Polska – kraj korzeni wolności i tolerancji

Polska – kraj korzeni wolności i tolerancji

Dodano:   /  Zmieniono: 
Polska, Marsz Niepodległości (fot.GRZEGORZ LYKO / FOKUSMEDIA / NEWSPIX.PL) Źródło: Newspix.pl
Największą ofiarą hejtu jest dziś polska historia. Z tego powodu zapomnieliśmy o tym, że to od nas świat uczył się wolności i tolerancji. Że to nad Wisłą powstawało pionierskie prawodawstwo w zakresie swobód.

Dożyliśmy czasów, kiedy dyskusje o historii wywołują niemądre wypowiedzi celebrytów, takie jak zdanie Olgi Tokarczuk o Polakach jako „mordercach Żydów”. Infantylizm takich opisów historycznych doprowadzi nas w końcu do paranoi, no bo jeśli pisarka poczyta trochę o początkach państwa polskiego, to dowie się, że powstało ono dzięki łowom niewolników. Nasi przodkowie w czasach Mieszka napadali na sąsiednie plemiona, a kupcy – zwykle żydowscy – sprzedawali pojmanych do krajów arabskich. Weźmy takich Goplan – kompletnie zniknęli. Czy znajdzie się wreszcie ktoś wystarczająco odważny, by zacząć rozliczenia historyczne w tej sprawie?

Ale żarty na bok. Pisarka twierdzi, że „wymyśliliśmy sobie Polskę jako kraj tolerancji”, co jest bzdurą. Problem w tym, że nie ona jedyna uważa, iż w naszej historii więcej jest ciemnych kart niż jasnych. Nawet słowo „wolność” w odniesieniu do dziejów dawnej Polski kojarzy się głównie ze „złotą polską wolnością”, czyli szlachecką swawolą. Tymczasem właśnie nasz dorobek w dziedzinie instytucji wolnościowych stanowi rzecz unikalną w historii Europy, z której powinniśmy być dumni bardziej niż ze zwycięstw husarii.

Fundament praworządności

Polacy wyprzedzali Zachód o całe wieki w formułowaniu praw, które są fundamentem społeczeństwa obywatelskiego. Oczywiście dotyczyły one wyłącznie członków stanu szlacheckiego, ale w tamtych czasach w krajach Zachodu tylko oni byli obywatelami. Naprawdę mamy czym się chwalić w tej dziedzinie. To na sejmie w Czerwińsku w roku 1422 król Władysław Jagiełło wprowadził zasadę incompatibilitas, czyli zakaz łączenia stanowiska starosty i sędziego ziemskiego Była to decyzja absolutnie pionierska, pierwsza w historii praktyczna realizacja rozdziału władzy sądowniczej i wykonawczej. Polacy wprowadzali to prawo ponad trzy wieki przed Monteskiuszem, który uznał tę zasadę za fundament praworządności.

Anglicy dumni są ze swojego Habeas Corpus Act, który zakazywał uwięzienia obywatela bez wyroku sądowego. I w tym wypadku byliśmy pierwsi. Tenże sam Jagiełło 250 lat wcześniej wprowadził tę zasadę w przywileju jedlneńsko-krakowskim. Francuzi chwalą się aktem z Nantes, proklamującym wolność religijną z 1598 r., tymczasem polska Konfederacja warszawska z 1573 r. gwarantowała pełnię praw dla innowierców. Słynne są zapamiętane do dziś słowa zmarłego rok wcześniej króla Zygmunta Augusta: „nie jestem panem ludzkich sumień”. To była wyjątkowo niepoprawna politycznie wypowiedź w tamtych czasach. I choć w wieku XVII sytuacja innowierców się pogorszyła, zwłaszcza po wprowadzeniu w 1668 r. zakazu odstępstwa od katolicyzmu pod karą śmierci, to za miedzą mieliśmy wojny religijne. Polska to wciąż było dobre miejsce do życia dla niekatolików.

Siła poddanych

Gdyby spytać przeciętnego Polaka, z jakiego aktu prawnego szczególnie powinniśmy być dumni, to większość wspomni o Konstytucji 3 maja, drugiej ustawie zasadniczej na świecie. Problem w tym, że owa konstytucja, choć tworzyła podstawy do uformowania nowoczesnego państwa, to ciągle utrzymywała feudalny porządek – Amerykanie, a potem Francuzi zrównywali względem prawa wszystkich wolnych obywateli. – Dokumentem przełomowym dla światowego konstytucjonalizmu były artykuły henrykowskie z 1573 r. Wcześniej tylko królowie mogli nadawać prawa, a w tym przypadku to poddani określali, w jakich ramach mieścić się będzie władza królewska – twierdzi Jerzy Stępień, były prezes Trybunału Konstytucyjnego. Sędzia odnalazł w archiwach historycznych ślady wskazujące, że ojcowie założyciele Stanów Zjednoczonych pilnie studiowali polskie rozwiązania ustrojowe, by stworzyć własny system demokratyczny. To pod wpływem naszych doświadczeń z elekcją wprowadzono np. dwustopniowy system wyboru prezydenta. Jerzy Stępień jest wręcz przekonany, że pomysł instytucji prezydenta, wyłanianego w wyborach powszechnych, był inspirowany polskimi doświadczeniami.

Również w sądownictwie polskie prawodawstwo ma pionierski dorobek. W XVI w. król Stefan Batory zrzekł się przywileju sędziego i powołał Trybunał Główny Koronny (jeden dla Litwy, drugi dla Korony), co było absolutnym novum w ówczesnej Europie. – Wówczas nie mieściło się nikomu w głowie, że obywatele mogą być sądzeni przez równych ich stanem arbitrów, i to w dodatku pochodzących z wyboru. A przecież szlachta sama wybierała tzw. deputatów. Trzeba zwrócić także uwagę na dorobek owych sądów, już pod koniec XVI w. mamy w Polsce proces kontradyktoryjny z zasadą domniemania niewinności. To także było rozwiązaniem absolutnie pionierskim! – mówi sędzia Stępień. Nie przypadkiem polscy prawnicy zajmujący się sprawami ustrojowymi byli, obok Włochów, najczęściej cytowanymi autorami we Francji na przestrzeni dwustu lat, od XVI do XVIII w. To akurat odkrycie Jamesa Collinsa, amerykańskiego historyka z uniwersytetu w Georgetown.

Zła opinia liberum veto

Polski parlamentaryzm kojarzy się dziś z zasadą liberum veto. Samą zasadę sejmowej jednomyślności uważa się obecnie za jedną z głównych przyczyn upadku dawnej Polski. Jednak dopóki Rzecząpospolitą Obojga Narodów nie zaczęły rządzić obce mocarstwa, ów system dobrze funkcjonował. „Liberum veto samo w sobie nie jest uprawnieniem wadliwym, jeśli jednak przekracza swe granice, staje się jednym z najniebezpieczniejszych nadużyć” – pisał Jan Jakub Rousseau, który dożył pierwszego rozbioru Polski. Zresztą to nie liberum veto doprowadziło do upadku Rzeczypospolitej. Po 1764 r., czyli w czasach króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, obchodzono je, tworząc instytucję sejmu skonfederowanego. Zasada jednomyślności nie jest bynajmniej jakimś ewenementem w dziejach – w krajach anglosaskich w sądownictwie także stosuje się zasadę ucierania poglądów – w sprawach karnych ława przysięgłych w USA wydaje przecież wyrok bez głosu sprzeciwu. Warto dodać, że nie tylko polska szlachta miała swoje demokratyczne instytucje. Także Żydzi, których setki tysięcy przyjmowaliśmy przez wieki, cieszyli się niespotykaną nigdzie indziej w Europie wolnością. Utworzono dla nich żydowski Sejm Czterech Ziem, Waad Arba Arcot, który był dla gmin żydowskich najwyższym autorytetem w sprawach prawnych i sądowych. Istniał w latach 1581-1764. To była jedyna na świecie żydowska instytucja samorządowa tego rodzaju respektowana przez państwo.

Kraj imigrantów

Warto w tym miejscu przypomnieć, że zanim my zaczęliśmy emigrować w wiekach XIX i XX, przyjeżdżano do nas. Oprócz Żydów przyjmowaliśmy prześladowanych protestantów z Niemiec, Czech czy Holandii (mennonici). Samych Szkotów nad Wisłą żyło ponad 50 tys., a niektórzy historycy podają liczbę dwukrotnie większą. William Lithgow pisał o Polsce jako „matce lub mamce młodych ludzi i młodzieniaszków ze Szkocji”, czyli swoich krajan. Zresztą ą propos masowej imigracji wyznawców islamu warto przypomnieć, że państwo polsko-litewskie udzielało azylu na swoim terytorium muzułmańskim uchodźcom politycznym – Tatarom, którzy uciekali ze swoich siedzib rodowych, bo groziła im śmierć z rąk pobratymców.

Polskie osiągnięcia, zwłaszcza w dziedzinie instytucji wolnościowych, są znane tylko garstce zawodowych historyków. W brytyjskich podręcznikach do historii wspomina się jedynie o polskich rozbiorach, czyli o upadku państwa, i niemieckiej inwazji w 1939 r., w amerykańskich jesteśmy opisywani jako przykład zacofania i obskurantyzmu. Kiedy kilka lat temu Jerzy Stępień po raz pierwszy opowiadał o swoich odkryciach w waszyngtońskich archiwach, zawodowi historycy przecierali oczy ze zdumienia. Tak bardzo byli skoncentrowani przez ostatnich 25 lat na „demitologizacji” naszych dziejów, że zapomnieli o własnym dorobku. Dobrze byłoby, gdyby państwo wspierało publikacje czy filmy dotyczące tej dziedziny. Aż się prosi, żeby artefakty obrazujące tworzenie przez Polaków instytucji wolnościowych znalazły się w jednym miejscu. Na przykład w Muzeum Historii Polski. „Polska – kraj korzeni wolności” – może właśnie takim hasłem powinniśmy się promować na świecie?


Cały artykuł dostępny jest w 44/2015 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.