Afera podsłuchowa. "Nie zarobiłem na nagraniach ani grosza. Byliśmy pionkami w grze służb"

Afera podsłuchowa. "Nie zarobiłem na nagraniach ani grosza. Byliśmy pionkami w grze służb"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Podsłuchy, afera podsłuchowa, taśmy (fot. Pio Si/fotolia.com)
– Nie powiem, że jestem niewinny. Zakładałem podsłuchy z pełną świadomością. To nie jest coś, z czego jestem dumny, ani czego się wstydzę – mówił na antenie RMF FM Konrad Lassota, kelner, który podsłuchiwał polityków i biznesmenów. Twierdzi, że nie zarobił na nagraniach "ani grosza", a pytany o wersję zeznań, która przedostała się do mediów, odpowiada: "Byłem do niej przymuszony i zastraszony".

Konrad Lassota przyznał, że zakładał podsłuchy. Jak mówi, głównie ofiarami podsłuchów były osoby z kręgu polityki i biznesu. – Myślę, że około trzydziestu osób, które tak naprawdę prowadziły szereg rozmów dotyczących właśnie świata biznesu i polityki, mieszania się tych dwóch światów. Było to około trzydziestu osób i czterdziestu rozmów – tłumaczył.

Kelner pytany o motywy swoich działań podkreślił, że nie czuje się "Konradem Wallenrodem i osobą, która w jakikolwiek sposób może pretendować do roli zbawcy". – Po prostu poczucie złości, poczucie tego co wiedziałem, tego zawłaszczania państwa, kupczenia nim, bezkarny sposób traktowania go, gdzieś narastało i była to jedna z rzeczy, którą mogłem zrobić. Nie było wielu innych dostępnych możliwości, więc to robiłem – mówił i zaznaczył przy tym, że nie zarobił na nagraniach ani grosza, natomiast bardzo wiele stracił.

„Biznesmeni i politycy proponowali nam pranie pieniędzy”

Lassota przyznał, że gdyby chciał zarobić, sprzedałby taśmy. – Mieliśmy powiązania z politykami, biznesmenami. Biznesmeni i politycy proponowali nam zakładanie fundacji, pranie pieniędzy. Więc myślę, że też nie byłoby problemu z dotarciem do nich i sprzedażą tych taśm. Po wybuchu afery wiele osób zwracało się do mnie z pytaniami, czy nie sprzedałbym za naprawdę grube pieniądze. Nie zrobiłem tego, bo tych nagrań nie miałem – dodał .

– Jeżeli chodzi o całą, ostatnią wersję, która przedostała się do mediów, czyli tą, która została ustalona w jednostce do spraw zwalczania  terroru w Centralnym Biurze Śledczym Policji, była to po prostu wersja, do której niejako zostałem przymuszony. Byłem zastraszony przez funkcjonariuszy, był to moment, w którym poznałem wtedy Krzysztofa Rybkę, osobę, która jest związana z całą sprawą. Wtedy także został mi przekazany, rozrysowany ten schemat, jak ma to być, to ze mną wtedy były uzgadniane dalsze moje zeznania, trwało to kilka godzin – mówił. – Policjanci zastraszali mnie, pokazując mi osoby, wizerunki osób, które miały wykonać na mnie wyrok śmierci, ponieważ byłem straszony przez nich prywatnym zabójcą, byłem straszony różnymi czarnymi scenariuszami – dodał i przyznał, że funkcjonariusze opowiedzieli wspólnie z Łukaszem N. wersję wydarzeń, która ma być najwiarygodniejsza. Lassota twierdzi, że był przekonany, że spowoduje ona szybkie rozwiązanie sprawy.

Wierzył, że jest częścią siatki podsłuchowej

Lassota ujawnił, że Łukasz N. otrzymywał pieniądze za nagrania od Marka Falenty. Pytany o to, dlaczego zdecydował się to robić stwierdził, iż został namówiony do tego przez Łukasza N., który "dużo opowiadał o służbach". Twierdzi, że wierzył, iż jest częścią jakiejś siatki podsłuchowej. – Myślę, że nie tylko ja w to wierzyłem, wiele osób w to wierzyło, nawet chociażby ujawnione nagrania rozmowy Aleksandra Kwaśniewskiego z Ryszardem Kaliszem opowiadają o tym, że w jednej z restauracji są służby i służba i restauracja są na pełnym podsłuchu - tłumaczył. – Myślę, że to była rozgrywka polityczna w wykonaniu służb, w której po prostu byliśmy pionkami – dodał.

Afera taśmowa

W czerwcu 2014 r. we "Wprost" ujawniono sześć nagrań, których dokonano w dwóch warszawskich restauracjach – Amber Room oraz Sowa&Przyjaciele. Były to m.in. stenogramy i nagrania rozmów szefa MSW, prezesa Banku Centralnego, byłego ministra transportu oraz Jana Vincenta-Rostowskiego z Radosławem Sikorskim. Do redakcji "Wprost" docierały też wiadomości o kolejnych taśmach. Nagrane miało zostać spotkanie wicepremier Elżbiety Bieńkowskiej z szefem CBA Pawłem Wojtunikiem, do którego doszło na początku czerwca. Do ostatniego dotarło "Do Rzeczy" w połowie maja 2015 r.

Po kilku miesiącach okazało się, że istnieje więcej nagrań. Kelnerzy Łukasz N. i Konrad L. powiedzieli prokuratorom, że istniało nagranie rozmowy Aleksandra Kwaśniewskiego i Leszka Millera oraz wiele innych. Oprócz tego, podczas śledztwa w tej sprawie wyszło na jaw, że podsłuchy mogły być zakładane również w dwóch innych warszawskich restauracjach: Ole i Lemongrass, w których wcześniej pracowali kelnerzy z afery podsłuchowej.

Po publikacji materiałów przez tygodnik "Wprost", 16 czerwca do redakcji dwukrotnie wkroczyła Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego.

Teksty dotyczące afery taśmowej można znaleźć na stronie Wprost.pl: Handel głową Rostowskiego, Afera podsłuchowaRozmowa Nowaka. "Wsadzą mnie do więzienia, k***".

Inne taśmy

Taśmy z posłuchów publikował także m.in. tygodnik "Do Rzeczy"oraz Telewizja Republika

RMF FM, wprost.pl