Prosiła o pomoc w szpitalu, urodziła martwie dziecko. "Nie zawrać głowy"

Prosiła o pomoc w szpitalu, urodziła martwie dziecko. "Nie zawrać głowy"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Dziecko zmarło tuż po urodzeniu (fot. sxc.hu)Źródło:FreeImages.com
Mimo wzywania pomocy, rodzącą kobietą nikt w szpitalu nie chciał się zainteresować. Lekarze i pielęgniarki nie chcieli, aby im "zawracać głowę". Dziecko, urodzone na szpitalnym łóżku w Świnoujściu, nie przeżyło. Prokuratura wszczęła śledztwo.
Jak podaje RMF24, pani Agnieszka do szpitala zgłosiła się o świcie 7 stycznia. Poza spadkiem poziomu wód płodowych, lekarz nie stwierdził żadnych nieprawidłowości. Kobietę przyjęto na oddział i podano kroplówkę.  Podczas obchodu lekarka odmówiła zbadania kobiety. - Powiedziała mi, że zbada mnie może jutro i jeszcze dorzuciła coś w rodzaju "Co? Ja mam je wszystkie zbadać?" -  opowiadała pani Agnieszka.

Kobieta dostała zastrzyk rozkurczowy. - Wtedy ostatni raz słyszałam bicie serca mojego dziecka. Później zaczęły się bóle - opowiada niedoszła matka. Kazano jej ustawić się w kolejce i poczekać na badanie. Lekarka miała zachowywać się opryskliwie, mówiąc m.in., że kobieta "musi dziś urodzić" (mimo tego, że był to dopiero 6. miesiąc ciąży), oraz że gdy "ma się 43 lata, to jeździ się na wczasy, zamiast rodzić dzieci".

Pani Agnieszka wróciła na oddział ginekologiczny. W końcu trafiła na chwilę do gabinetu zabiegowego, gdzie powiedziano jej, że "cesarki" nie będzie, ponieważ ma "5-centymetrowe rozwarcie". - Nie wiem, ile czasu minęło, 15 czy 20 minut, jak powiedziałam mamie, że czuję główkę dziecka. Mama pobiegła po pomoc, ale od pielęgniarki usłyszała, że nie jestem jedyną pacjentką. Jak wróciła, to ja urodziłam córkę w pościeli. W pościeli na szpitalnym łóżku - emocjonalnie relacjonowała kobieta.

W końcu trafiła na salę porodową. Pielęgniarki powiedziały jej, że dziewczynka żyła do momentu przecięcia pępowiny. -  Potem zobaczyłam w aktach szpitalnych, że urodziłam martwe dziecko. Nie rozumiem. Przecież widziałam, że się rusza. - Mówiła kobieta.

Sprawa trafiła do Ministerstwa Zdrowia, dyrekcji szpitala i Okręgowej Izby Lekarskiej. Ta ostatnia prowadzi postępowanie. - Musimy zbadać wszystko od strony medycznej. Na razie mamy tylko słowa pacjentki. Brzmią tak przerażająco, że wolałbym, żeby się nie potwierdziły. Nikt nie chciałby, żeby takie rzeczy się działy w szpitalach - mówił w rozmowie z RMF FM dr hab. Jacek Różański, Okręgowy Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej z Izby Lekarskiej w Szczecinie. W tym miesiącu odbędą się przesłuchania, potem zostanie podjęta decyzja, czy lekarze ze Świnoujścia staną przed sądem lekarskim. Grozi im od upomnienia po pozbawienie praw do wykonywania zawodu.

Z kolei na wniosek Ministerstwa Zdrowia, postępowanie wszczęła też prokuratura ze Świnoujścia. Śledztwo toczy się w sprawie "narażenia dziecka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia podczas porodu".

W szpitalu w Świnoujściu trwa właśnie kompleksowa kontrola, prowadzona przez wojewódzkiego konsultanta w zakresie ginekologii i położnictwa. Analiza wszystkich oddziałów położniczych to wynik zleconej przez ministra zdrowia kompleksowej kontroli rozpoczętej po tym, jak w szpitalu we Włocławku zmarły nienarodzone bliźnięta.

DK, RMF24