"Skok stulecia". Do dziś nie odnaleziono 5,5 mln zł

"Skok stulecia". Do dziś nie odnaleziono 5,5 mln zł

Dodano:   /  Zmieniono: 
W 2010 roku Krzysztof B. i Paweł P., podszywając się pod konwojentów, wyłudzili blisko 5,5 mln zł z jednej z wrocławskich sortowni. Według prasy, był to "napad stulecia". Choć były policjant i paser stanęli w końcu, po 4 latach, przed sądem, to pieniędzy nie odzyskano do dziś.
Scenariusz całej akcji przypominał te z amerykańskich filmów. Przebrani w stroje konwojentów, z podrobionymi dokumentami, załadowali na furgonetkę łudząco podobną do tej używanej przez firmę ochroniarską, gotówkę w kwocie 5,5 mln zł. - Nie pamiętam, kto fizycznie odebrał te pieniądze - zeznawał w sierpniu podczas rozprawy pracownik sortowni, który wydał gotówkę. Przyznał, że nie sprawdził ani licencji konwojentów, ani ich dowodów osobistych, nie zwrócił również uwagi na pojazd, którym wjechali do tzw. śluzy.

Po godzinie przyjechał następny konwój po te same pieniądze i wszystko wyszło na jaw.

Szef konwojentów w firmie ochroniarskiej tłumaczył przed sądem, że do marca 2010 r. tzw. kwity bankowe, na które pobierano gotówkę, nie były drukami ścisłego zarachowania, ale bank otrzymywał zakodowaną informację drogą elektroniczną, kto danego dnia jedzie po gotówkę.

- Bank przekazywał te nazwiska również drogą elektroniczną do sortowni. Zawsze do tak wartościowego konwoju wysyłaliśmy skład trzyosobowy i pojazd opancerzony, który często miał też wsparcie drugiego wozu - mówił podczas rozprawy w sierpniu 2014 roku szef konwojentów.

- Oskarżony Krzysztof B. przyznał się do popełnienia tego czynu i obciążył w zeznaniach Pawła O. Później zmienił wyjaśnienia, ale O. nie przyznaje się do współudziału w przestępstwie - wyjaśnia Małgorzata Klaus z Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu.

Oskarżonych złapano w 2012 r. Paweł O. odpowiada obecnie przed sądem z wolnej stopy, zaś Krzysztof B. wciąż przebywa w areszcie. Po jego zatrzymaniu policja potwierdziła, że był kiedyś funkcjonariuszem w wydziale prewencji, ale odszedł ze służby 10 lat wcześniej.

Oskarżeni zgodnie stwierdzili przed sądem, że "mózg operacji", trzeci mężczyzna, rzekomo zaangażowany w kradzież, miał wszystko zaplanować i zlecić. - Twierdzą, że nie znają jego tożsamości. Mężczyzna miał się z nimi spotykać w kominiarce, nigdy nie ujawnił swoich danych. On też miał zniknąć z pieniędzmi - relacjonuje Klaus.

Krzysztof B. za udział w wyłudzeniu miał dostać 100 tys. zł. Paweł O. również przyznał się do winy, ale podczas kolejnych przesłuchań odwołał zeznania. Przed sądem odmówił składania wyjaśnień. Mężczyznom grozi do 10 lat więzienia, śledczy wciąż szukają skradzionych milionów.

RMF24