Bolszewicy lepsi niż antypolacy

Bolszewicy lepsi niż antypolacy

Dodano:   /  Zmieniono: 
I tak ekipa Putina strzeliła sobie w stopę. Na sztandarach rosyjskiej dumy narodowej miały wisieć polskie głowy. Wyszło inaczej, czyli jak zwykle. Zamiast wielkiej antypolskiej demonstracji, skromne obchody. Na dodatek bez Putina. Rosjanie czują się oszukani, chcą powrotu święta rewolucji. I słusznie. Bo sercu putinowskiego Rosjanina nic nie jest tak bliskie, jak wielkość Rosji Lenina.
Jeszcze latem młodzieżówka "Nasi" zacierała ręce na zbliżające się nowe święto. Władza właśnie wyznaczyła na czwartego listopada nowe święto - Dzień Jedności Narodowej, święto upamiętniające wygnanie Polaków z Kremla w 1612 roku. Wówczas putinowska młodzież zorganizowała rajd szlakiem pospolitego ruszenia kniazia Dymitra Pożarskiego i Kuźmy Minina. To miał być przedsmak głównych obchodów. Tymczasem okazało się, że że Rosjanom nowe święto się nie podoba.

Bo jak tu odzwyczaić się z roku na rok od tak ważnego i przez lata wielbionego święta. Siódmy listopada, dzień przewrotu bolszewickiego, był jednym z najważniejszych dni w Rosji radzieckiej. Dzieci nie szły do szkoły, a rodzice do pracy. Wszystkich łączyła radość, umiłowanie pokoju i braterstwa (mimo że ludzie Lenina dokonując przewrotu urządzili prawdziwą krwawą jatkę). I teraz siódmy listopada miałby być normalnym dniem roku?

Administracja Putina i tak świetnie poradziła sobie z wynalezieniem nowego święta. Chodziło o to, by zbytnio nie oddalić się od 7 listopada i utrafić w polityczne nastroje. Polacy od czasu "pomarańczowej rewolucji" byli bardzo dogodnym celem. Ale o dziwo nie przekonało to Rosjan. Otoczenie Putina chyba to także zauważyło i obchody święta przeniesiono z Moskwy do Niżnego Nowogrodu, a same uroczystości zaplanowano nadzwyczaj skromnie - nawet bez obecności Władimira Putina. Winny jest tu chyba sam prezydent. To za jego rządów młodych Rosjan zaczęto uczyć ponownie "poprawnej" wersji historii Rosji. A dominuje w niej przekonanie, że Lenin i Stalin, mimo błędów byli dobrymi przywódcami, a cały Związek państwem potężnym. To dlatego dziś tak trudno tę mentalność wykorzenić. Nawet jeśli posłużyć się przy tym Polakami.

Grzegorz Sadowski