Krzywa odstraszania

Krzywa odstraszania

Dodano:   /  Zmieniono: 
Od dziesięciu lat, czyli od momentu, w którym zaczęło być to możliwe, trwa w Polsce dyskusja na temat efektywności karania.
I od początku wyodrębniły się w niej dwie wrogie partie: liberalna, okopana w uniwersytecko-instytutowych fortach, i konserwatywna, w której skład wchodzą luźne kupy pospolitego ruszenia opinii publicznej pod wodzą Lecha Kaczyńskiego, hetmana mniejszego.
Liberałowie ze swoich szańców obrzucają przeciwników nocnikami z wrzącą kaszą i serdeczną inwektywą "barbarzyńcy". Barbarzyńcy natomiast walą w bramy fortu taranem Gallupa, sugerując, aby piękno-duchy opuściły swe bezpieczne schronienie i wyjrzały na nieznane im place i ulice.

Liberałowie kontra konserwatyści
Zagrożenie przestępczością. Liberałowie: relatywna liczba przestępstw jest podobna jak za komuny i mniejsza niż w większości krajów europejskich. Konserwatyści: przestępczość rośnie, opinia publiczna jest zaniepokojona, a prawo i orze-cznictwo chroni interes przestępcy, a nie ofiary. Oburzeni liberałowie odpowiadają na to: "Nieprawda!", i dodają, że owo zaniepokojenie jest w znacznej mierze skutkiem działań barbarzyńców, którzy niepotrzebnie straszą społeczeństwo.
Odstraszający efekt kary, tzw. deterrent effect. Liberałowie: nieuchronność, a nie wysokość kary wpływa na ograniczenie liczby przestępstw. Konserwatyści: zaostrzenie kar odstrasza potencjalnych przestępców, a poza tym ten, który siedzi, zbrodni nie popełni.
Liberalizm obecnego kodeksu karnego. Liberałowie: kk jest wystarczająco surowy, surowszy niż w większości krajów europejskich. Konserwatyści: kodeks jest zbyt liberalny, a poza tym opinia publiczna domaga się jego zaostrzenia.
Zbyt liberalne traktowanie przestępców przez sądy. Tak twierdzą konserwatyści, na co liberałowie odpowiadają, że karę trzeba indywidualizować i nie zawsze potrzebne jest orzekanie jej górnej kodeksowej granicy.
Społeczne konsekwencje powszechnego stosowania kary więzienia. Liberałowie: jest to kara najdroższa, więzienia są uniwersytetami zbrodni, a po za tym są przepełnione i nie ma gdzie zamykać następnych, zwłaszcza że mamy jeden z najwyższych wskaźników "impryzonizacji" w Europie. Konserwatyści: tylko więzienie odstrasza, a po za tym ten, kto siedzi, zbrodni nie popełni.
Bywa, że spór ten wykracza poza ramy techniczno-legislacyjne i przybiera postać ideologiczną. Liberałowie sięgają wtedy po "obiektywne" społeczne uwarunkowania wzrostu przestępczości (szok transformacji, bezrobocie, zróżnicowanie dochodów i wzrost obszarów nędzy, zanik autorytetu szkoły, rodziny itd.). Rzecz jasna, natychmiastową reakcją konserwatystów jest zarzut makarenkizmu i lewactwa, wsparty przypomnieniem, że człowiek jest z natury istotą wolną i przestępstwa popełnia na ogół nie dlatego, że musi, lecz dlatego, że chce. Dobrze z takim poglądem konweniuje słynny cytat z Gary’ego Beckera, który w dość swobodnym tłumaczeniu brzmi: "Przestępcy zachowują się racjonalnie. Bandzior jest bandziorem z tych samych powodów, dla których ja jestem profesorem. Jest nim, ponieważ wykonywanie tego zawodu daje mu więcej korzyści niż jakikolwiek inny sposób postępowania. W tym wypadku, podobnie jak w każdym, założenie racjonalności postępowania nie oznacza, że bandzior (lub profesor ekonomii) oblicza koszty i zyski do siedemnastego miejsca po przecinku. Oznacza tylko, że skłonny jest wybrać sposób postępowania umożliwiający mu osiągnięcie celu".

Karać czy nie karać?
Po pierwsze, wolność wyboru. Nie można odrzucić aksjomatu racjonalności przestępcy. Jak łatwo zauważyć, jego przeciwieństwo sprawia, że całe prawo staje się nonsensowne. Przestępca staje się bowiem wytworem warunków i nic nie można zrobić, póki się one nie zmienią (a ponieważ wiadomo, że się nie zmienią, to po prostu nic nie można zrobić). To paradoks, ale taka koncepcja (rzeczywiście bliska pomysłowi rewolucji proletariackiej) staje się argumentem na rzecz kar drakońskich (i rewolucyjna praktyka gułagu była jej logiczną konsekwencją). Skoro przestępczości nie da się regulować systemem kar, a przy wysokiej przestępczości społeczeństwo funkcjonować nie może, konieczne staje się eliminowanie (najlepiej fizyczne lub poprzez zamknięcie w łagrze) przestępców.
Podobnie nie wytrzymuje logicznej krytyki twierdzenie o braku efektu odstraszania. Prosta metoda weryfikacji, jaką jest redukcja do absurdu, wskazuje, że skoro wysokość kary nie ma wpływu na liczbę przestępstw, to należy zrezygnować z karania, sądów i policji. Będzie wtedy tak samo, ale znacznie taniej. A ponieważ taka konsekwencja wspomnianego twierdzenia jest skrajnie nielogiczna, oznacza to (co było do wykazania) falsyfikację hipotezy o braku efektu odstraszania.
Jeżeli ów nonsensowny pogląd odrzucimy, to pozostaje nam zmierzenie efektu odstraszania. Jest to przy współczesnych modelach rachunkowych zadanie banalne (i naprawdę szkoda, że z wszystkich działań matematycznych nasi prawnicy opanowali tylko jedno - liczenie pieniędzy). Bez owego liczenia na podstawie dużego doświadczenia w rozwiązywaniu podobnych problemów ekonomicznych mogę powiedzieć, że jest to zależność krzywoliniowa, a wykres funkcji spadku liczby popełnianych przestępstw (efekt odstraszania) w zależności od wysokości kary ma kształt przekręconej litery L (najprawdopodobniej wszystkie zależności społeczne mają taki kształt). Oznacza to, że wprowadzenie karalności czynu i początkowe powiększanie wysokości kary oddziałuje bardzo silnie (tzw. elastyczność jest większa od jedności), po czym następuje punkt przegięcia i efekty stają się coraz mniejsze (elastyczność mniejsza od jednego i malejąca). Całe to rozumowanie prowadzone jest przy założeniu ceteris paribus i dlatego nic do niego nie ma kwestia nieuchronności kary (zależność między prawdopodobieństwem kary i liczbą przestępstw rozpatrywana przy założeniu "pozostałe warunki niezmienione" ma taki sam kształt). Całe nieporozumienie wokół problemu "nieuchronność versus wysokość" bierze się z tego, że względna liczba wykrywanych i ukaranych przestępstw jest w krótkim okresie wielkością niezmienną. Dlatego jeżeli cudem udaje się powiększyć nieuchronność kary, daje to efekty wspaniałe (elastyczność większa od jedności). W cuda uwierzę jednak dopiero wtedy, gdy policja złapie morderców swojego szefa. A umiarkowanie wierząc w cuda, nie widzę dobrych powodów, aby rezygnować z innych środków zmniejszania przestępczości, w tym zaostrzenia kar.

Siła strachu
Możliwe są tutaj dwa poglądy: karę należy powiększać do opisanego punktu przegięcia (i tak rozumnie można by streścić stanowisko liberalne) lub karę należy powiększać do punktu, w którym ma jakikolwiek wpływ na zmniejszenie przestępczości (efektywność krańcowa kary równa jest zero i tak rozumnie można by streścić stanowisko konserwatywne). A zatem ten problem ma swoje odmienne rozwiązania ekonomiczne (tu rację mają liberałowie, po przekroczeniu tego punktu koszty zwalczania przestępczości w ten sposób są coraz większe) i społeczne (tu zbliżamy się do racji konserwatystów).
Tak się szczęśliwie składa, że nie musimy na ślepo dokonywać wyboru między dwiema różnoimiennymi wartościami. Wydaje się, że istnieje procedura pozwalająca na oszacowanie miejsca, w którym znajduje się wspomniany punkt przegięcia. Metoda ta odwołuje się do znanych w ekonomii twierdzeń o wielkościach normalnych i racjonalnych oczekiwaniach. Jej najbardziej znanym przykładem jest hipoteza oczekiwań inflacyjnych. Mimo że dwie trzecie społeczeństwa nie rozumie pojęcia "inflacja", to w każdym momencie istnieje w społeczeństwie pewien ukształtowany obraz "normalnej" inflacji. Jeżeli pojawiają się sygnały wskazujące, że rzeczywista inflacja będzie od niej wyższa, ludzie zaczynają postępować obronnie (zmniejszają oszczędności, przyśpieszają wydatki, domagają się podwyżek płac et cetera) i tym samym wyższą inflację współkreują.
Nie widzę powodów, dla których oszacowania zagrożenia karą miałyby się od-bywać inaczej. Racjonalny przestępca ("racjonal-ny" nie znaczy "myślący" czy "wykształcony", ale w końcu dwie trzecie społeczeństwa nie rozumie terminu "inflacja") ma pewien ukształtowany obraz kary sprawiedliwej. I takiej kary się boi. Większa kara strach jego powiększy. Mniejsza sprawi, że zagrożenie zlekceważy. A ponieważ potencjalny przestępca należy do tego samego społeczeństwa co ofiara, nie wolno zakładać, że jego wycena kary sprawiedliwej jest inna niż ta, która wynika z badań opinii publicznej. Oznacza to, że jeżeli obywatele uważają, iż kary są za niskie, są także za niskie w ocenie przestępców. Ergo są za niskie czy - mówiąc inaczej - znajdują się poniżej punktu przegięcia krzywej, a więc mają zbyt mały efekt odstraszania.
I to skłania mnie do przyznania racji barbarzyńcom (i hetmanowi mniejszemu). Zwłaszcza że nie przekonuje mnie twierdzenie, iż więzienie jest szkołą przestępców. Sądzę, że jeżeli młody bandzior nie siedzi, to także nie spędza czasu na nieszporach i działalności charytatywnej, tylko szkoli się w swoim fachu. Ma przy tym większe możliwości kształcenia, gdyż korzysta z ćwiczeń praktycznych. A ćwiczy z wer-wą, bo pewien jest karalności na poziomie niższym od tego, którego się boi. Dlatego nie mogę odmówić racjonalności poglądowi, że jak zbrodzień siedzi, to zbrodni nie popełni.

Więcej możesz przeczytać w 6/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.