Środa: Udana nieudana transformacja

Środa: Udana nieudana transformacja

Dodano:   /  Zmieniono: 
Prof. Magdalena Środa (fot. WPROST) Źródło: Wprost
Nasza transformacja się udała. W ogólnym zarysie. 25 lat temu pewnym krokiem (zwanym krokiem Balcerowicza) wkroczyliśmy w świat wolnego rynku, wolnoamerykanki, gospodarczego wzrostu (w wersji personalnej zwanego wyścigiem szczurów) i względnego dobrobytu.
Nie ironizuję. Tak myślę. Nie widzę dziś ani wielkich obszarów biedy, ani przymierających głodem dzieci, ani potwornego bezrobocia (większym problemem jest szara strefa). Nie sądzę też, że państwo polskie jest skarlałe czy zależne od innych mocarstw, o czym ciągle ględzi opozycja. Skarlali i słabi są raczej politycy, ale to być może bardziej powszechna cecha postpolityki, nie tylko w Polsce. 
Są jednak trzy obszary, gdzie transformacja i modernizacja poniosły klęskę, rodząc nowe i trwałe dziś nierówności. Pierwszym obszarem są niewątpliwie relacje między kobietami i mężczyznami. Od lat powtarzam, że dekomunizacja znaczyła w Polsce deemancypację. Zaczęto promować tradycyjne role i odsyłano kobiety do domów, poza rozwijające się rynki pracy. Jedną z pierwszych decyzji było odebranie kobietom praw reprodukcyjnych. Polska więc zyskiwała wolność, kobiety ją traciły. By kobietom trudniej było z tego domu wyjść, pozamykano żłobki i przedszkola, przenosząc je jedną prostą decyzją pod władzę samorządów. Te nie miały pieniędzy, by placówki opiekuńczo-wychowawcze utrzymywać, zresztą po co? Mama już nie musiała jeździć na traktorze, miała siedzieć w domu i kościele. I rodzić. Z perspektywy Europy, a nawet świata, jesteśmy pod względem ograniczenia wolności kobiet krajem zacofanym i barbarzyńskim, gdzie kobieta nie może planować własnego macierzyństwa. To władza nakazuje jej rodzić, choć mało się interesuje, co potem.

Drugim obszarem są nierówności ekonomiczne. Jedna prosta i – mogę to powiedzieć – głupia decyzja Balcerowicza o likwidacji PGR-ów spowodowała gigantyczny problem ekonomiczno-społeczny z bezrobociem nie tylko strukturalnym, ale i dziedziczonym. Do dziś ludzie z obszarów popegeerowskich, ich dzieci, a nawet wnukowie nie mogą się wydobyć z beznadziei i szarej strefy. Starym ofiarowano niegdyś demoralizujące zasiłki, młodym buduje się orliki i niewiele więcej.

W Polsce rosną jednak dysproporcje materialne nie tylko między obszarami popegeerowskimi i tymi, gdzie udało się wymyślić jakąś przedsiębiorczość. Rozwarstwiamy się również według innych wektorów, powstają spore obszary wykluczenia, i to nie tylko ekonomicznego. Mamy bardzo niski kapitał społeczny, niski poziom wzajemnego zaufania, niski poziom samoorganizacji i aktywności społecznej, mamy słabe więzi (nawet te sąsiedzkie), skarlałe społeczeństwo obywatelskie. Zastanawiam się, gdzie się podziała ta wielka uspajniająca sprawcza siła dawnej solidarności, która jednoczyła ponad podziałami? Częściowo to wina związku zawodowego o tej samej nazwie, który się sprofesjonalizował, upolitycznił, stał się związkiem wyznaniowym, agresywnie walczącym o swoje jak najbardziej doczesne prawa. Nie ma chyba ruchu społecznego, który zmarnował tak wiele społecznej siły, energii i społecznego zaufania. Ale też władza nie wykazywała zainteresowania bardziej konstruktywną, opartą na solidarności polityką socjalną, zgodnie z liberalną zasadą, że ludzie sobie poradzą, a jeśli nie, to ich wina. I to niezależnie od tego, jakie barwy ta władza nosiła. Neoliberalny paradygmat był (i jest) jak sztywny kołnierz, który nie pozwala się rozglądać na boki, lub jak okulary, przez które wszystkowidzi się w kategoriach wzrostu, a nie równowagi.

Trzeci obszar to ten, który nazywam kulawą nowoczesnością. Bo nasza transformacja ustrojowa, będąc nowoczesną w sferze „bazy”, czyli przemian materialnych, ekonomicznych, konsumpcyjnych, całą „nadbudowę” (oprócz sportu) pozostawiła w obszarze źle rozumianej tradycji. Tradycja ważna rzecz, ale potrafi blokować rozwój, wolność, nowoczesność w sposób równie radykalny jak bieda czy bezradność. I tak zamiast rozkwitu kultury mamy w Polsce głównie „dziedzictwo narodowe”, obok nowoczesnej sztuki mamy protesty upolitycznionych ignorantów, zamiast otwierającej horyzonty i uczącej krytycznego myślenia filozofii mamy w szkołach katechezę, a obok rozumu rozwija się i pęcznieje w siłę nierozum (o czym szczegółowo pisałam w zeszłym tygodniu). I taka to już jest nasza (nie)udana transformacja. Czy jeszcze można ją zmienić?