Mała Polska na mapie Stanów Zjednoczonych

Mała Polska na mapie Stanów Zjednoczonych

Dodano:   /  Zmieniono: 
Małgorzata Kot (fot. Julita Siegel) 
Fascynujące jak wiele przedmiotów, dzieł sztuki i pamiątek Polacy potrafili przewieźć na inny kontynent, odległy o tysiące kilometrów i to jeszcze przed epoką podróży lotniczych. Są to rzeczy unikatowe, za którymi najczęściej kryje się niesamowita historia. Polska - może bardziej niż kiedyś - potrzebuje miejsca w USA, które będzie budowało jej tożsamość i świadczyło o jej historii, tak aby w zalewie obcych kultur pamiętać o własnej. Zadanie "zachować przeszłość dla przyszłości" realizuje Muzeum Polskie w Ameryce w Chicago, o czym w rozmowie z Wprost.pl opowiedziała Małgorzata Kot, dyrektor zarządzająca.

Maria Kądzielska, Wprost.pl" Jaki charakter mają zbiory Muzeum Polskiego w Ameryce? Jaki jest nasz dorobek kulturalny w tym kraju?

Małgorzata Kot: Muzeum składa się z trzech części: z rzeczywistego muzeum, biblioteki i archiwum. W skład zbiorów wchodzą obrazy, witraże, rzeźby, starodruki, eksponaty kultury ludowej i przedmioty codziennego użytku.  Archiwum jest zamknięte dla zwiedzających, ale posiadamy tam kolekcję m.in. map, listów królewskich, listów napisanych przez Tadeusza Kościuszkę. Szczycimy się ogromnie cennym zbiorem poloników napisanych po polsku i po angielsku. Nie mają ich biblioteki w Polsce. Zbiory naszego muzeum w dużej części pochodzą z darów od prywatnych donatorów, ale także z zakupów. Zrąb naszej kolekcji pochodzi ze zorganizowanej w 1939 roku wystawy światowej w Nowym Jorku. Ze względu na wybuch wojny nie wróciły do Polski, ale zostały przekazane do naszej placówki. Takim przykładem jest witraż „Symbol Polski odrodzonej” Mieczysława Jurgielewicza, bogata kolekcja drzeworytów m.in. Chrostowskiego, Jurgielewicza, Cieślewskiego, a także wiele płócien w galerii malarskiej i ogromna kolekcja plakatów, z których jedynie niewielka część jest wystawiona. Ta wystawa światowa w jakiś sposób zatrzymała nas w czasie w latach trzydziestych. Wielu specjalistów, którzy się zajmują kulturą polską XX-lecia międzywojennego, trafia od nas, ponieważ prac niektórych twórców już nie mogą w Polsce zobaczyć. Posiadamy w naszych zbiorach przykładowo wytwory kowalstwa artystycznego Henryka Grunwalda i jego niesamowite dzieło noszące nazwę: „Herb polsko-amerykański”.

Czy mogłaby nam Pani przybliżyć historię tego muzeum i jego zbiorów?

Jest to muzeum Polonii stworzone przez Zjednoczenie Polskie Rzymsko-Katolickie w Ameryce. Wiele eksponatów pochodzi od darczyńców, napływały do nas z całych Stanów Zjednoczonych jako odzew na apele Mieczysława Haimana, twórcy tego miejsca. Zaczątkiem polskiego muzeum był obecny pokój Paderewskiego - pierwszy lokal muzealny. Z czasem muzeum rozbudowywało się, przejmując salę główną, galerię, w której się obecnie znajdujemy, a która wcześniej była balkonem. Mamy tutaj zgromadzoną piękną kolekcję sztuki, nawiązującą do międzywojnia. Wśród obrazów znajdują się między innymi: „Portret dr Jerzego Maciaka” Witkacego, „Dzieci Wrześni” Ludwika Stasiaka , „Madame Paris” Olgi Boznańskiej, „Joanna d’Arc” Jana Styki, oraz kolekcja rzeźb: „Kolędnicy” Karola Tchorka, „Łucznik” z brązu Kazimierza Pietkiewicza.

Co kryje się w największej sali muzeum?

Możemy tam zobaczyć cztery gigantyczne płótna, które jako pierwsze rzucają się w oczy, czyli „Pułaski pod Savannah” Stanisława Kaczora Batowskiego. Ten obraz był początkowo wystawiony w Pawilonie Polskim na wystawie „Sto lat postępu w Chicago”, a potem w wyniku konkursu w chicagowskim Art Insitute, gdzie uroczystego odsłonięcia dokonała Eleonora Roosevelt. Drugim płótnem jest „Szarża Czerkiesów na Krakowskim Przedmieściu” Wojciecha Kossaka. Pozostałe dwa obrazy to dzieła Rosena „Polska przeszłości” i „Polska przyszłości” przygotowane specjalnie na wystawę światową. W Sali Głównej im. Sabiny F. Logisz znajdują się ponadto odlew jednej części Drzwi Gnieźnieńskich, repliki zbroi husarskiej, witraż Wyspiańskiego „Święta Salomea”, czy wspominany wcześniej gigantyczny witraż Jurgielewicza. Mamy też pamiątki pochodzące z dalekiej przeszłości, jak choćby drewniane sanie Marii Leszczyńskiej z 1703 roku.

Czy sugerowałaby Pani, aby na któryś z eksponatów zwrócić specjalną uwagę?

Dla nas, którzy już się zakorzeniliśmy w Ameryce, bardzo ważnym jest fakt, że posiadamy pamiątki po bohaterach obydwu narodów, czyli po Tadeuszu Kościuszce, po Kazimierzu Pułaskim, a przede wszystkim to, że mamy cały pokój poświęcony Ignacemu Paderewskiemu. To są wspaniałe pamiątki narodowe, do których my jako pracownicy jesteśmy bardzo przywiązani i do których przywiązują się również zwiedzający. Obserwujemy, że każdy kto zwiedza muzeum wyszukuje ciekawych dla siebie elementów. Jeśli ktoś jest z Krakowa to Glob Jagielloński będzie elementem jego zainteresowania, jeśli ktoś jest z Warszawy, to wybierze nasz stylizowany herb warszawski, a ktoś kto lubi Boznańską będzie wracał akurat do jej obrazu. Przykładowo Szukalski sprowadza do nas wiele osób, które w jakiś sposób fascynuje swoją legendą.

Co stanowi najcenniejszy eksponat muzeum?

Trudno powiedzieć. Ze zbiorów biblioteki będzie to najstarsza książka z 1508 roku, a z obrazów to w zależności, jak my do tego podchodzimy. Czy to jest ten jedyny w swoim rodzaju witraż „Symbol Polski odrodzonej”, czy przykładowo ofiarowany nam obraz Jacka Malczewskiego „Rodzina” – bardzo nietypowy z mglistą postacią po środku? Niezwykle ciekawym obrazem jest „Narkotyk” Borowskiego. Związana z nim anegdota podaje, że Japończycy mają w jednym z przewodników po Chicago właśnie ten obraz. Trafiają wiec do nas wycieczki japońskie, aby zobaczyć, że w polskich zbiorach jest płótno ukazujące kobiety palące opium, bo ten motyw w ich sztuce jest niezmiernie rzadki. Trudno wycenić finansowo nasze zbiory, ponieważ one mają również wielką wartość sentymentalną. To zależy co nam w sercach gra.  

Dużo emocji i zainteresowania wzbudza pokój Paderewskiego, podobno nawet sam mistrz się w nim czasem pojawia. Jakie eksponaty możemy zobaczyć w tym pomieszczeniu?

Znajdują się tam bardzo ważne eksponaty tak dla nas, jak i dla legendy pianisty. Samo pomieszczenie jest odtworzonym pokojem z hotelu Buckingham, ostatniego miejsca pobytu artysty na tej ziemi. Są tam zgromadzone bezpośrednie pamiątki po nim, jak pisane przez niego listy, notatniki, jego płaszcz, w którym często był fotografowany lub jego pióro, którym według przekazu świadków był podpisany traktat wersalski. W dniu 29. czerwca br., w 74 rocznicę śmierci Paderewskiego, została wystawiona maska pośmiertna, stworzona przez Malwinę Hoffman w dniu 30 czerwca 1940 roku. Jedną z najważniejszych pamiątek jest zestaw prywatnie używanych przez niego rzeczy, łącznie z papierośnicą, jaką dostał od członków rządu, przenośną maszyną do pisania oraz zegarek, który otrzymał od Polonii na swoje siedemdziesiąte piąte urodziny. Składa się na niego dewizka zbudowana z siedemdziesięciu pięciu maleńkich części łańcuszka, takiej samej liczby rubinów i diamencików, zamiast cyfr są na nim litery nazwiska i inicjały imion oraz nuty, a zegarek gra menueta.    

Czy muzeum organizuje jakieś akcje promujące te gigantyczne zbiory?

W tym roku po raz pierwszy mieliśmy plener wewnętrzny pod tytułem „artyści w akcji”. Do muzeum przyjechało jedenastu artystów, aby według własnego uznania namalować, narysować oraz uszyć niektóre z eksponatów z naszych zbiorów. Przykładowo jedna z artystek namalowała „Kolędników” stojących i śpiewających na łące, w pełnych kolorach. Jeden z malarzy uwolnił z wnętrza budynku naszą kapliczkę, która też pochodzi z wystawy światowej i będzie poddawana konserwacji – i umiejscowił ją na łące. Dla mnie samej było to fascynującym przeżyciem, widzieć, jaki artyści w trzy, cztery godziny namalowali coś, co jest częścią naszego pejzażu muzealnego i od zawsze stanowiło martwą naturę, a tymczasem oni przenieśli je do natury ożywionej. Jest to zatem miejsce, które inspiruje bardzo wiele osób.

A w jaki sposób to miejsce było inspirujące dla Pani?

My wszyscy, którzy tu pracujemy, kochamy to miejsce i często związujemy się z nim na całe życie, czego przykładem jest osoba Sabiny Logisz, której nazwiskiem nazwana jest sala główna. Sabina Feliksa Logisz pracowała w muzeum przez ponad 69 lat swojego życia. Zaczynała pracę jeszcze z Mieczysławem Haimanem jako młoda, dziewiętnastoletnia dziewczyna. Nigdy nie wyszła za mąż, oddała swoje życie muzeum. Tak się składa, że pracowałam z nią przez dziewięć lat w bibliotece. To ona w dużej mierze nauczyła mnie angielskiego i specyficznego podejścia do tego języka. Przez pewien czas mówiłam, tak jak starsza pani po studiach w Akademii Najświętszej Rodziny z Nazaretu, co musiało być bardzo zabawne. Była naszą opiekunką i encyklopedią zarazem, wiedziała wszystko. Prócz angielskiego mówiła jeszcze perfekcyjnie po polsku, chociaż nigdy nie była w Polsce oraz po francusku, łacinie i rosyjsku. Trwała w ogromnym zaangażowaniu w prace muzeum, a  jej ostatnim życzeniem było, aby uroczystości przedpogrzebowe zorganizowano właśnie w tym gmachu, w sali głównej. Wszyscy braliśmy w nich udział.

W zeszłym roku została Pani mianowana dyrektorem zarządzającym Muzeum Polskiego w Ameryce. Wcześniej przez 19 lat była Pani kierownikiem Biblioteki muzeum. Zna Pani zatem na wylot potrzeby i problemy tego miejsca. Jakie one są?

Przede wszystkim potrzebni są nam członkowie wspierający, ponieważ dzięki nim możemy realizować różne programy. Mamy zespół genialnych specjalistów, ludzi oddanych pracy, którzy kochają to miejsce. Mamy wspaniałych wolontariuszy, bez których nigdy nie udałoby nam się tak wiele zrobić, mamy też dobry zespół rady dyrektorów. To czego nam potrzeba to zrozumienie naszej roli ze strony społeczeństwa, pozyskanie jego sympatii oraz rzetelne coroczne wsparcie, czyli fundusze, które pomogą nam stworzyć to wspólne, bo polskie miejsce na mapie Stanów Zjednoczonych.

Kto odwiedza to muzeum?

Prócz Polaków mieszkających w Chicago i polskich turystów, odwiedzają nas w czasie roku szkolnego polskie szkoły i to czasem w grupach po sto, dwieście dzieci, więc mamy specjalnie dla nich przygotowany program. W czasie lata przychodzą do nas wycieczki różnych klubów i to nie tylko polskich. Odwiedzają nas Amerykanie, który przyjechali turystycznie do Chicago, a mają w sobie jakąś cząstkę polskości. Natomiast często się zdarza, że Polacy, którzy tu mieszkają, przychodząc na wyprzedaż lub na jakąś imprezę dopiero wtedy trafiają do muzeum. Istnieje ponadto przypadek osób, którzy po latach spędzonych w USA, a przed powrotem do Polski, w ostatnim momencie przychodzą do naszego muzeum, bo szkoda im go nie zobaczyć. Oczywiście najprzyjemniejsze są wycieczki prywatne, kiedy przychodzi pojedyncza rodzina, jest oprowadzana po wystawach przez naszych przewodników i najczęściej zakochuje się w tym muzeum. W takich momentach ludzie najsilniej przywiązują się i zaczynają traktować to miejsce, jako własne.    

Galeria:
Zbiory Mueum Polskiego w Ameryce