Pogróżki wobec Rokity w prokuraturze

Pogróżki wobec Rokity w prokuraturze

Dodano:   /  Zmieniono: 
Stołeczna policja przekaże Prokuraturze Rejonowej Praga Południe materiały związane z zawiadomieniem lidera PO Jana Rokity o anonimowych listach z pogróżkami, które przychodzą do jego warszawskiego mieszkania.
"Zwrócimy się do prokuratury z pytaniem czy wyczerpują one znamiona przestępstwa - gróźb karalnych" - powiedział rzecznik komendanta stołecznego policji Mariusz Sokołowski.

Rokita powiadomił policję o anonimowych listach z pogróżkami w czwartek. Sprawę z Komendy Rejonowej Policji Warszawa VII (Praga Południe, Wawer, Rembertów, Wesoła) przejął wydział dochodzeniowo- śledczy Komendy Stołecznej Policji.

Lider PO 13 października w TVN 24 poinformował o anonimowych listach z pogróżkami. Jak mówił, "przychodzą codziennie do jego warszawskiego mieszkania odkąd - jak mówił - bracia Kaczyńscy zaczęli publicznie nawoływać do nienawiści wobec niego".

Zaprezentował trzy listy, pisane na maszynie. Zacytował fragment jednego: "Grzecznie prosimy - na razie - o rychłe wyprowadzenie się z tej dzielnicy. Nie potrzebny nam tu taki plugawy osobnik. Długo czekać nie będziemy. Saska Kępa dla Polaków".

"To jest efekt działalności Jarosława i Lecha Kaczyńskich. To jest efekt wzywania do nienawiści" - stwierdził Rokita i zapowiedział, że sprawę zgłosi do prokuratury. Prokuratura na warszawskiej Pradze nie dostała jednak takiego zgłoszenia.

Rokita wyjaśniał, że listy otrzymuje "od momentu kiedy powiedziano, że jest zbrodniarzem, że to, co robi, jest na granicy mordu". "A powiedziały to - mówił lider PO - nie jakieś przypadkowe osoby, tylko prezydent mojego państwa, o którym, w dniu jego wyboru, pomimo, że była to moja porażka polityczna, powiedziałem: +To jest mój prezydent+. I powiedział to premier mojego państwa. A wie pan dlaczego? Dlatego, że odmówiłem zdrady Platformy Obywatelskiej, do której mnie próbowali namawiać i zmusić przez wiele miesięcy, żeby rozbić opozycję" - oświadczył Rokita.

Sprawa ma związek z wypowiedziami prezydenta i premiera w związku z odtajnieniem przez ABW akt z szafy płk. SB i UOP Jana Lesiaka, z których wynika, że w pierwszej połowie lat 90. UOP posługiwał się swymi agentami wobec polityków opozycji w celu ich skłócenia oraz dezinformowania.

Premier uważa, że Rokita musiał wiedzieć o inwigilacji prawicy na początku lat 90. "Jan Rokita musiał o tym wiedzieć, jeśli wręcz (tego) nie inspirował" - powiedział m.in. J. Kaczyński. Jego zdaniem, Rokita, który był szefem Urzędu Rady Ministrów w rządzie Hanny Suchockiej w latach 1992-1993, powinien odejść z życia politycznego.

W wywiadzie dla "Dziennika" premier powiedział, że przed rokiem, w trakcie negocjacji koalicyjnych z PO, przyjął wobec Rokity "postawę abolicyjno-amnezyjną". Gdy dziennikarze pytali go, czy teraz taką postawę przyjmie wobec Samoobrony, J. Kaczyński odpowiedział: "Nie porównujmy rzeczy nieporównywalnych. W tamtym przypadku mamy do czynienia z ciężkim przestępstwem przeciwko demokracji, bo poza mordami, to już jest najcięższe przestępstwo, jakie można popełnić, natomiast w tym wypadku chodzi o partie, które, powiedzmy sobie, mają różnego rodzaju wady, ale któż jest bez wad".

Według relacji szefa PO Donalda Tuska, prezydent podczas konsultacji politycznych w rozmowie z nim, miał natomiast powiedzieć, że Rokita jest "autorem zbrodni przeciwko demokracji".

Sam Rokita zapewniał, że kancelarii premiera, którą kierował na początku lat 90., "nic nie łączyło" ze służbami specjalnymi. Zaznaczył, że nie był odpowiedzialny za służby specjalne ani za UOP.

pap,ss