym numerze tygodnika "Wprost", który  od niedzielnego wieczora jest dostępny w formie e-wydania.

Najnowszy numer "Wprost" jest też dostępny na Facebooku.