Zastraszanie dziennikarzy (aktl.)

Zastraszanie dziennikarzy (aktl.)

Dodano:   /  Zmieniono: 
Kaliska prokuratura żąda od TP SA billingów rozmów z telefonów służbowych i prywatnych dziennikarzy śledczych "Gazety Wyborczej" i "Rzeczpospolitej".
Chodzi o Annę Marszałek, Bertolda Kittela z "Rz" oraz Tomasza Patorę i Marcina Stelmasiaka z "GW".

Według redakcji obu gazet, żądanie prokuratury ma związek z ujawnieniem pod  koniec września przez obie redakcje kulis zatrzymania przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego znanego lobbysty Marka Dochnala i ujawnienia jego powiązań z posłem SLD Andrzejem Pęczakiem.

Dziennikarze "GW" mieli już "kilka postępowań o ujawnenie tajemnicy śledztwa". "Jesteśmy pewni, że we wszystkich tych przypadkach działaliśmy w interesie publicznym. Nigdy jeszcze prokuratura nie posunęła się do sprawdzania naszych służbowych połączeń, nie mówiąc już o  prywatnych telefonach" - powiedział Marcin Stelmasiak.

Zdaniem dziennikarza "Rz" Bertolda Kittela, "wnioski prokuratury o wydanie billingów sa niechlujnie. Prokuratura myli adresy. Prawdopodobnie będzie analizować połączenia z  niewłaściwych numerów, co doprowadzi do farsy".

Obie redakcje podkreślają, że Marszałek, Kittel, Patora i  Stelmasiak to czołowi polscy dziennikarze śledczy, którzy ujawnili wiele patologii w polityce, gospodarce, wymiarze sprawiedliwości i  organach ścigania.

We wspólnym oświadczeniu redakcji "Rzeczpospolitej" i "Gazety Wyborczej" czytamy:

W przesłanym do wiadomości naszym redakcjom piśmie z 12 listopada 2004 r. Prokuratura Okręgowa w Kaliszu domaga się od  Telekomunikacji Polskiej SA billingów rozmów z telefonów służbowych dziennikarzy "Gazety Wyborczej" i "Rzeczpospolitej", a  także podania numerów ich prywatnych telefonów oraz wykazu połączeń.

Uważamy ten krok za zamach na niezależne dziennikarstwo. Fundamentalną zasadą naszego zawodu jest ochrona źródeł informacji. To dzięki temu, że zapewniamy bezpieczeństwo naszym informatorom, mogliśmy ujawnić największe afery w Polsce. Dziś prokuratura chce to prawo zakwestionować. Zdecydowanie przeciwko temu protestujemy.

Rola niezależnych mediów i dociekliwych dziennikarzy w  demokratycznej Polsce stale rośnie i jest dziś trudna do  przecenienia. "Rzeczpospolita" i "Gazeta Wyborcza" od wielu lat demaskują korupcję i nieprawidłowości w funkcjonowaniu państwa. Wnioski prokuratury dotyczą najbardziej aktywnych dziennikarzy obu tytułów. Mają na celu złamanie jednej z najważniejszych reguł wolnej prasy.

Prokuratura chce też badać prywatne telefony dziennikarzy. Wydaje nam się to niedopuszczalną próbą zastraszenia zarówno dziennikarzy, jak i ich informatorów. Apelujemy do Prokuratury Okręgowej w Kaliszu i do Prokuratora Generalnego o wycofanie tych żądań. Apelujemy też do wszystkich autorytetów społecznych o  poparcie w tej sprawie.

Grzegorz Gauden, redaktor naczelny "Rzeczpospolitej" Piotr Stasiński, zastępca redaktora naczelnego "Gazety Wyborczej"

Rzecznik kaliskiej Prokuratury Okręgowej Janusz Walczak potwierdził, że prokuratura prowadzi śledztwo w sprawie ujawnienia informacji ze śledztwa przeciwko lobbyście Markowi Dochnalowi. Dziennikarze, których billingi chce zabezpieczyć prokuratura zostali poinformowani, że mają prawo złożyć zażalenie na tę decyzję do Prokuratury Apelacyjnej w Łodzi - powiedział.

Zdaniem prezes Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich Krystyny Mokrosińskiej, domaganie się przez kaliską prokuraturę billingów rozmów służbowych i prywatnych dziennikarzy "Rzeczpospolitej" i "Gazety Wyborczej" "jest decyzją nieprzemyślaną". "Jeżeli prokuratura ma konkretna podejrzenia, powinna przedstawić zarzuty, powinna przesłuchać dziennikarzy. (...) Dziennikarze mają prawo do zachowania tajemnicy zawodowej i do nieujawniania swoich informatorów. Jeżeli prokuratura nie ma innego pomysłu niż grzebać się w billingach, to  muszą być tego jakieś konkretne przyczyny" - dodała.

Sytuację tę co prawda trudno nazwać uderzeniem w wolność słowa, ale może prowadzić do tego, "że środowisko dziennikarskie będzie musiało działać tak jak w podziemiu w czasach komunistycznych i znaleźć inne drogi komunikacji z informatorami".

"Czwórkę najlepszych dziennikarzy, nagrodzonych na konkursach międzynarodowych, na prestiżowych konkursach polskich, traktuje się jak zwyczajnych przestępców" - powiedział oburzona prezes SDP.

Znany adwokat, Jerzy Naumann, który w przeszłości występował jako pełnomocnik dziennikarzy w wielu procesach, ocenił, że żądanie prokuratury jest "spektakularne" i "niesłychanie kontrowersyjne". "Prokuratura powinna poszukać billingów osób, które telefonowały do dziennikarzy, a nie billingów telefonów dziennikarzy" - ocenił.

Według niego niedopuszczalne jest, by prokuratura, chcąc odnaleźć informatorów dziennikarzy w organach ścigania, proponowała naruszenie chronionej tajemnicy dziennikarskiej", którą reguluje artykuł 180. Kodeksu postępowania karnego. Zapis ten głosi m.in., iż "zwolnienie dziennikarza od obowiązku zachowania tajemnicy nie może dotyczyć danych umożliwiających (...) identyfikację osób udzielających informacje opublikowane lub przekazane do opublikowania, jeżeli te (osoby te) zastrzegły nieujawnianie powyższych danych". A  w tym przypadku "niewątpliwie billingi będą mówiły o osobach udzielających informacji, niewątpliwie będą pozwalały na  identyfikację tych źródeł. (...) Tutaj żądanie prokuratury zmierza do naruszenia tego przepisu wprost" - oświadczył adwokat.

Jednak przepisy pozwalają prokuraturze na takie działanie. Naumann ocenił też, że Telekomunikacja Polska raczej nie może odmówić i musi ujawnić billingi. Mimo to, Naumann ocenia to posunięcie prokuratury jako "niesłychaną rzecz w demokratycznym państwie".

Zdaniem prof. Ewy Nowińskiej, eksperta ds. prawa prasowego z Uniwersytetu Jagiellońskiego, prokurator w tym przypadku poszedł na skróty, by zdobyć dowody przestępstwa, które można uzyskać inną drogą. Doszło tu też do kolizji dwóch konstytucyjnych uprawnień - prokuratury do poszukiwania dowodów - i dziennikarzy -  do ochrony swych źródeł. Przyznała zarazem, że prokurator nie  zażądał co prawda od dziennikarzy ujawnienia tajemnicy, skąd dowiedzieli się o treści podsłuchów, ale możliwe, że wkroczył w  sferę, która powinna jednak podlegać ochronie - tajemnica korespondencji.

"Dziennikarze w tej sprawie nie są przecież podejrzanymi, więc trzeba ostrożnie korzystać z możliwości badania tego, do kogo dzwonili, a kto dzwonił do nich. Tajemnica zawodowa to dla prasy gwarancja, że ludzie mogą bezpiecznie i anonimowo powierzyć im  różne wiadomości" - podkreśliła prof. Nowińska.

Zwraca ona uwagę, że prawo stanowi, iż tajemnicę dziennikarską można uchylić tylko wtedy, gdy "jest to niezbędne dla dobra wymiaru sprawiedliwości, a okoliczność nie może być ustalona na  podstawie innego dowodu". "Najpierw więc prokurator powinien sprawdzić, czy tego, czego szuka, nie da się ustalić inną metodą. Ingerowanie w sprawy, które mogą ocierać się o sferę tajemnicy, powinno być bardzo ostrożne" - powiedziała Nowińska.

em, pap