Wielki powrót wiejskich wesel

Wielki powrót wiejskich wesel

Dodano:   /  Zmieniono: 
ZDJĘCIA: IGOR BALASANOV/GETTY IMAGES 
Remizy, stodoły i ślubne stroje w stylu vintage. Tak dziś wyglądają polskie wesela. Pracownicy korporacji chcą, by wyjątkowe z założenia wydarzenie różniło się od prozy wielkomiejskiego życia.
Przez ostatnie lata większość polskich par młodych siliła się na bankiety. Musiało być na bogato. Goście musieli siedzieć na przykrytych białym suknem krzesłach. Nie mogli spocić się w sali bez klimatyzacji. Ani doznać estetycznego wstrząsu patrząc na staromodne dekoracje stołów. Ekskluzywne przyjęcia weselne stały się modne, bo nikt nie chciał przaśnego, tradycyjnego polskiego wesela, ze zdradami na zapleczu, bijatykami i morzem wódki. Wesela obśmianego w filmie Wojciecha Smarzowskiego z 2004 roku.

Aż do tego roku. Po tym, jak m.in. za sprawą hitu „My, Słowianie” duetu Donatan i Cleo znów zakochaliśmy się w rodzimym folklorze – tradycyjny trend przeniósł się do sali weselnej. Sonia Kęsy, autorka bloga „Moje wielkie wiejskie wesele”, jedynego w Polsce opisującego rustykalne tendencje ślubne, potwierdza, że eleganckie przyjęcia weselne wyszły z mody. Młodzi ludzie coraz rzadziej chcą mieć fontanny z czekolady i barmanów serwujących drinki z palemkami. – Organizują wesela w stylu rustykalnym, bo w czasach zdominowanych przez komercję, ludzie tęsknią za prostotą i normalnością. Okazuje się, że stodoła albo remiza jest szczytem weselnych marzeń młodych Polaków – mówi. 

Dlaczego? Joanna Sidor z portalu slubowisko.pl twierdzi, że dla kogoś, kto całe życie wychował się mieście tradycyjne wiejskie wesele jest swojego rodzaju egzotyką, jest czymś nowym czego chce spróbować – mówi. Dr Konrad Maj, psycholog społeczny z SWPS, zwraca uwagę na jeszcze jeden aspekt. – Dla pracowników korporacji na co dzień przebywających w szklanych wieżowcach – rustykalna alternatywa, choćby w organizacji ślubu, może być niesłychanie pociągająca. Bo skoro każdego dnia obcują z nowoczesnością, a ta nabiera przez to negatywnych konotacji, chcą, by wyjątkowy z założenia ślub – naprawdę różnił się od prozy wielkomiejskiego życia – mówi. I tak powstał ślubny boom na to co wiejskie, folkowe, naturalne i vintage.

– Nic dziwnego, skoro na wytwornych przyjęciach kelner stał nad głową gości z butelką wódki w dłoni i wydzielał po kieliszku. Kończyło się na tym, że goście na zmianę odwiedzali pobliską stację benzynową, by zaopatrzyć się we własną półlitrówkę – mówi Anna, fotografka ślubna, która w jednym sezonie obsługuje kilkadziesiąt uroczystości. – W końcu ludzie zrozumieli, że powinniśmy hołdować tradycji. Skoro Gruzini mogą słynąć ze swoich wesel, my także powinniśmy. Niech żyją wesela bez nadęcia – dodaje.

Kobieta już cieszy się na najbliższy weekend. Będzie robić sesję zdjęciową młodożeńcom organizującym wesele także w remizie strażackiej.

Bo choć oczywiście wciąż istnieją remizy z bordowymi kotarami w oknach, które pochłaniały kurz przez ostatnie dziesięciolecia. Albo z boazerią pokrywającą wszystkie ściany, łącznie z sufitem. I stołami przykrytymi przypiętą pinezkami ceratą, by czasem niefrasobliwy weselnik nie poplamił czerwonym barszczem obrusu. Ale coraz więcej remiz i sal weselnych pamiętających czasy PRL – przeszło metamorfozę. Zostały wyremontowane. Zamiast bijących po oczach halogenów, oświetlane są punktowo, tak by goście nie czuli się, jak w sklepowej witrynie.

O tym, że boom na ślub w stylu wiejskim, czy – jak mówią inni – folkowym jest ogromny, świadczą też słowa Anety Larysy-Knap. Twórczyni marki Folk Design, projektantki sięgającej po podhalańskie inspiracje. – 90 procent klientów zamawiających u mnie stroje ślubne jest spoza Podhala – mówi. Okazuje się, że nawet mieszkańcy Polski centralnej, czy północy kraju chcą iść do ślubu w inspirowanych góralskimi chustami, czy parzenicą – sukniach i garniturach. Larysa-Knap przyznaje, że skoro na polskich weselach zaczął dominować styl biesiadny, akcenty podhalańskie świetnie się w tę modę wpisują. 

Doktora Konrada Maja trend nie dziwi. – Do niedawna folklor był obciachem, wszystko, co kojarzyło się z cepelią – w zasadzie było usuwane z przestrzeni publicznej. Za wszelką cenę chcieliśmy się upodabniać do Zachodu. A, gdy już cel osiągnęliśmy – zaczynamy tęsknić za tym, co tradycyjnie polskie – mówi.

A Larysa-Knap dodaje, że ostatnio szyła suknię ślubną dla klientki, która robiła wesele w skansenie. – Para młoda wynajęła jedną z wiejskich chat i tam zaprosiła swoich gości – wyjaśnia projektantka.

Tekst znajduje się w najnowszym numerze tygodnika "Wprost". Tygodnik jest dostępny od poniedziałku w kioskach, a także w formie e-wydania:

http://ewydanie.wprost.pl/

"Wprost" w wersji na Androida jest dostępny tu:
https://play.google.com/ store/apps/ details?id=com.paperlit.and roid.wprost

"Wprost" dla użytkowników Apple:
http://itunes.apple.com/ pl/app/tygodnik-wprost/ id459708380?mt=8

"Wprost" można czytać także dzięki aplikacji na Facebooku:
https://apps.facebook.com/tygodnikwprost/?fb_source=search&ref=ts