Prawdziwy zapach mężczyzny

Prawdziwy zapach mężczyzny

Dodano:   /  Zmieniono: 
Pigułka antykoncepcyjna zaburza prawidłowe odczytywanie wysyłanych przez mężczyzn sygnałów chemicznych, zwanych feromonami. A fałszywe ich odbieranie może drogo kosztować - wybór partnera decyduje bowiem między innymi o tym, czy dziecko będzie wyposażone w sprawny układ odpornościowy.
 

Zwierzęta komunikują się za pomocą zapachów, ale sygnały przez nie wysyłane zawierają nie tylko substancje, które może wyczuć nasz nos (takie jak płyn służący do znaczenia terenu przez koty). Używają też subtelniejszego zapachowego języka: feromonów. Te bezwonne substancje chemiczne (należące do grupy sterydów, alkaloidów i białek) nawet w bardzo małych stężeniach silnie oddziałują na organizm. Mrówki feromonami zaznaczają na przykład miejsce, w którym odkryły jedzenie. Dzięki temu mogą bezbłędnie wskazać drogę do niego swoim pobratymcom. Udowodniono również, że samce motyli próbują kopulować z każdym przedmiotem nasączonym feromonami samicy.

Mowa zapachów
Już w latach 70. naukowcy stwierdzili, że feromony, obok innych substancji zapachowych, decydują o wyborze partnera seksualnego u gryzoni. Zapach ich moczu oraz zawartość w nim feromonów jest inna u każdego osobnika i zależy od rodzaju genów, tzw. głównego układu zgodności tkankowej (MHC). To właśnie w nich zapisany jest plan budowy białek, umożliwiających układowi odpornościowemu odróżnianie obcych tkanek. Okazuje się, że im bardziej geny MHC rodziców się różnią, tym lepiej dla potomstwa. Organizm dziecka ma wtedy większe szanse na walkę z wirusami i bakteriami. Dlatego dobierające się w pary szczury zwracają uwagę, czy potencjalny partner ma wystarczająco odmienny zestaw genów głównego układu zgodności tkankowej, a umożliwiają im to sygnały zawarte w feromonach.

VNO, czyli drugi nos
Feromony nie są klasycznymi substancjami zapachowymi, do ich wykrywania służy ssakom narząd nosowo-lemieszowy (VNO). Odkryto go m.in. u myszy, szczurów i chomików. Naukowców najbardziej jednak intrygowało pytanie, czy również ludzie nieświadomie wysyłają i odczytują feromonowe informacje. Pierwsze wzmianki o tym, że w pobliżu naszego nosa znajduje się jakiś "dziwny" narząd, pochodzą aż sprzed 300 lat. Badacze zainteresowali się nim ponownie dopiero w latach 30. XX wieku. Wówczas jeden z lekarzy stwierdził, że narząd nosowo-lemieszowy jest atawizmem jak kość ogonowa i występuje u nas wyłącznie w życiu płodowym, a wkrótce po urodzeniu zanika. Pogląd ten był akceptowany aż do 1987 r., gdy David Moran z University of Pennsylvania i Bruce Jafek z University of Colorado stwierdzili, że każda z przebadanych przez nich kilkudziesięciu dorosłych osób ma VNO. Nadal jednak nie było wiadomo, czy narząd ten działa.
Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać. Psycholog Luis Monti-Blocha z Uniwersytetu Utah wykazał, że komórki narządu nosowo-lemieszowego reagują na bezwonny ekstrakt z różnych wydzielin ludzkich gruczołów skórnych.

Zapach genów
Jeśli więc VNO funkcjonuje, feromony najprawdopodobniej wpływają na nasze zachowania. Pierwsze sygnały, że tak może się dziać, pojawiły się w 1971 r., kiedy nie wiedziano jeszcze o istnieniu VNO u dorosłych. Naukowcy zaobserwowali wówczas, że cykle miesięczne kobiet dłużej z sobą mieszkających synchronizują się. Niecałe dwadzieścia lat później potwierdzono to odkrycie eksperymentalnie. Przez kilka miesięcy jedna grupa badanych kobiet nosiła pod pachą bawełniane waciki. Naukowcy po usunięciu wszystkich składników zapachowych dawali je do wąchania drugiej grupie pań. Po pewnym czasie cykle miesięczne obu grup się zsynchronizowały. Stwierdzono również, że bezwonne feromony zawarte w męskim pocie przyczyniają się do regulacji cyklu menstruacyjnego.
Naukowców bardziej jednak interesowało pytanie, czy substancje te wpływają na wybór partnerów seksualnych. Claus Wedekind z uniwersytetu w Bernie w 1995 r. zbadał budowę genów MHC 49 kobiet i 44 mężczyzn. Następnie poprosił panów, aby przez dwie noce spali w podkoszulkach. Szwajcarski uczony dawał je potem do powąchania badanym kobietom i notował ich wrażenia. Wedekind stwierdził, że panie wykazywały wyraźną tendencję do wybierania podkoszulków mężczyzn o odmiennych zestawach genów MHC.
To, że ludzie nieświadomie kierują się w poszukiwaniach partnerów budową genów głównego układu zgodności tkankowej, potwierdziły także eksperymenty przeprowadzone przez Carole Ober z University of Chicago. Postanowiła ona sprawdzić, czy 411 par należących do istniejącej od kilkuset lat sekty menonitów, zawierających małżeństwa wyłącznie w obrębie własnej grupy wyznaniowej, również postępowało zgodnie z tą zasadą. Okazało się, że tak. Carole Ober stwierdziła także, że wśród par, u których dochodziło do naturalnych poronień, geny MHC ojca i matki były bardziej podobne do siebie niż w wypadku innych menonickich małżeństw.

Natury nie da się oszukać
Różnice w budowie głównego układu zgodności tkankowej rodziców wpływają nie tylko na sprawność układu odpornościowego dzieci, ale również na przebieg ciąży. Kunio Yamazaki z Monell Chemical Senses Center w Filadelfii wykazał także, że jeśli MHC rodziców się różni, dzieci rodzą się w wyznaczonym terminie. Natomiast u osób mających kłopoty z naturalnym poczęciem duże zróżnicowanie MHC oznacza większe szanse na powodzenie zapłodnienia metodą in vitro - dowiódł Louis Weckstein z Reproductive Science Center w San Ramon w Kalifornii.
Zostaliśmy więc wyposażeni w feromony mające nam ułatwiać wybór partnera, zapewniający poczęcie zdrowego potomstwa. "Podczas przeprowadzonych przeze mnie badań okazało się jednak, że środki antykoncepcyjne zaburzają ten naturalny mechanizm" - twierdzi Claus Wedekind na łamach "New Scientist". Podczas eksperymentów kobiety przyjmujące pigułki wybierały podkoszulki mężczyzn o zbliżonej budowie genów MHC. "Moim zdaniem, środki antykoncepcyjne, oszukując organizm, że jest w ciąży, wpływają na odbiór sygnałów zawartych w feromonach" - dodaje Wedekind. Może to być stare przystosowanie ewolucyjne, zaburzane przez hormonalne środki antykoncepcyjne.
Rewelacje Wedekinda o wpływie pigułek na wybór partnerów chce zweryfikować Marian Petrie z uniwersytetu w Newcastle. W tym celu zamierza ona przebadać 80 kobiet, wśród których znajdą się panie regularnie przyjmujące środki antykoncepcyjne. "Już teraz doradzałbym jednak kobietom szukającym kandydata na ojca swoich dzieci, aby na długo przed dokonaniem wyboru przestały brać pigułki" - twierdzi Rachel Herz z Brown University w Providence. Natury nie da się oszukać.

Więcej możesz przeczytać w 10/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.