Romaszewska-Guzy dla "Wprost": Cielec – historia z trzema morałami

Romaszewska-Guzy dla "Wprost": Cielec – historia z trzema morałami

Dodano:   /  Zmieniono: 
Agnieszka Romaszewska-Guzy (fot. mat. prasowe) 
Na początku lat 90. kilku moich kolegów pracowało w BBN, przy kancelarii prezydenta Wałęsy. Z tego czasu wywodzi się używana przez nich w odniesieniu do swojego pryncypała „ksywka” – Cielec. To przezwisko wydaje mi się dziś szczególnie znaczące. Jak łatwo się domyślić, oznaczało ono w skrócie złotego cielca ze Starego Testamentu, któremu Żydzi w pewnym czasie zaczęli oddawać bałwochwalczą cześć.

Faktycznie w latach 80. aż do 90. rósł kult Wałęsy. Zaczęło się to w 80 r., a obecne odkrycia z Kiszczakowej szafy każą się zastanawiać, czy powstawał tylko spontanicznie. Gdy w sierpniu 80 r. robotnicy wynosili Wałęsę na ramionach ze Stoczni Gdańskiej, był niekwestionowanym przywódcą Solidarności i był uwielbiany, tak jak może być uwielbiany ktoś, kto staje się uosobieniem dobrych wiadomości. Ważną jego cechą było i to, że doskonale potrafił rozmawiać z robotnikami, z tłumem. Ten entuzjazm, a nawet uwielbienie wobec Wałęsy chętnie wspierała i esbecka agentura, by nie ryzykować dojścia do głosu innych, mniej kontrolowalnych przedstawicieli społecznego buntu. Jedną z poszlak, które na to wskazują, jest szybka i brutalna rozprawa z panią Anią Walentynowicz, jedyną realną, robotniczą rywalką Lecha. O tym, jak Jerzemu Borowczakowi i jego ludziom udało się jej fizycznie nie wpuścić do stoczni (tej samej stoczni, która strajkowała w sierpniu o jej przywrócenie do pracy) na wybory delegatów na I Krajowy Zjazd NSZZ „Solidarność” i w ten sposób pani Ania została całkowicie wykluczona z władz związku, sama opowiadała, między innymi mnie, w kuluarach Zjazdu. I tu pierwszy morał: gdyby wystarczająca liczba ludzi wystarczająco zdecydowanie przeciwstawiła się temu sk...syństwu, być może sprawy potoczyłyby się nieco inaczej. Ale się nie potoczyły i Wałęsa stawał się coraz bardziej autokratycznym przewodniczącym (choć przy stosunkowo znaczącej opozycji, która głosowała na Gwiazdę). Otaczali go szczelnie pochlebcy i doradcy, z niezastąpionym Andrzejem Celińskim na czele i Mietkiem Wachowskim jako kierowcą… Wałęsa zaczął palić fajkę i robił się coraz ważniejszy. Doradcy oprócz doradzania zajmowali się bowiem pompowaniem jego i tak wielkiego ego. Jego blask oświetlał ich, jego wpływy były ich wpływem.

W stanie wojennym, gdy w podziemiu nie funkcjonowały mechanizmy demokratyczne, pompowanie Wałęsy stało się jeszcze łatwiejsze. Po krótkim zawirowaniu z kapralem Wałęsą (tak podpisał się na dziwacznym liście do Jaruzelskiego z 1982 r.) był Nobel, wizyty Ojca Świętego. Wałęsa udzielał wywiadów zagranicznym mediom jako symbol zakazanej Solidarności i według swojego widzimisię oraz wedle sugestii doradców namaszczał działaczy podziemia.

Oczywiście cały czas przynajmniej niektórzy z tych, co znali prawdę o Wałęsowej „skazie”, usiłowali się z tym przebić, ale nie uzyskiwali posłuchu. Sama byłam internowana z Joanną Gwiazdą i pamiętam ze wstydem, jak już nie mogłam słuchać tych opowieści. Ranek w ośrodku dla internowanych w Darłówku to budzący mnie dym z taniego papierosa i nieprawości Wałęsy wałkowane na wszystkie strony. I to jest morał drugi: prawda niestety nie broni się sama. Trzeba jej obronić. Często nadmiar emocji i presji raczej wystrasza opornych, niż zachęca.

I choć tak naprawdę Solidarność to byli ci wszyscy robotnicy, inteligenci, działacze i zwyczajni zjadacze chleba, którzy wynieśli Wałęsę na własnych ramionach robiąc go tym, kim się stał – dla świata to on wyłącznie zaczął symbolizować Solidarność. Stał się ważniejszy od unikalnego, historycznego ruchu, którego zazdrościli nam od Korei i Filipin po Amerykę Południową.

Przez wszystkie te lata „pompowano” Wałęsę po czę ści we własnym interesie otaczających go elit, po części w wyniku skrytej esbeckiej intrygi, ale większość po prostu wierzyła w idola – Prawdziwego Robotnika. Dziś bronią rozpaczliwie tej swojej wiary wbrew zdrowemu rozsądkowi…

W ten sposób dochodzimy do morału trzeciego: należy szanować wybitnych przywódców, ale nie należy kreować idoli ponadnaturalnej wielkości (do czego mamy narodową skłonność). Zawsze bowiem może okazać się na koniec, że był to idol fałszywy.

* Dziennikarka, pomysłodawczyni i dyrektorka telewizji Biełsat

Felieton ukazał się w 9/2016 numerze "Wprost". Najnowsze wydanie można zakupić również w wersji do słuchania oraz na  AppleStoreGooglePlay.