Co się stało z 61 milionami z budżetu państwa?

Co się stało z 61 milionami z budżetu państwa?

Dodano:   /  Zmieniono: 1
Rozprawa w sprawie bylego ministra gospodarki Wieslawa Kaczmarka.
Rozprawa w sprawie bylego ministra gospodarki Wieslawa Kaczmarka. Źródło: Newspix.pl / Fot. Piotr Kowalczyk
Ryzyko zawodowe, czy oszustwo? Art. 296 kk zwany tradycyjnie „karalną niegospodarnością” bywa źródłem nieszczęść rzutkich zarządców.

Dr prawa Hanna Gajewska-Kraczkowska, która jako adwokat broniła wielu oskarżonych z art. 296 kk. (Przestępstwo przeciwko obrotowi gospodarczemu) twierdzi, ze tego rodzaju sprawy są z natury rzeczy trudne do osądzenia, gdyż w obowiązującym kodeksie karnym nie ma pojęć ryzyka gospodarczego. Art. 296 zwany tradycyjnie „karalną niegospodarnością” bywa źródłem nieszczęść rzutkich menedżerów. - W mojej ocenie powiedziała „Wprost” mec. Hanna Gajewska-Kraczkowska - przepis ten stanowi zagrożenie dla wszelkich inicjatyw gospodarczych. Prokuratura traktuje artykuł 296 jako instrument karania za wszelkie nieudane transakcje, abstrahując od zmian na rynku i w gospodarce w miarę upływu czasu. Zazwyczaj podstawą aktu oskarżenia są opinie powołanych do sprawy biegłych.

Pani mecenas podaje przykłady z własnej praktyki adwokackiej: prokurator oskarżał jej klienta o zakup kilkudziesięciu hektarów nieużytków po zbyt wysokiej cenie. Rzecz w tym, że kiedy dokonywała się transakcja, sporny teren miał przylegać do planowanej drogi szybkiego ruchu, co znacząco wpłynęło na jego wartość. Od budowy jednak odstąpiono - wycena gruntu dokonana już w śledztwie była rażąco niska. Nie przeszkadzało to jednak prokuratorowi twierdzić do wyroku - uniewinniającego - że oskarżony działał na szkodę spółki. Bo tylko takimi wyliczeniami śledczy dysponował.

Inna sytuacja: oskarżony, jako szef pewnej spółki nabył znaczącą liczbę akcji spółki „matki”. W ciągu następnych trzech lat cena tych akcji bardzo spadła. Został oskarżony o karalną niegospodarność. Proces trwał 6 lat. Gdy zbliżano się do wyroku, akcje spółki poszybowały o 260 proc. Ale prokurator, opierając się na starej „ekspertyzie” nadal żądał skazania.

Nawet, jeśli po wielu latach wszystko zakończy się szczęśliwie uniewinnieniem, to samo toczące się postępowanie może oznaczać śmierć cywilną dla oskarżonego menedżera. Traci możliwość objęcia stanowiska zgodnie z jego kwalifikacjami, zasiadania w radach nadzorczych spółek, po prostu wypada z rynku.

Jest jeszcze gorzej, gdy sędzia nie ma determinacji do krytycznego przyjmowania przedstawionej przez oskarżyciela ekspertyzy. Specyficzna, niekiedy unikalna wiedza z zakresu księgowości czy zarządzania powoduje, że niektórzy przedstawiciele wymiaru sprawiedliwości zamiast wgłębić się w temat, idą na skróty i przyjmują opinię biegłych „na wiarę”.

Jak bardzo skomplikowane jest sądzenie spraw, gdzie stronami są banki, prywatni przedsiębiorcy i centralne instytucje państwowe, świadczy toczący się od 2007 roku proces o zmarnowania prawie 61 mln złotych ze Skarbu Państwa na budowę w Mielcu fabryki frakcjonowania osocza, która nie powstała. W roku 2007 ruszyły w Warszawie trzy procesy powiązane tą samą sprawą.

Oskarżeni, to prezes spółki LFO (Laboratorium Frakcjonowania Osocza) Zygmunt N. i jego zastępca Włodzimierz W.; Halina Wasilewska-Trenkner podsekretarz stanu w Ministerstwie Finansów, Piotr Sawicki dyrektor departamentu gwarancji i poręczeń w tym resorcie, oraz minister gospodarki Wiesław Kaczmarek.

Ani prokurator, ani oskarżony Zygmunt N. nie żałowali czasu, aby przedstawić sądowi swoje argumenty. Każdy z nich potrzebował na to kilkudziesięciu godzin. W jednym byli zgodni: co do potrzeby zbudowania w Polsce fabryki frakcjonowania osocza. Zdecydowanie jednak się różnili w odpowiedzi na pytanie, dlaczego tak się nie stało, choć skarb Państwa bezproduktywnie wydał na ten cel prawie 61 milionów złotych.

W roku 1995 przekonany do budowy fabryki minister zdrowia ogłosił przetarg na wykonawcę (decydowała komisja międzyresortowa), który wygrał Zygmunt N. Projektowany zakład miał powstać w Mielcu. W tym celu została powołana spółka o nazwie Laboratorium Frakcjonowania Osocza, z udziałowcami: holenderską firmą ZAŃ Holding, oraz należącym do Zygmunta N. Nedepolem. Inwestycję miał częściowo finansować kredyt z banku. Czas realizacji - około 15 miesięcy. Zawieszenie wiechy - rok 1999.

LFO zawarł umowę kredytową z konsorcjum banków, w którym rolę wiodącą pełnił Kredyt Bank S.A. Spółka miała otrzymać w transzach 34.651.000 dolarów, w tym 32.686.000 dol. stanowił kredyt inwestycyjny. Jego spłata została poręczona przez Skarb Państwa do wysokości 60 procent wykorzystanej kwoty. Gwarancji kredytowych udzielił spółce ówczesny rząd Włodzimierza Cimoszewicza, a umowę poręczenia podpisał minister finansów Marek Belka.

Na dzień uruchomienia kredytu, udziałowcy spółki LFO wnieśli dopłaty do kapitału zapasowego w łącznej kwocie 10.700 000 dolarów. A ponieważ miało być 12 milionów dol., na brakującą kwotę została złożona gwarancja bankowa PNC Bank National Associacion Pittsburgh z USA.

Wybiegnijmy w przyszłość. W 1999 roku Kredyt Bank wstrzymał firmie kredytowanie, bo wykorzystano 21 milionów dolarów, a fabryka nie ruszyła. Dwa lata później prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie wyłudzenia przez LFO kredytu. Umowa spółki z Ministerstwem Zdrowia została zerwana. Dział windykacji Kredyt Banku chciał sprzedać maszyny LFO zdeponowane na składzie celnym w Pruszkowie, ale nikt ich nie chciał. Gdy komornik dotarł do hali produkcyjnej w Mielcu, była pusta.

Zarówno oskarżony N. jak i jego „prawa ręka” Włodzimierz W. nie uważają się za winnych. Ich zdaniem budowę storpedowały Ministerstwo Zdrowia wspólnie z dyrekcją Instytutu Hematologii i Transfuzjologii (zainteresowanej utrąceniem inwestycji, bo w razie jej powodzenia straciliby monopol na sprowadzanie osocza ze Szwajcarii).

Prokurator stanowczo oponował przeciwko takiej interpretacji. Dowodził, że gdy w trakcie budowy pojawiły się trudności z inwestorami, Ministerstwo Zdrowia przedłużyło umowę za spółką, dając jej czas na uporanie się z problemem. Niestety, LFO przedstawiało jedynie listy intencyjne potencjalnych inwestorów. To trwało ponad rok. Resort nie mógł dłużej czekać z decyzją, gdzie Polska będzie frakcjonowała osocze, bo zagrożony był interes chorych.

Zygmunt N. przedstawił z ławy sądowej inną interpretację: negocjacje przeciągały się z powodu choroby ówczesnej minister zdrowia, Franciszki Cegielskiej. W tym czasie Szwajcarski Czerwony Krzyż wystawił na sprzedaż swoją przetwórnię osocza ZLB. - Wcześniej informowałem ministerstwo - twierdził oskarżony - że nasz inwestor australijski CSL Bioplasma zaczął negocjacje w sprawie zakupu ZLB. Nikt mi nie chciał wierzyć, uważano, że to taki trick handlowy, by zmusić resort do szybszego reagowania. Gdy pojawiły się opóźnienia w procesie rejestracji produktów osoczopochodnych i poślizg w zakończeniu budowy zakładu, CSL wycofał się z projektu i kupił fabrykę ZLB w Szwajcarii. Zaczęliśmy szukać nowego partnera. Została nim wiedeńska Octapharma, z którą podpisano umowę w listopadzie 2000 roku.

Prokurator - To był list intencyjny, a nie umowa na kupno licencji. W połowie 2003 roku zespół międzyresortowy zwrócił się do właścicieli LFO, aby odpowiedzieli, czy dysponują pieniędzmi na dokończenie inwestycji i technologią na przetwarzanie osocza. Na oba pytania odpowiedź padła przecząca. Nie pozostało więc nic innego, jak rozwiązać umowę ze spółką. Taką decyzję po zapoznaniu się z dokumentami podjął KERM. Przewodniczącym tego organu był wicepremier Marek Belka.

Wielogodzinne, rozłożone na kilka wokand wyjaśnienia oskarżonego N. przed sądem zawierały szczegółowy opis swoistego toru przeszkód, jaki pokonywał w dążeniu do otwarcia fabryk.

Prokurator odnosząc się do skargi oskarżonego o rzucaniu mu kłód pod nogi stwierdził: - Nie mamy jakichkolwiek śladów, że w latach 1997-2000, kiedy LFO podejmowało próby wybudowania zakładu, ktokolwiek próbował przeszkadzać w tym spółce. Ustalono bezspornie, że N. wprowadził w błąd konsorcjum bankowe. Dwukrotnie dokonał dopłat - w sumie 3 miliony dolarów - na poczet kapitału zapasowego LFO z pieniędzy tej spółki wyprowadzonych uprzednio przez niego na podstawie fikcyjnych faktur i ponownie wpłaconych do spółki jako udział własny.

Sąd nie powiedział jeszcze ostatniego zdania. Choć proces trwa już 8 lat, pytanie, co się stało z 61 milionami z budżetu państwa nie doczekało się wiarygodnej odpowiedzi.

Jedno jest już wiadome - po pięciu latach zostali uniewinnieni - przed innym sądem - urzędnicy ministerialni, którzy się podpisali pod decyzją rządu o poręczeniu kredytu dla LFO.