Łowcy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Seryjni zabójcy polują samotnie. Uśmiercanie podnoszą do rangi sztuki. Nie wiadomo, gdzie i  kogo zaatakują.
Kiedy pojawiają się ich kolejne ofiary, tysiące osób ogarnia strach. Sposób, w jaki zadają ciosy, jest ich wizytówką pozostawioną na miejscu zbrodni. Niestety, tym czytelniejszą, im więcej ludzi mają na sumieniu. Na swoje ofiary najczęściej wybierają samotne kobiety i dzieci. Nawiązują rozmowę, wręczają podarunki, proponują podwiezienie, pozyskują zaufanie. Są elokwentni. Nie chcą spłoszyć "zdobyczy". Inni działają na chybił trafił, przypadkowo. Większość z nich to ludzie z zaburzeniami psychicznymi, lękliwi, samotni. Również oni zabijają bez skrupułów, bez wyrzutów sumienia. Wielu zachowuje pamiątki po ofiarach, swoiste trofea, potwierdzające, że "to zdarzyło się naprawdę". Ale fetysz nie dorównuje rzeczywistości, zatem znów ogarnia ich "głód zabijania".

- Pamiętam młodego zabójcę, który w okrutny sposób pozbawił życia ośmioletnią dziewczynkę ze Szczecina. Żyła jeszcze, gdy rozkrajał jej powłoki brzuszne. Mówił potem, że chciał zobaczyć, jak wygląda w środku, bo wszystko inne już widział. Delektował się zbrodnią. Był dumny, że zrealizował swoje marzenie. "Dobrze, że mnie złapaliście" - wyznał szczerze. Planował kolejne zabójstwo - opowiada oficer służb kryminalnych. Zygmunt Ch., seryjny morderca z Wałcza, skazany niedawno na dożywocie za dwie udowodnione zbrodnie, miał słabość do kobiecych piersi. Obcinał je swoim ofiarom i przechowywał w domu. - Tłumaczył potem, iż "były takie miękkie, że chciał mieć je pod ręką". Nie umiał poradzić sobie ze swoją słabością. Próbował popełnić samobójstwo. Celowo dał się złapać, aranżując włamanie. To człowiek nie do wyleczenia. Powiedział, że gdyby wyszedł na wolność, zrobiłby to samo - opowiada policjant słynący ze skutecznych pościgów za brutalnymi zabójcami.
Jednym z najokrutniejszych morderców w polskiej powojennej kryminalistyce był Karol Kot, nożownik z  Krakowa. W chwili zatrzymania miał 19 lat. W wywiadzie przeprowadzonym tuż przed straceniem opowiadał: "Każdy mój czyn poprzedzała dziwna myśl, taka natrętna, drążąca cały mózg. Dręczyła mnie, prześladowała. Nie mogłem spać ani się uczyć. Cierpiałem okrutnie, musiałem więc szybko myśleć, gdzie i kogo zabić. Po mordzie momentalnie się uspokajałem". Podobne napięcia przeżywał Paweł Tuchlin z Gdańska - "skorpion", morderca 11 kobiet (kolejnych dziewięć po spotkaniu z nim na zawsze pozostało kalekami). Swój krwawy szlak rozpoczął jesienią 1975 r., a zakończył w maju 1983 r. "Wiele godzin przedtem drżałem z podniecenia" - opowiadał "skorpion". "Byłem dziwnie niespokojny. Nie mogłem się skupić nad tym, co robiłem. Coś mnie ciągnęło, chodziło mi w środku, po piętach. Gdy się we mnie nazbierało, wyruszałem na wędrówkę po mieście, wyszukując kobiety".
W listopadzie tego roku przed sądem w Żytomierzu na Ukrainie stanął Anatolij Onoprienko, oskarżony o zamordowanie 52 osób. Wśród ofiar Onoprienki znalazło się polskie małżeństwo z Białegostoku, jadące przed dziewięcioma laty do rodziny na Ukrainie. W jego ujęciu pomógł m.in. opracowany przez psychiatrów portret psychologiczny: szukano człowieka "z pozoru opanowanego i powściągliwego, nie karanego i cieszącego się zaufaniem". Taki był właśnie 38-letni żeglarz, z zawodu leśnik. Mówił, że czuje się łowcą, a na swoje ofiary patrzył jak wilk na owcę. - Mordował całe rodziny. Często strzelał do nich z broni myśliwskiej. Ofiary były przypadkowe. Po zbrodni zabierał jakieś drobne rzeczy, które do nich należały. Ale jego celem było zabijanie, nie rabunek. Jest osobą całkowicie poczytalną, bez klasycznych zaburzeń psychicznych i umysłowych - mówi dr Włodzimierz Gucal, ordynator oddziału psychiatrii sądowej szpitala w Kulparkowie na Ukrainie.
Onoprienko dorównał liczbą ofiar dotychczasowemu "rekordziście" Andriejowi Czekatiło - "rzeźnikowi z  Rostowa". Aż 35 z 52 zamordowanych przez niego osób nie miało więcej niż 17 lat. Policja przez wiele lat szukała zwyrodniałego lekarza homoseksualisty, opierając się jedynie na modus operandi sprawcy (okrutnie kaleczył ciała, pozbawiał oczu). Tymczasem przypadkowo wciągnięty do śledztwa psychiatra twierdził, że należy szukać człowieka sprawiającego wrażenie łagodnego, mającego zawodowy kontakt z dziećmi. W swojej opinii napisał: "Sprawca cierpi na zaburzenia potencji, jest wyśmiewany przez najbliższych i niezdolny do flirtu. W towarzystwie sprawia wrażenie wrażliwego na ludzką krzywdę". Jego ekspertyzę wyśmiano. Gdy po latach ujęto "rzeźnika", okazało się, że psychiatra miał rację. Andriej Czekatiło pracował jako nauczyciel. Był ojcem i mężem, zaufanym towarzyszem partii.
Motywy zachowań wielokrotnych morderców są jedną z najmroczniejszych tajemnic ludzkiej psychiki. Naukowcy analizowali m.in. pismo ręczne kilku seryjnych zabójców kobiet. W sposobie stawiania liter eksperci znaleźli kilka wspólnych cech: małe, kątowe, lekko zaostrzone pismo z silnymi pociągnięciami, charakteryzujące ludzi upartych, zawistnych, dumnych i bardzo impulsywnych. Cechują się oni "twardym sercem", są nieczuli na błagania. Niektórzy psychiatrzy twierdzą, że wielokrotne zabijanie jest procesem mającym głębokie podłoże seksualne. Joel Norris, amerykański psycholog, mówi: "Ponieważ wielokrotni zabójcy boją się seksu, uprawiają go ze swoimi ofiarami dopiero wtedy, gdy je zwiążą, pozbawią przytomności lub uśmiercą. Większość z nich nie potrafi po prostu odbyć stosunku z żywą osobą. Zwłoki nie stanowią zagrożenia". O tego typu skłonności podejrzewano Leszka Pękalskiego, zwanego "wampirem z Bytowa". Prokuratura oskarżała go o dokonanie kilkunastu zabójstw: dziewczynek, dorosłych kobiet i starszych mężczyzn. Na karę dwudziestu pięciu lat pozbawienia wolności skazano go za jedno udowodnione zabójstwo.
"Są to zazwyczaj ludzie zupełnie przeciętni. Mają dwa oblicza: szarego obywatela i człowieka o nieprzeciętnej brutalności, okrucieństwie i bezwzględności. Cieszą się dobrą opinią. Do częściowego odkrywania ťdrugiej twarzyŤ dochodzi niejednokrotnie w wypadkach znęcania się nad rodziną, dziećmi lub zwierzętami" -tak określał sprawców seryjnych zabójstw na tle seksualnym prof. Tadeusz Hanausek, biegły w sprawie Zdzisława Marchwickiego, skazanego na karę śmierci za zamordowanie czternastu kobiet. Dr Walerian Jędrzejczak, psychiatra seksuolog, który orzekał w sprawie "skorpiona", twierdzi, że nie miał on powodzenia u kobiet: - Śmiały się z niego, nazywały śmierdzielem, ponieważ moczył się do szesnastego roku życia. - Rozmawiałem z Tuchlinem wiele godzin - wspomina dr Jerzy Pobocha, psychiatra, biegły sądowy. - Miał psychikę drapieżnika. Polował na swoje ofiary. Czasami długo obserwował, potem atakował znienacka, na przykład potrącał kobietę samochodem i nieprzytomną wrzucał do bagażnika.
Opracowanie metody tropienia seryjnych zabójców na podstawie portretu psychologicznego przypisuje się agentowi FBI Johnowi Douglasowi, konsultantowi filmu "Milczenie owiec". Najpierw gromadził on materiał dowodowy: raporty, fotografie, zeznania świadków, wyniki sekcji zwłok. Potem zadawał podstawowe pytania: "Jaki charakter musi mieć sprawca? Jak myśli? Co czuje?". Mówił, że na zbrodnię trzeba spojrzeć oczami zabójcy. Na tej podstawie opracowywał schemat działania. Dzięki psychologicznej metodzie tropienia sprawcy schwytano m.in. zabójcę z Atlanty, który pozbawił życia przynajmniej dwunastu czarnoskórych chłopców. Podczas gdy inni agenci FBI szukali mordercy wśród białych mężczyzn - rasistowskich maniaków - Douglas twierdził, że sprawcą jest "biały, nieżonaty facet w wieku 25-29 lat, który ma bzika na punkcie policji, jeździ samochodem podobnym do radiowozu i trzyma w domu wilczura lub dobermana". Kiedy policja zatrzymała Wayne’a Williamsa, okazało się, że portret był trafny.
Albert De Salvo, "dusiciel z Bostonu", którego ofiarą padły 22 kobiety, był "człowiekiem o miłej powierzchowności, chłopięcej twarzy, nienagannych manierach, przeciwnikiem palenia papierosów i nadużywania alkoholu". Nienaganne maniery, urok osobisty i szarmanckie podejście do płci pięknej były atrybutami Teda Bundy’ego, któremu przypisywano zamordowanie stu młodych kobiet (udowodniono mu 19 zabójstw). Wybierał tylko atrakcyjne blondynki z włosami do ramion. Przyciągał ich uwagę łagodnym wyrazem twarzy i ujmującym zachowaniem. Jeffrey Dahmer, nekrofil i kanibal przed odbyciem stosunku płciowego z ciałami swoich 17 ofiar zakładał prezerwatywę. Najgroźniejsi seryjni zabójcy są inteligentni, planują przyszłe zbrodnie, wiele podróżują, dlatego trudno ustalić miejsce ich stałego pobytu. Głód zabijania odczuwają dziesięć, piętnaście lat przed wymierzeniem pierwszego ciosu. Ślad w ich psychice zosta-wia dzieciństwo bez ojca, złe relacje z matką, wyśmiewanie przez bliskich i urazy związane z pierwszymi doświadczeniami seksualnymi. Rzadko żałują tego, co zrobili. - Winę za zło ponoszą w ich mniemaniu inni, od których oni sami kiedyś doznali krzywd. Ich dorosłe życie jest świadomym lub nie do końca uzmysłowionym odwetem - konkluduje dr Pobocha. "Skorpion" powiedział w celi: "Gdybym wyszedł na wolność, wziąłbym młotek i stuknął jakąś fląderkę". Karol Kot mówił: "Nie żałuję niczego. Gdybym mógł, mordowałbym dalej. Jeśli coś się robi dla przyjemności lub namiętności, nie jest to morderstwo. Cieszyła mnie moja robota, krew, śmierć, cierpienie ofiar. To było najważniejsze".
"Większość tych przestępców jest odpowiedzialna za swoje czyny, umie odróżnić dobro od zła, ale nie dba o to. Ci ludzie dokonują świadomych wyborów. Jednak bez względu na to, jak są przebiegli i doświadczeni, czy orientują się w technikach stosowanych przez policję, każdego z nich można schwytać. Problem polega tylko na odnalezieniu odpowiedniego sposobu" - napisał John Douglas w podręczniku dla funkcjonariuszy FBI.
Więcej możesz przeczytać w 1/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.