Fiskus oszalał

Dodano:   /  Zmieniono: 

18 płatności podatku rocznie. 286 godzin spędzonych na wypełnianiu druczków. Prawie 42 proc. zarobionych pieniędzy zjedzonych przez państwo. Tak wygląda obraz polskiego podatnika według najnowszego raportu Paying Taxes 2014. Polska zajęła w nim tak odległe miejsce, że z przyzwoitości lepiej o tym nie mówić. Prześcignęli nas prawie wszyscy. Łącznie z Mongolią, Botswaną i Papuą-Nową Gwineą. Polski system podatkowy jest nieprzewidywalny. Według ekspertów z E&Y przez ostatnie dwa lata zmiany w ustawach podatkowych były w Polsce wprowadzane średnio co dwa dni.

Podatki w Polsce są absurdalne. VAT na wydawałoby się zdrową wodę mineralną czy zieloną herbatę wynosi 23 proc. Zupki instant, chipsy i słone przekąski korzystają z obniżonego 8-proc. podatku. System jest opresyjny. Kwota wolna od podatku nie zmienia się w Polsce od 6 lat. Nie licząc „astronomicznej” podwyżki o 2 zł w 2009 r. Obecnie to 3091 zł. W Tanzanii wynosi dwa razy tyle. W Tajlandii trzykrotnie więcej. A w Kolumbii podatku nie trzeba płacić od kwoty 45 tys. zł.

Rząd, zamiast walczyć z podatkową patologią, jeszcze głębiej pcha paluchy do naszych kieszeni. Minister Szczurek zamienił się w fiskalną ośmiornicę, która kombinuje, do czego by tu jeszcze się przyssać. Był pomysł nałożenia podatku na światłowody. Mimo tego, że pod względem szybkości polski internet wyprzedzają łącza Rosjan, Łotyszy, a nawet Rumunów. Posłowie PO chcieli wprowadzić nowe mandaty. Za przekroczenie prędkości o 0-10 km/h kara miała wynosić półtora procenta średniej krajowej. Padła też propozycja dziesięciokrotnej podwyżki podatku za garaż. Przez to, że w polskim prawie nie ma definicji tego słowa, podatkiem można by obłożyć nawet piwniczkę pod blokiem, gdzie ktoś trzyma motorynkę.

W konstelacji tych podatkowych głupot pojawiła się też prawdziwa gwiazda absurdu. Resort finansów po raz drugi po cichu chce wprowadzić klauzulę przeciwko unikaniu opodatkowania. Skarbówka będzie mogła naliczyć dodatkowy podatek, jeśli uzna, że podatnik zapłacił niższą daninę zamiast wyższej albo nie zapłacił jej wcale. I to nawet jeśli użyje legalnych metod. Kto będzie badał, czy przedsiębiorca zapłacił fiskusowi odpowiednio dużo? Urzędnicy. Leniwi urzędnicy, którzy zamiast łatać dziurawe prawo, wolą ścigać. Wpadać z kontrolą do firmy i przy kawie przewalać papiery sprzed kilkunastu lat. Najgorsze, że żaden z nich nie jest świadomy tego, że egzekwuje prawo, które wręcz kusi do jego obchodzenia.

Ale armia 39 tys. pracowników skarbówki jest dumą dla rządzących. Ministerstwo Finansów twierdzi, że jego urzędnicy przynieśli budżetowi roczny zysk w wysokości ponad 4,7 mln zł. Problem w tym, że z tych samych pieniędzy państwo płaci im pensje. Średnio 4,3 tys. zł brutto. Podatkowa głupota nie ma końca.

Więcej możesz przeczytać w 34/2014 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.