Na co do kina w weekend? (22-24 lipca)

Na co do kina w weekend? (22-24 lipca)

Dodano:   /  Zmieniono: 
Kadr z filmu "Neon Demon" (2016)
Kadr z filmu "Neon Demon" (2016) Źródło: Gutek Film
Najbliższy weekend obfituje w wiele intrygujących premier. Pomagamy wybrać najciekawsze.

„Neon Demon”, reż. Nicolas Winding Refn (Dania, Francja, USA 2016)

Film, który dzieli publiczność, wywołując silne reakcje i emocje. Wedle maksymy samego reżysera, który mówi, że kino powinno szokować i uderzać niczym obuchem w głowę. Warto zmierzyć się z jego najnowszym dziełem, nawet jeśli tym, co urzecze nas najbardziej będzie strona wizualna obrazu.

Pełna recenzja

„Geniusz”, reż. Michael Grandage (USA, Wielka Brytania 2016)

„Geniusz” to dobrze poprowadzona historia. Reżyser stawia akcenty w odpowiednich miejscach, a gra aktorska pozwala widzowi popłynąć wraz z historią. „Geniusz” jest zresztą jednym z tych obrazów, które nie potrzebują dodatkowej promocji, broniąc się same. Zwłaszcza, że nazwiska aktorów powinny skutecznie przyciągnąć widzów do kin. Warto.

Ocena: 8/10 (Pełna recenzja)

„Star Trek W nieznane”, reż. Justin Lin (USA 2016)

Trzeci „Star Trek“ w zrebootowanym Uniwersum to obraz, który tak szybko i chaotycznie wchodzi w akcję, że aż trudno się połapać o co właściwie chodzi i po co to wszystko co oglądamy na ekranie się dzieje. Chaos to główne słowo, które oddaje charakter dzieła, a inscenizacyjne zagrania widzieliśmy już w wielu filmach z tego gatunku. Justin Lin nie dodaje w zasadzie nic nowego od siebie, przez co obraz ogląda się jak  średnią powtórkę z rozrywki. Niestety jest to najsłabszy film z całej nowej trylogii.

Ocena: 6/10 (Pełna recenzja)

„183 metry strachu”, reż. Jaume Collet-Serra (USA 2016)

„The Shallows”, czy jak głosi zgrabny polski tytuł „183 metry strachu” to obraz, który dostarcza dokładnie tego, co zapowiada - półtorej godziny z uroczą Blake Lively, która zostaje uwięziona w wodzie i musi walczyć z rekinem. W filmie sporo jest głupot i przesadzonych sytuacji, ale parę sekwencji rzeczywiście robi wrażenie (jak atak ptaków podczas jednej z ucieczek, (normalnie połączenie „Szczęk” i „Ptaków” ;)). Całość jest wprawdzie bezrefleksyjną letnią rozrywką, jakich czasami człowiekowi potrzeba, choć kilka sekwencji bardzo zgrabnie ogrywa motyw: człowiek kontra natura, co sprawia, że film można nazwać młodszą, nieopieszałą, nastoletnią siostrą „127 godzin”. Wydaje się, że dla takich filmów powinna powstać osobna kategoria: film idealny do samolotu/w podróży.

Ocena: 6/10

„Perłowy guzik”, reż. Patricio Guzmán (Francja, Hiszpania, Chile 2015)

Rdzenna ludność Chile, po pojawieniu się gości z Zachodu i okresie tyrani, wytrzebiona została w ciągu kilkudziesięciu lat. Dziś żyje już tylko dwadzieścioro potomków z pierwszej linii. Pamiętają swój język, pamiętają swoją przeszłość, sięgającą wiele setek lat wstecz. Nadal wiedzą, jak powiedzieć w swoim języku: plaża, morze, niebo, gwiazdy. Nie znają słowa Bóg, bo ten nie był im nigdy potrzebny.  Nie wiedzą, jak w swym języku powiedzieć policja, bo ona również nie była potrzebna. I właśnie o nich, o ludziach z przeszłości jest ten dokument. O ich niezwykłej relacji z oceanem i kosmosem, o zgodzie, w jakiej żyli z naturą.

Ocena 7/10 (Pełna recenzja)

„Kiedy gasną światła”, reż. David F. Sandberg (USA 2016)

Reklamowany nazwiskiem Jamesa Wana horror (tym razem nie w roli reżysera, lecz producenta) zapowiada się na rasowy straszak. Film jest pełnowymiarową wersją krótkometrażówki, jaką trzy lata temu opublikował w Internecie David F. Sandberg. W centrum akcji stoi kobieta nawiedzana przez stwora, który pojawia się po zgaszeniu światła. „Wszyscy panicznie boimy się ciemności. Jako dzieci żyliśmy w przekonaniu, że coś ukrywa się w szafie albo pod łóżkiem. To poczucie zostaje z nami na zawsze. Film opiera się na tym prostym założeniu” – mówi James Wan. Jeśli cały obraz zachowuje klimat zwiastuna, to strach się bać.

„Kobiety bez wstydu”, reż. Witold Orzechowski (Polska 2016)

Joanna Liszowska, Anna Dereszowska, Weronika Książkiewicz, Michał Lesień i Michał Milowicz… Gdyby do obsady „Kobiet bez wstydu” załapał się jeszcze Tomasz Karolak, otrzymalibyśmy wymarzony skład polskiej komedii romantycznej. Niestety Karolaka brak, mamy za to kelnera Piotra, który po weekendowym kursie psychoanalizy udaje się Wiednia i otwiera gabinet „tylko dla pań”. Co ciekawe, kobiety walą drzwiami i oknami nie tylko do jego gabinetu, ale także do sypialni. Tajemnica jego sukcesu wydaje się dziecinnie prosta – Piotr wie, że płeć żeńska kocha być adorowana.

„Chevalier”, reż. Athina Rachel Tsangari (Grecja 2015)

Kino greckie to nie tylko Giorgos Lanthimos i jego dramaty psychologiczne, lecz także komedia – chociażby „Chevalier” Athiny Rachel Tsangari. Sześciu mężczyzn wypływa na Morze Egejskie, aby łowić ryby. Ich jacht się psuje, a czas naprawy bohaterowie postanawiają przeczekać, grając w grę chevalier. Polega ona na ustaleniu, który z graczy jest najlepszy w kolejnych wyzwaniach. Ich potyczki mają być inteligentnym studium męskich antagonizmów.

„Le Mans 3D”, reż. James Erskine (Wielka Brytania 2016)

Gratka dla miłośników motoryzacji i wysokooktanowych dyscyplin sportowych. 24h Le Mans to jeden z najbardziej wyczerpujących wyścigów samochodowych i motocyklowych – zwycięża go kierowca, który w ciągu jednej doby przejedzie największa liczbę okrążeń. Ten morderczy test na wytrzymałość podpatrywać możemy w kinach na projekcjach „Le Mans 3D”. Dokument wyprodukowali twórcy oscarowego „Człowieka na linie” i „Senny”.