Gra o miliardy euro, czyli kulisy nadzoru nad Polską

Gra o miliardy euro, czyli kulisy nadzoru nad Polską

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jean-Claude Juncker, Angela Merkel (FOT: EXPA/NEWSPIX.PL) Źródło: Newspix.pl
Tylko naiwni mogą sądzić, że berlińscy czy brukselscy politycy przejmują się kształtem polskiego Trybunału Konstytucyjnego czy mediów publicznych. Gra toczy się o miliardy euro, które pozostaną w Polsce lub nadal będą wypływać do Niemiec czy Francji.

(...)

Ograniczenie transferu pieniędzy

Dla polityków w Berlinie, Paryżu czy Brukseli znacznie ważniejsze od kształtu Trybunału i posad kilku znanych w Polsce dziennikarzy, są trzy inne projekty, które PiS zapowiadał w kampanii, a teraz nad nimi pracuje. Podatek bankowy, podatek obrotowy od supermarketów i rozwiązanie zadłużenia frankowiczów. Wprowadzenie tych trzech ustaw oznaczałoby, że strumień pieniędzy wypływających z Polski znacznie by się skurczył. Jeśli pieniądze te zostaną w naszym kraju – trafią do budżetu centralnego w formie podatków bądź zostaną w kieszeniach obywateli – to znaczy, że nie trafią do central banków, firm ubezpieczeniowych czy sieci handlowych znajdujących się w różnych europejskich stolicach. Czołowi politycy nowego polskiego rządu nie kryją zresztą, że ich celem jest ograniczenie transferów zagranicznych. Wicepremier i minister rozwoju Mateusz Morawiecki wielokrotnie szacował, że rocznie z Polski legalnie wypływa ok. 90 mld zł, a sposobem na ograniczenie tych transferów mają być repolonizacja sektora finansowego oraz nowe podatki.

(...)

Mniejsza rola Brukseli

Od czasu kryzysu z 2008 r. Niemcy przyzwyczaili się do roli europejskiego hegemona. Reformy przeprowadzone jeszcze przed załamaniem rynków pozwoliły Niemcom szybko wyjść z zadyszki i stać się niekwestionowanym motorem gospodarczym Unii Europejskiej. Ale za niemiecką dominację musiały zapłacić takie państwa jak Grecja, Włochy, Hiszpania czy Portugalia. Wspólna waluta spowodowała, że bardziej konkurencyjna gospodarka niemiecka zaczęła ściągać kapitał z krajów południa Europy.

Pozycja Berlina stała się tak dominująca, że niemiecka kanclerz była w stanie wpływać na wymianę rządów w Rzymie, Atenach czy Madrycie. Taka sytuacja jest w dużej mierze spełnieniem niemieckich dążeń, jakie pojawiają się w tym kraju od stuleci. Jako żywo przypomina to projekt, jaki zgłosił Wilhelm II, niemiecki cesarz, we wrześniu 1914 r. Po pierwszym etapie I wojny, w którym Niemcy znacznie poszerzyły swoje granice, kajzer przedstawił plan dla Niemiec, który zakładał m.in. stworzenie związku gospodarczego obejmującego Francję, Belgię, Holandię, Danię, Austro-Węgry, Polskę, Norwegię i oczywiście Niemcy. Miała to być unia celna, a nie polityczna, a przewodzić jej miał Berlin. Kajzer planował też, że Polska i państwa bałtyckie zostaną wyrwane Rosji.

Polska miała być państwem niezależnym, a państwa bałtyckie miały być wcielone do Niemiec lub Polski. Z pewnymi modyfikacjami ten plan jest realizowany dziś, tyle że Berlin otrzymał jeszcze dodatkowe narzędzie nacisku – unijną biurokrację. W założeniu instytucje unijne miały zapobiegać dominacji jednego kraju – oczywiście od początku chodziło o Niemcy – nad całym kontynentem. W rzeczywistości dały najsilniejszemu krajowi UE możliwość wywierania jeszcze silniejszej presji na państwa narodowe.

Cały artykuł przeczytasz w najnowszym numerze "Wprost", który trafi do kiosków w poniedziałek, 11 stycznia 2016 r. E-wydanie tygodnika będzie dostępne w niedzielę o godz. 20:00. "Wprost" można zakupić także  w wersji do słuchaniaoraz na  AppleStore GooglePlay.