Nowicki o płacach na poczcie: Kompromitujące

Nowicki o płacach na poczcie: Kompromitujące

Dodano:   /  Zmieniono: 
Nowicki o płacach na poczcie: Kompromitujące (fot. sxc) 
- Prezes nas poinformował, że stanowiska menedżerskie opłaca poniżej stawek rynkowych w przeciwieństwie do pracowników eksploatacyjnych i listonoszy. To kompromitujące. Czy 2,7 tys. brutto za pracę listonosza to powyżej średniej na rynku? - pyta szef pocztowej "Solidarności" Bogumił Nowicki w rozmowie z "Rzeczpospolitą".
Zarząd Poczty Polskiej wypowiedział we wtorek porozumienie w sprawie płac. Według zarządu jej wysokość nie zależy obecnie od jakości pracy, ale od stażu i liczby godzin. Teraz listonosz zarobi za dostarczenie przesyłki. Jeśli nie zdąży - dostanie mniej.

- Na wypowiedzeniu układu zbiorowego pracownicy stracą. To pewne. W ekstremalnej sytuacji nawet 20 proc. i więcej miesięcznego wynagrodzenia - twierdzi w rozmowie  "Wyborczą" Nowicki. - Listonosze, a jest ich u nas 24 tys., już pracują ponad przewidywany w prawie czas. Z pełną świadomością alarmuję: w przypadku listonoszy łamany jest kodeks pracy! - dodaje. Nowicki przypomina także list prezesa do pracowników. - Poinformował, że w Poczcie Polskiej stanowiska menedżerskie opłaca poniżej stawek rynkowych w przeciwieństwie do stanowisk asystenckich, pracowników eksploatacyjnych i listonoszy, których pensje przewyższają pensję rynkową. To kompromitujące. Zarząd jest oderwany od rzeczywistości. Czy 2,7 tys. brutto za pracę listonosza to powyżej średniej na rynku? - pyta.

Według Nowickiego zarząd dzięki zmianom chce "dowolnie manipulować wynagrodzeniem". - Przecież jak będą mieli możliwość przesunięcia ze stałego wynagrodzenia części pieniędzy na ruchome dodatki, to te dodatki będę mogły być zmniejszone - wyjaśnia.

Szef pocztowej "Solidarności" uważa, że teraz przychodzi czas na negocjacje i szukanie kompromisu. Co w razie jego braku? - Są dwa rozwiązania. Wojna totalna z pracownikami i związkami zawodowymi ich reprezentującymi. A drugie wyjście to ucieczka i masowe zwalnianie się ludzi z pracy - mówi.

"Gazeta Wyborcza"