"Ciężko będzie zachęcić emigrantów do powrotu"

"Ciężko będzie zachęcić emigrantów do powrotu"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Norwegia (fot. Denis Junker/fotolia.pl) 
- Gdy Polscy emigranci decydują się sprowadzić swoje rodziny do Norwegii, przestaje być tak łatwo - mówi w rozmowie z "Wprost" Antoni Wierzejski, ekspert z Centrum Stosunków Międzynarodowych.
W ostatnich tygodniach pojawiło się sporo alarmujących informacji dotyczących polskich emigrantów. Wbrew założeniom, że po tym jak w Polsce poprawi się sytuacja ekonomiczna, chętnie wrócą do ojczyzny, większość ankietowanych powiedziała że ma zamiar zakupić mieszkanie i sprowadzić do siebie rodziny. Co więcej z raportu "Migracje zarobkowe Polaków" wynika, że  kraj chce opuścić kolejne 1,275 mln osób.

"Zarobki są kluczowe"

Antoni Wierzejski, ekspert z Centrum Stosunków Międzynarodowych, uważa, że kluczową kwestia w podejmowaniu decyzji o emigracji są zarobki. Zaznacza również, że rośnie łączenie rodzin. Wierzejski, zajmujący się emigracją norweską, podaje statystyki dotyczące tego kraju. - Polska emigracja do Norwegii jest zdominowana przez mężczyzn, którzy wyjeżdżają sami i dopiero później ściągają swoje rodziny - mówi.

- Ja sam byłem emigrantem w Norwegii przez parę lat, jeździłem tam w czasach studenckich. Dlatego pozwalam sobie na opinię zweryfikowaną nie tylko w sposób naukowy. Owszem część tych emigrantów ma status tzw. pendlera, czyli osoby krążącej między Norwegią a Polską. Gdy wysyłają pieniądze do Polski emigracja jest opłacalna, po przeliczeniu na złotówki ta siła norweskiej korony jest zdecydowanie większa. Gdy decydują się pozostać w Norwegii na stałe z całą rodziną, przestaje być tak łatwo - opisuje. Dodaje, że dysproporcje w zarobkach jakie można osiągnąć w Norwegii - w porównaniu do Polski - wciąż sięgają różnicy sześciokrotnej i są ciągle czynnikiem, który wpływa na decyzję o podjęciu pracy w tym kraju.

"Jakość państwa" ma znaczenie

Andrzej Sadowski w rozmowie z "Wprost" stwierdził, że Polacy nie emigrują za pieniędzmi, a uciekają od złych rządzących. - Ta opinia ma pokrycie z rzeczywistością, że istnieje ten czynnik, nazwijmy go "jakością państwa", ale też państwa socjalnego zapewniającego podstawowe poczucie bezpieczeństwa. Ten czynnik jest coraz bardziej istotny - tłumaczy Wierzejski.

Polska emigracja w Norwegii

Zdaniem Wierzejskiego emigracja polska w Norwegii ma dwie cechy. Pierwszą z nich jest taka, że Polacy zdominowali trzy sektory rynku pracy w tym kraju. - Prace budowlane, sektor rolniczy i rybołówstwo oraz personel sprzątający - wylicza. Drugą z tych cech jest to, że Polacy zatrudnieni w Norwegii mają przeważnie niestałe umowy o prace, są zatrudniani przez agencje pośrednictwa pracy. - W związku z tym, ich sytuacja w porównaniu do pracowników norweskich, którzy mają normalne umowy o pracę, jest dużo gorsza - dodaje.

Jak zaznacza Wierzejski, specyfika tych sektorów ma wpływ na sytuację Polaków. - W tych zawodach często nie jest wymagany język norweski. Co więcej, polscy budowlańcy pracują z innymi Polakami co sprawia, że nie mają motywacji uczyć się obcego języka - mówi. W jego ocenie, tworzy się błędne koło powodujące, że integracja Polaków w Norwegii jest mocno skorelowana z ich nieuprzywilejowaną sytuacją na rynku pracy.

- Wniosek jaki się nasuwa, jest następujący: jeśli Polacy chcą poprawić swoją sytuację w Norwegii, to muszą się uczyć języka. Ten pogląd podziela wielu norweskich ekspertów, którzy uważają również, że nadszedł czas na to, by zaproponowano Polakom bezpłatne kursy norweskiego - mówi.

Czy wrócą?

Według danych, Polaków w Norwegii jest oficjalnie około 100 tysięcy. - Nieoficjalnie mówi się nawet o 200 tysiącach - mówi Wierzejski. Zapytany o to, czy jest jakiś sposób, by zawrócić ich do Polski, nie podaje gotowego rozwiązania. - To jest ten dylemat. To jest pytanie o to, jaka powinna być polityka Polski, polityka MSZ wobec diaspory. Czy ułatwiać im integrację w Norwegii, czy zachęcać do powrotów. Obawiam się jednak, że te zachęty do powrotów byłyby ciężkie do zrealizowania - odpowiada.

O sytuacji emigrantów rozmawialiśmy z Andrzejem Sadowskim, ekonomistą, prezydentem Centrum im. Adama Smitha i demograf prof. Krystyną Iglicką-Okólską.