Przysłowiowa Polska

Przysłowiowa Polska

Dodano:   /  Zmieniono: 
Gdzie leży Pacanów i Berdyczów, co to jest matysek i poliszynel? Kiedy osiołkowi w żłoby dano?
Przysłów i powiedzeń jest w polszczyźnie bez liku. Któż nie lubi się nimi posługiwać. Ale mało kto skojarzy dziś wspomnianego osiołka z nominalizmem średniowiecznym - jedną z doktryn filozoficznych z XIV w. - lub wie, że Pacanów leży w ziemi sandomierskiej.

Przysłowia są mądrością narodu - uważa 90 proc. ankietowanych przez OBOP. Najpopularniejsze to "Mądry Polak po szkodzie". Wskazało je 17 proc. respondentów. Kolejne miejsca w rankingu najchętniej cytowanych przysłów zajmują "Gdyby kózka nie skakała, toby nóżki nie złamała" i "Bez pracy nie ma kołaczy" - po 6 proc. wskazań. Najpopularniejszym bohaterem przysłów jest koń (poświęcono mu ich aż 280), następnie głowa (270), baba (210), ksiądz (120), nos (80) i dziad (60). Dużą grupę przysłów stanowią te, które odnoszą się do miast. - W XVII w. rozwijał się folklor miejski. Ośrodki, które odgrywały decydującą rolę w rozwoju cywilizacji, pojawiały się w przysłowiach. Powstało natomiast mniej przysłów związanych z realiami wiejskimi - mówi prof. Stanisław Dubisz z Wydziału Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego.
"Pisz do mnie na Berdyczów". A gdzie on leży? Jest znanym od XIV w. miastem w obwodzie żytomierskim na Ukrainie. Na dawnych kresach polskich poczta bardzo źle funkcjonowała. "Pisz do mnie na Berdyczów" znaczy więc tyle, co bywaj zdrów, odczep się ode mnie. Z obiegowych powiedzeń znane są też Pacanów czy Osiek. "Kozy kują w Pacanowie" - wie o tym nie tylko ten, kto czytał książki Kornela Makuszyńskiego o Koziołku Matołku. Ale gdzie to miasto się znajduje, wie już mniej osób. Otóż na ziemi sandomierskiej, niedaleko Wisły. Ale dlaczego właśnie tam mają kuć kozy, czy raczej tam mieli je kuć? Jak pisze Tomasz Jurasz w "Banialuce, czyli kopie starych przysłów polskich", w miasteczku Pacanów mieszkała podobno rodzina Kozów, której wszyscy członkowie byli kowalami. Kowal musi rozpoczynać pracę wcześnie, by przygotować warsztat i rozkuć żelazo. Potężne uderzenia budziły więc okolicznych mieszkańców. "O, Kozy kują w Pacanowie" - mówiono. Znane jest też porzekadło o osieckiej sprawiedliwości: "Wyrok jak w Osieku". Oto historia z tego miasteczka. Pewien ślusarz miał się dopuścić poważnego przestępstwa. Sąd i rada miejska skazały go na śmierć przez powieszenie. Jeden z sędziów przypomniał sobie jednak, że skazany jest jedynym ślusarzem w okolicy. Miasto nie mogło być pozbawione jego usług. Po długiej naradzie postanowiono, że zamiast ślusarza powieszą kowala (w Osieku było ich aż dwóch).
- Przyczyn powstania i upowszechnienia się przysłów i porzekadeł jest kilka - mówi prof. Marian Jurkowski z Instytutu Języka Polskiego Uniwersytetu Warszawskiego. - O przyjęciu się jakiegoś zdania jako przysłowia lub ludowej mądrości decyduje m.in. autorytet osoby, która po raz pierwszy je wypowiedziała albo której przypisuje to legenda. Głównym źródłem przysłów jest doświadczenie wielu pokoleń i literatura ludowa. Czerpie się je też z literatury pięknej i Biblii. Z tej ostatniej pochodzą przysłowia uniwersalne, międzykulturowe. Na pytanie, skąd się biorą i jak powstają przysłowia, prof. Julian Krzyżanowski, wybitny historyk literatury, odpowiadał: "Są czynnikiem zbiorowego doświadczenia wieków, stanowią uogólnienie faktów. Są czymś starym, przekazywanym ustnie lub na piśmie z pokolenia na pokolenie".
Może właśnie dlatego nie pamiętamy ich korzeni. Pierwsze przysłowie polskie zapisane jest w manuskrypcie pochodzącym z 1449 r., który odkrył Aleksander Brückner. Już w XVII w. było ich tak wiele, że Grzegorz Knapski spisał je w liczącym 1,5 tys. stron słowniku nazywanym "Adagia polonica".
O genezie przysłów, jak zauważa Witold Paweł Cienkowski, językoznawca, krąży nieraz wiele anegdot, z których każda przypisuje je komu innemu. - Większość przysłów jest anonimowego pochodzenia. Ich genezą zajmują się paremiolodzy, którzy podają niejednokrotnie różne ich interpretacje - wyjaśnia prof. Jurkowski. - Jako dziedzina wiedzy paremiologia rozwija się dopiero od XX w. Natomiast zbieranie przysłów, czyli paremiografia, istnieje od wieku XVI - wyjaśnia prof. Dubisz. Przed stu laty Władysław Syrokomla wpadł na pomysł cyklu gawęd ilustrujących motywy zaczerpnięte z przysłów. Napisał wtedy m.in. historię, która zdobyła dużą popularność, a nawet weszła do czytanek szkolnych. Zaczynała się słowami "Żył Matysek, chłop, przed laty" i opowiadała o człowieku nieużytym, którego spotkała za to ciężka kara - z bogacza stał się nędzarzem. Matysek (od Maciej, Maciuś) z przysłowia "Przyszła kryska na matyska" to jednak nie chłop, lecz niesforny kot z bajki Franciszka Morawskiego "Kot i szczur stary", w której do kota udającego wisielca zwraca się mysz takimi słowami: "Przyszła kryska na matyska i oto dynda". Przysłowie znaczyłoby zatem, jak objaśnia Julian Krzyżanowski, że spryciarzowi długo wszystko uchodziło płazem, gdy nagle nastąpiła katastrofa. Co ją spowodowało? Odpowiedź daje Jan Kochanowski, w którego fraszkach czytamy: "Pókiś bury kocie na myszach poprzestawał, a w insześ się myślistwo z jastrząby nie wdawał. Byłeś w łasce u ludzi [...] Teraz, jakoś ku myszom chciał mieć i półmiski [...] dałeś gardło nieboże i wisisz na dębie". To była owa niespodziewana "kryska", czyli "kreska", kładąca kres myśliwskim apetytom i wyczynom matyska.
"Wyrwał się jak Filip z konopi" - to przysłowie spopularyzował Adam Mickiewicz w "Panu Tadeuszu". Dorobiono do niego historyjkę o szlachetce Filipie ze wsi Konopie, który na sejmie niepotrzebnie chciał się czymś popisać. Tymczasem, jak objaśnia Krzyżanowski, przysłowie to jest pochodzenia białoruskiego. A na Białorusi filipem nazywano zająca. - Podobnie jest w polskim dialekcie kresowym. Filip, czyli zając, siedzi w konopiach, żeby go psy nie zwąchały. Jest tam bezpieczny - dodaje prof. Jurkowski.
Autorem metafory, w której przedstawia się wolę jako osła zdychającego między dwiema wiązkami siana, jest czternastowieczny francuski filozof Jean Buridan, gorący zwolennik nauki Ockhama (ten filozof z kolei utrwalił w języku inny zwrot - brzytwa Ockhama). Pewnie byśmy o filozoficznych rozterkach osła zapomnieli, gdyby nie Aleksander Fredro. Jego pan Jowialski rozpoczyna jedną ze swych opowiastek słowami: "Osiołkowi w żłoby dano, w jeden owies, w drugi siano".
Każdemu znane jest powiedzenie "tajemnica poliszynela". Kim był ów poliszynel, a może Poliszynel? To bohater francuskiego teatru kukiełkowego, garbaty z przodu i z tyłu, z wydatnym, zakrzywionym nosem, ubrany w trójgraniasty kapelusz, kurtkę i pantalony czerwono-zielone, koronkowy kołnierzyk i mankiety. Ten, jak go określa Władysław Kopaliński, chełpliwy fanfaron, kłótnik i szyderca scenicznym szeptem powierzał publiczności w największym sekrecie wszelkie tajemnice. Stąd tajemnica poliszynela to tyle, co publiczna tajemnica.
Powiedzenie "Słony jak ser pińczowski" wzięło się stąd, że miasto to słynęło kiedyś z wyrobu serów. Z kolei "W Pińczowie dnieje" używane jest, jak podaje Władysław Kopaliński w "Słowniku mitów i tradycji kultury", przy grze w karty w znaczeniu "wychodźżeż wreszcie". Według niektórych badaczy, Góra Świętej Anny, osłaniająca miasto od strony południowo-wschodniej, sprawia, że słońce wstaje tu później niż w sąsiednich grodach. "Lepiej w Poznaniu mieć Szeląg, niż w Krakowie tysiąc złotych" - to znane z Wielkopolski przysłowie oparte na grze słów: Szeląg był folwarkiem pod Poznaniem. Na grze słów opiera się też przysłowie "Przyjechała nędza do Swarzędza" - czyli od swarów do biedy. Najwięcej przysłów regionalnych dotyczących miast powstało, jak podaje Jan Bystroń, w Małopolsce, "gdzie życie kulturalne w XVI i XVII w. najwyższem biło tętnem, gdzie przeciętny poziom kultury miasta wsi i dworu był najwyższy". "Gdyby nie było Rzymu, tedy Kraków byłby Rzymem" - mówiono z dumą. Przysłowie to notuje już w diariuszu podróży do Polski w końcu XVI w. sekretarz kardynała Gaetano. Warszawa jest tematem kilkudziesięciu przysłów. Tych, którzy łatwym sposobem pragnęli w mieście dojść do pieniędzy, zdają się przestrzegać powiedzenia: "Poszła bieda do Warszawy i tam nie ma wielkiej sławy", "Od Warszawy do Krakowa zawsze bieda jednakowa". Tych, którzy pragnęli błyszczeć w mieście, studzi zwrot "Warszawy nie zadziwisz".
- Nie dość wskazać źródło przysłowia, trzeba je jeszcze zrozumieć - przestrzegał prof. Krzyżanowski. Na dowód przytacza przysłowie o Kolnie: "Kto dziewice chce widzieć, niech do Kolna idzie". Daniel Naborowski napisał kiedyś nieprzystojną fraszkę "Do Kolna na prawice", rozpoczynając ją zwrotem: "Powiadają, że w Kolnie mieszkają prawice", a potem powtórzył to Jan Gawiński: "Kto dziewice chce widzieć, niech do Kolna idzie". Jeden z badaczy przysłowie powiązał z Kolnem, mieściną w Białostockiem, poczytując je za pochwałę cnotliwych mieszkanek tej miejscowości. Inny specjalista sprostował tę informację, wskazując, że to "myśl wzięta z wiersza Jana Kochanowskiego, który chcącego pojąć pannę za żonę odsyła po wybór do Köln, gdyż w Polsce na próżno by takiej szukał", zatem w naszym kraju tej miejscowości lokalizować nie można.
Mechanizm tworzenia przysłów jest nie do końca zrozumiały nawet dla specjalistów. Jan Bystroń za podstawową cechę zwrotu stającego się przysłowiem uważa jego powszechność. Przysłowie nie było dla niego żadnym wyróżniającym się wśród innych tworem językowym. To nieprawda. Przysłowie to miniopowiadanie - podkreślał Julian Krzyżanowski w przedmowie do "Nowej księgi przysłów polskich". - To najkrótszy utwór literacki - zwięzły, trafiający w sedno, niejednokrotnie rymowany, alegoryczny. W prostej formie przekazuje bardzo skomplikowane treści - dodaje prof. Jurkowski. - Zwrot czy wyrażenie przysłowiowe ma podwójne znaczenie: pierwsze bardzo często bywa zapomniane, a drugie przez wieki się trzyma. Sekret ich długowieczności tkwi w tym, że są dowcipne - wyjaśnia prof. Jerzy Bralczyk, językoznawca. - Długowieczne są te, które dotyczą sytuacji stale aktualnych, pryncypialnych, szczególnie często się powtarzających. Przysłowie tworzy nowy znak językowy. Im jest ich więcej, tym język jest barwniejszy, bogatszy - dodaje prof. Dubisz i przypomina, że przysłowie, w przeciwieństwie do zwrotu czy wyrażenia przysłowiowego, jest pełnym zdaniem.
- Nie można mówić o współczesnych przysłowiach, bo są one wytworem tradycji, od dawna udokumentowanym. Teraz ich kulturowym odpowiednikiem są slogany, hasła i aforyzmy - przekonuje prof. Bralczyk. Ponieważ są one rytmiczne i szybko się je zapamiętuje, zdaniem językoznawców, mają szansę się stać w przyszłości przysłowiami. Pokaźną grupę takich powiedzeń stanowią tzw. wałęsizmy. - Lech Wałęsa jest autorem wielu powiedzeń i oksymoronów - "odpowiem wymijająco wprost", " jestem za, a nawet przeciw" - opowiada Bralczyk. Według prof. Jurkowskiego, już ponad dwadzieścia wałęsizmów zanotowano jako zwroty o charakterze przysłów. Są wśród nich m.in. "W każdym społeczeństwie potrzebne są dwie nogi" czy trawestacja staropolskiego toastu "Zdrowie nasze w gardła wasze". - Mają szansę stać się przysłowiami, bo dotyczą kwestii ogólnych - mówi prof. Jurkowski.

Więcej możesz przeczytać w 25/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.