11 listopada? A może 10 lutego lub 7 października? Kulisy niepodległości

11 listopada? A może 10 lutego lub 7 października? Kulisy niepodległości

Dodano:   /  Zmieniono: 
11 listopada? A może 10 lutego lub 7 października? Kulisy niepodległości (fot. Jakub Czermiński)
11 listopada jako Święto Niepodległości zaczęliśmy obchodzić późno i przez przypadek.
Przyłączamy Ostrawę do Polski – oświadcza osłupiałym czeskim urzędnikom Bolesław Włodek, nauczyciel stojący na czele trzyosobowej delegacji Polaków. Jest środowe przedpołudnie, 30 października 1918 r. Polacy przyszli do ratusza w Ostrawie, by w imieniu Rady Narodowej z Cieszyna oświadczyć, że miasto będzie należało do Rzeczypospolitej. W odpowiedzi słyszą jednak, że dzień wcześniej władze miejskie ogłosiły już przynależność do nowo utworzonego państwa czechosłowackiego. W tej sytuacji przepraszają za nieporozumienie i wychodzą. Zszokowany Ferdinand Pelc, wiceprzewodniczący Zemskiego Národnígo Výboru pro Slezsko, notuje: "Było jasne, że jeśli Polacy odważyli się przyjść do Ostrawy, najbardziej czeskiej gminy w rejonie, która nigdy nie miała polskiej większości ani władzy, zapewne pójdą bezwzględnie wszędzie”. Zdarzenia z Ostrawy pokazują, w jakich warunkach odbywa się powstawanie nowych krajów, wyłaniających się z kurzu I wojny światowej. W wyścigu do niepodległości liczył się każdy dzień. Który z nich można uznać za dzień odzyskania niepodległości? Przez lata to wcale nie było oczywiste.

7 października – Niech żyje monarchia


Teoretycznie Święto Niepodległości moglibyśmy obchodzić już 7 października. Bo tego dnia w 1918 r. deklarację niepodległości ogłosiło Królestwo Polskie, obejmujące obszar 108 tys. km kw. i zamieszkane przez 10,5 mln ludzi. Utworzone dwa lata wcześniej na terenach odebranych Rosji przez armie Niemiec i Austro-Węgier, początkowo funkcjonowało pod ścisłym nadzorem władz okupacyjnych, jednak w miarę zmian sytuacji na froncie zyskiwało coraz większą autonomię. Głową państwa była trzyosobowa Rada Regencyjna, która miała rządzić do czasu. W jej skład wchodzili książę Zdzisław Lubomirski, arcybiskup warszawski Aleksander Kakowski i hrabia Józef Ostrowski. Królestwo miało własny rząd i organ ustawodawczy: Radę Stanu, a od września 1917 r. również własną konstytucję.
Z czasem Rada stawała się nie tylko coraz bardziej niezależna, ale też coraz skuteczniejsza politycznie. W październiku 1918 r. pod jej kontrolą znajdowały się cała cywilna administracja, szkolnictwo, wymiar sprawiedliwości i szpitale, a także całkiem spora sieć placówek dyplomatycznych w krajach neutralnych. Królestwo tworzyło własne siły zbrojne, od 12 października 1918 r. oficjalnie nazywane Wojskiem Polskim.

Deklaracja z 7 października nie zmieniała jednak tego, że w Królestwie wciąż przybywało 80 tys. niemieckich żołnierzy i urzędników, było to więc terytorium okupowane. Z kolei Rada Regencyjna była oskarżana o kolaborację z Niemcami i uważana za reprezentanta interesów skrajnej prawicy, co w ogarniętej rewolucyjną gorączką Europie było poważnym problemem. Lewicowy przewrót lub zamach stanu był więc tylko kwestią czasu. Pierwsza próba puczu nastąpiła 3 listopada, a dokonał jej… powołany przez Radę Regencyjną rząd Józefa Świeżyńskiego.

Stanisław Wojciechowski, późniejszy prezydent Polski, wspominał: "Na ulicy spotkałem Zygmunta Chrzanowskiego, który w gabinecie Świeżyńskiego był ministrem spraw wewnętrznych. Na pytanie, czemu się tak spieszy, odpowiedział wesoło: »Idę na Radę Ministrów po rozkaz aresztowania Rady Regencyjnej«”. Pierwszym pucz jednak nie wypalił. Oburzona próbą zamachu stanu Rada Regencyjna zdymisjonowała rząd. Obecny na posiedzeniu ks. Janusz Radziwiłł doradził nawet, by zażądać od Świeżyńskiego kontrasygnaty aktu odwołania. Innymi słowy: Śnieżyński miał podpisać polityczny wyrok na własnej osobie. Ku zaskoczeniu wszystkich premier to zrobił!

7 listopada – Socjaliści i Republika

Cztery dni po operetkowym zamachu stanu Rada Regencyjna stanęła przed kolejnym wyzwaniem: w Lublinie powstał samozwańczy rząd tymczasowy. Tu sprawa była o wiele poważniejsza i groziła wręcz wybuchem wojny domowej. Lublin znajdował się na terytorium Królestwa Polskiego, ale w strefie okupacji austriackiej, spod której mieszkańcy miasta wyzwolili się już na początku listopada, rozbrajając stacjonujących tam żołnierzy. Było to więc pierwsze terytorium Królestwa Polskiego, na którym całą władzę przejęli Polacy.

Chociaż początkowo przejmowanie władzy w mieście odbywało się w imieniu Rady Regencyjnej, wkrótce Lublin wypowiedział posłuszeństwo Warszawie. W Lublinie powstał w nocy z 6 na 7 listopada Tymczasowy Rząd Ludowy Republiki Polskiej pod przewodnictwem przywódcy socjalistów galicyjskich Ignacego Daszyńskiego. W ten sposób lewica niepodległościowa zgłaszała się jako kandydatka do objęcia całej władzy w państwie. Deklaracja lubelskiego rządu była pierwszą, w której padła nazwa „Republika Polska”. Dla członków Rady Regencyjnej było jasne, że to zapowiedź likwidacji monarchii. I że nastroje polityczne gwałtownie się radykalizują, a los Królestwa Polskiego wisi na włosku. Ostatnią deską ratunku przed wybuchem rewolucji i wojny domowej był Józef Piłsudski, działacz lewicowej PPS, ale jednocześnie członek tymczasowej Rady Stanu Królestwa Polskiego, aresztowany w lipcu 1917 r. za odmowę złożenia przysięgi na wierność niemieckiemu cesarzowi.

Trwające od dłuższego czasu dyplomatyczne zabiegi Rady o zwolnienie go z twierdzy w Magdeburgu zakończyły się sukcesem dosłownie za pięć dwunasta. Zadanie zabrania Piłsudskiego z więzienia i wysłania go do Warszawy otrzymał niemiecki hrabia Harry Kessler (później został pierwszym akredytowanym w niepodległej Polsce dyplomatą): "W nocy nadszedł do mnie rozkaz, by Piłsudskiego już bez pisemnej deklaracji uwolnić i jak najszybszą drogą przewieźć do Berlina. [...]. Piłsudski i jego szef sztabu Sosnkowski o niczym za swoimi kratami i drewnianymi palisadami nie wiedzieli, toteż kiedy stanąłem przed nimi w swoim dziwnym przebraniu, mieli twarze nieco zdziwione. Zakomunikowałem im, że mają zaledwie dziesięć minut na spakowanie. Chodziłem jak na węglach po ogrodzie, podczas gdy oni na górze pakowali swoje szczoteczki do zębów, nocne pantofle i fotografie rodzinne. W końcu zjawili się, każdy z zawiniątkiem: Piłsudski w mundurze polskiego pułkownika, Sosnkowski w cywilnym ubraniu”.

14 listopada – Rzeczpospolita

Wieczorem 9 listopada Piłsudski i Sosnkowski odjechali specjalnym pociągiem do Warszawy, by dotrzeć tam ok. 7.30 następnego dnia. Była niedziela. "Wybiegam. Jeszcze ciemno. (…) Pociąg już się zbliża. Napięcie rośnie. Pierwszy wychodzi Piłsudski, w szaroniebieskim płaszczu wojskowym i takiejże maciejówce, chudy, smukły” – zapamiętał tę chwilę Jan Gawroński, późniejszy dyplomata. Piłsudski po południu pojechał na Pragę, by spotkać się ze swoją konkubiną Aleksandrą Szczerbińską i zobaczyć dziewięciomiesięczną już córkę Wandę, która urodziła się w czasie, kiedy on był więziony w Magdeburgu. Przed kamienicą czekał na niego tłum robotników wierzących, że wkrótce socjalista Piłsudski stanie na czele rządu i przeprowadzi gruntowne reformy społeczne. Następnego dnia, w poniedziałek 11 listopada, Rada Regencyjna przekazała Piłsudskiemu władzę nad wojskiem. Tego samego dnia w Compiègne pod Paryżem został podpisany rozejm kończący I wojnę światową. W Warszawie trwało tymczasem spontaniczne rozbrajanie żołnierzy armii okupacyjnej: "Niemcy zbaranieli, gdzieniegdzie się bronią, dają się rozbrajać nie tylko przez wojskowych, ale przez lada chłystków cywilnych. Widok niepojęty. Idąc ulicą, spostrzega się samochody niemieckie z czerwonymi chorągwiami — zatrzymują je Polacy i każą Niemcom wysiadać — zwracają im tylko krasne godło. To samo dzieje się z powozami i końmi. Cała ta akcja idzie gładko” – pisała w pamiętniku Maria Lubomirska. O wiele bardziej zacięte były starcia w Łodzi, gdzie polskie oddziały, złożone głównie z tramwajarzy i kolejarzy, opanowały w końcu dworce Fabryczny i Kaliski.

W warszawskim zamku wciąż jednak urzędował niemiecki generał-gubernator Hans von Beseler, kraj istniał w kształcie terytorialnym i ustrojowym nadanym przez okupantów, miał dwa konkurujące z sobą ośrodki władzy, a ewakuacja 80 tys. Niemców (w tym 30 tys. z Warszawy) dopiero się rozpoczynała. 11 listopada nie był więc dniem, w którym Polacy mieli poczucie, że żyją w niepodległym państwie. Przełom nastąpił w czwartek 14 listopada: niemieccy urzędnicy i wojsko opuścili Warszawę, Rada Regencyjna dokonała samorozwiązania i przekazała pełnię władzy Józefowi Piłsudskiemu, rewolucyjne nastroje wśród robotników zostały nieco uspokojone, a Ignacy Daszyński dał się przekonać do sformowania nowego rządu o szerszym składzie politycznym. Tego samego dnia został powołany przez Piłsudskiego na stanowisko prezesa rady ministrów Republiki Polskiej. Królestwo Polskie przestało istnieć. Narodziła się II Rzeczpospolita.

11 listopada – po śmierci marszałka

O powstaniu nowego państwa Józef Piłsudski powiadomił przywódców innych narodów dopiero 16 listopada. To był jednak tylko początek budowania nowego państwa. W ciągu kolejnych czterech lat, w wyniku wojen, powstań, plebiscytów i decyzji zapadających na konferencji pokojowej w Paryżu, terytorium Polski powiększyło się niemal czterokrotnie. Nic więc dziwnego, że na początku istnienia II RP nie świętowano Dnia Niepodległości – każdy region kraju musiałby go obchodzić w innym terminie.

Sam Piłsudski jako datę pierwszego święta narodowego w 1919 r. wybrał 10 lutego – dzień otwarcia Sejmu Ustawodawczego. Ostatecznie najważniejszym świętem państwowym II RP został 3 maja, dzień uchwalenia konstytucji z 1791 r. 11 listopada, jako rocznica przejęcia przez Piłsudskiego władzy nad wojskiem z rąk Rady Regencyjnej, pojawił się dopiero po zamachu majowym w 1926 r. i był uroczyście obchodzony głównie w armii. Wybór tej daty był podyktowany częściowo względami propagandowymi – chodziło o wzmocnienie autorytetu marszałka. Państwowym Świętem Niepodległości stał się zresztą dopiero po jego śmierci (w II RP fetowano je tylko dwa razy – w 1937 i 1938 r.) i w 1989 r. (pod pod zmienioną nazwą: Narodowe Święto Niepodległości). I chociaż od odzyskania niepodległości mija właśnie 95 lat, 11 listopada świętujemy dopiero po raz 27.

Artykuł ukazał się w jednym z ostatnich numerów tygodnika "Wprost" (45/2013)

Najnowszy numer "Wprost" od jutra będzie  dostępny w formie e-wydania .  
Najnowszy "Wprost" będzie także dostępny na Facebooku .  
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania .