Terror, wypadek czy awaria? (aktl.)

Terror, wypadek czy awaria? (aktl.)

Dodano:   /  Zmieniono: 
Prawie niemożliwe jest wydobycie "czarnych skrzynek", rejestrujących rozmowy w kabinie samolotu Tu-154, który spadł do Morza Czarnego. Odnaleziono za to drzwi, na których są ślady, "jakby po kulach".
Jeden z okrętów, uczestniczących w akcji przeszukiwania Morza Czarnego po katastrofie rosyjskiego samolotu Tu-154, znalazł drzwi rozbitej maszyny z uszkodzeniami przypominającymi ślady po kulach. Obecnie trwa ekspertyza uszkodzeń.

Szczątki samolotu rozrzucone są na powierzchni ponad 10 km. W akcji poszukiwawczej uczestniczy siedem okrętów i 120 ratowników. Dotychczas wydobyto z morza 14 ciał.

"Na powierzchni morza widać torby podręczne, koła i kawałki samolotu" - powiedział po odwiedzeniu miejsca katastrofy Władimir Ruszajło, sekretarz kremlowskiej Rady Bezpieczeństwa, stojący na czele komisji zajmującej się wyjaśnieniem przyczyn katastrofy samolotu.

"Zbierzemy możliwie jak najwięcej szczątków, by móc dokonać ich ekspertyz", mogących pomóc w wyjaśnieniu przyczyn katastrofy - mówił Ruszajło. Rosyjskie władze zwróciły się do USA i Izraela z prośbą o pomoc w wydobyciu "czarnych skrzynek", rejestrujących rozmowy w kabinie samolotu. Oba państwa mają doświadczenie w wydobywaniu "czarnych skrzynek" i są w stanie dokładnie zbadać możliwości wydobycia pokładowych przyrządów rejestrujących.

Głębokość morza w miejscu, w którym spadły fragmenty samolotu linii lotniczych "Sibir" przekracza tysiąc metrów. Tymczasem już 100 metrów poniżej poziomu wody "zaczyna się środowisko agresywnie siarkowodorowe".

"Czarne skrzynki" mogłyby pomóc wyjaśnić przyczynę katastrofy. Przypuszcza się, że mógł to być akt terrorystyczny, bądź awaria. Do tej pierwszej wersji przychylają się władze rosyjskie. Rosyjska prokuratura generalna wszczęła nawet śledztwo, w którym rozpatruje katastrofę jako akt terroru. "Wersja aktu terroru pozostaje jak dotychczas podstawową, choć szczegółowo rozpatrywane będą też wszystkie pozostałe wersje" - powiedział agencji ITAR-TASS przedstawiciel prokuratury.

Brana jest pod uwagę także możliwość, że samolot mógł być omyłkowo trafiony przez ukraińską rakietę przeciwlotniczą. Tę wersję co prawda wykluczyło dowództwo wojsk ukraińskich, jednak agencja Interfaks-Ukraina, powołując się na anonimowe źródło w Ministerstwie Obrony Ukrainy, podała w piątek, że istnieją przesłanki, by poważnie rozważać tę wersję.

Według anonimowego przedstawiciela ministerstwa, ukraińscy żołnierze akurat w czasie przelotu Tu-154 odpalali pociski z systemu rakietowego S-200. Są one w stanie trafiać cele położone w odległości do 300 kilometrów. Według scenariusza ćwiczeń, rakieta miała zniszczyć bezzałogowy samolocik ćwiczebny, jednak mógł ją zmylić o wiele silniejszy sygnał przelatującego 100 kilometrów dalej rosyjskiego Tu-154. Parę godzin później premier Ukrainy Anatolij Kinach również przyznał, że hipoteza ta ma "rację bytu", czyli jak wyjaśnił jego rzecznik, należy ją także brać pod uwagę jako jedną z hipotez.

Na korzyść tej wersji przemawiają zeznania armeńskiego pilota, który widział dwa wybuchy. Rakiety z systemu S-200 wybuchają tuż przed celem i trafiają go dużą ilością szrapneli. Po takim trafieniu w samolocie mogło wybuchnąć paliwo.

Również Biały Dom uważa, że brakuje dowodów na to, by czwartkową katastrofę rosyjskiego samolotu wiązać z aktem terroru. Przedstawiciele władz amerykańskich utrzymują, że wszystko wskazują na to, iż rosyjski samolot został przypadkowo trafiony pociskiem ziemia-powietrze, wystrzelonym podczas trwających na Krymie ćwiczeń wojsk ukraińskich.
Najprawdopodobniej wszyscy pasażerowie Tu-154 zginęli.

nat, pap


O katastrofie czytaj: Katastrofa Tu-154