Kowal dla "Wprost": Ostatnie dni imperium

Kowal dla "Wprost": Ostatnie dni imperium

Dodano:   /  Zmieniono: 
Paweł Kowal (fot. Wprost )
Tego dnia herbata w pałacu Buckingham będzie smakowała gorzko. Już od rana będzie wiadomo, że Brytyjczycy zdecydowali „na nie”, pokażą to sondaże i pierwsze wyniki. Dzień po referendum może być jasne, że 1-2 proc. Brytyjczyków więcej powie zniedołężniałej Unii „do widzenia”. Z pokazanej przez BBC i inne stacje informacyjne mapy, która ujmie graficznie wyniki głosowania, będzie jasne jak dwa razy dwa, że Anglia była za wyjściem, a Szkocja popierała pozostanie w Unii.
Tak się może zacząć ostatni akt istnienia imperium, nad którym nie tak dawno jeszcze nie zachodziło słońce. Bo wtedy w Szkocji wróci pomysł referendum o wyjście z Wielkiej Brytanii, by drugimi drzwiami powrócić do Unii. Powstanie pytanie, co na to sojusznicy Wielkiej Brytanii, która zostanie okrojona do ludnej, ale niewielkiej Anglii z Walią, a może i bez. Powstanie pytanie, czy warto zostawiać przydomek Wielka, żeby nie drażnić pamięci o przebrzmiałym majestacie imperium.

Partia Pracy, która kosi głosy w Szkocji, nie będzie miała szans na rządy w Londynie. Konserwatyści niby powinni się w takim razie uradować, bo już im się władzy w stolicy praktycznie nie uda odebrać. Jeśli ktoś chce doprowadzić do takiego scenariusza, to może najlepiej, żeby sobie sama Anglia wyszła z Wielkiej Brytanii. Założyłaby sobie rząd Anglii i angielski parlament. Dotąd jako najważniejsza w Unii nie miała tych instytucji i wielu Anglików na to narzekało przy porannym bekonie. Swoją drogą, za przeproszeniem wszystkich Anglików, Rosja Sowiecka w ZSRS też jako jedyna w Sowietach nie miała np. „swojej” partii komunistycznej. Taki już los starszego i największego.

Scenariusz wyjścia Wielkiej Brytanii będzie ciekawy także z politycznego, a nie tylko gospodarczego punktu widzenia. Ci, którzy myślą, że Brexit skończy się kulturalnym „do zobaczenia”, jak kiedyś opuszczenie EWG przez zależną od Danii Grenlandię, mogą za niedługo nie narzekać na nudę. Zamieszanie na Wyspach będzie rzutowało i na naszą polityczną psychikę, zburzy ostatecznie i naszą pewność, że są na świecie rzeczy stałe. Tak jak kiedyś niepojęte było zobaczyć obok siebie dwóch papieży (znajoma do dzisiaj się żegna nabożnie, kiedy widzi obok siebie Franciszka i Benedykta na uroczystościach), tak zadziwi widok granicy szkocko-angielskiej, nie daj Boże z kontrolą dokumentów, bo i Schengen, jak się okazuje, nie jest na zawsze. Jeszcze tego roku mają zawiesić jego obowiązywanie.

Rosjanie w takim momencie mówią jakoś tak: „Tośmy pożartowali, a teraz na poważnie”. Naprawdę dla Polski lepiej, żeby Marine Le Pen nie zajęła Pałacu Elizejskiego, Alternatywa dla Niemiec nie pogoniła z urzędu kanclerskiego chadeków z Angelą Merkel, żeby jednak nowy prezydent USA był obliczalny, a Elżbieta II żyła lat 200, spokojna o całość imperium. Jeśli tylko kochani sojusznicy zza kanału La Manche, który po tamtej stronie nazywają Angielskim (dobrze, że nie Brytyjskim, boby jeszcze trzeba zmieniać nazwę po rozpadzie Wielkiej Brytanii), uspokoją skołatane nerwy i zastanowią się przed głosowaniem w referendum, wszystko będzie jak dawniej, czyli w porządku.