„Wielki bard wolności”. Wspomnienie Przemysława Gintrowskiego

„Wielki bard wolności”. Wspomnienie Przemysława Gintrowskiego

Przemysław Gintrowski
Przemysław Gintrowski Źródło: Archiwum rodzinne
Wszyscy żyjemy obecnie atmosferą wyborów samorządowych. Warto na chwilę zatrzymać się i przypomnieć, że 20 października mija szósta rocznica śmierci legendarnego artysty Przemysława Gintrowskiego.

W swoich piosenkach Przemysław Gintrowski czerpał z utworów poetyckich i opierał się na sile słowa. Przenosił on na muzyczną scenę twórczość takich polskich poetów jak: Zbigniew Herbert, Tomasz Jastrun, Krzysztof Maria Sieniawski, Jerzy Czech, Tadeusz Nowak i Marek Tercza. Odnosił się również niezmiennie do literatury, starając się poprzez jej siłę dotknąć problemów współczesności. Gintrowski debiutował piosenką „Epitafium dla Sergiusza Jesienina” na przeglądzie w warszawskiej Riwierze w roku 1976. Trzy lata później stworzył wraz Jackiem Kaczmarskim i pianistą Zbigniewem Łapińskim program poetycki „Mury”. Tytułowa piosenka trafiła do serc Polaków walczących z reżimem socjalistycznym – stała się hymnem sierpnia ‘80 roku, a następnie nieformalnym hymnem „Solidarności”.

W 1981 roku na XIX Krajowym Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu z Jackiem Kaczmarskim otrzymał II nagrodę za piosenkę „Epitafium dla Włodzimierza Wysockiego”. Aktem odwagi było tuż przed wprowadzeniem stanu wojennego wyśpiewać na scenie słowa: „Bo na sercu, po lewej, tam Stalin drży,/Pot zalewa mu oczy i wąs!/ Jego profil specjalnie tam kłuli my/Żeby słyszał jak serca się rwą!”.

Jacek, Przemek i Zbyszek

Przyjaźń i współpraca z Jackiem Kaczmarskim trwała przez lata. O ich pierwszym spotkaniu Gintrowski mówił w audycji w Polskim Radiu w 2011 roku. – Pierwszy raz usłyszałem Jacka w ’76 roku, kiedy warszawski klub Riviera organizował coroczny konkurs piosenki poetyckiej; jednego roku wygrałem go ja, a następnego Jacek. Trzeba pamiętać, że w tamtych czasach kluby studenckie wyglądały całkiem inaczej, nie były to miejsca, gdzie się przychodziło potańczyć, ale skupiały studentów, którzy działali na najróżniejszych polach. W klubie Riviera-Remont stworzyła się luźna grupa o nazwie „Piosenkariat”. Był tam Jacek, Staszek Zygmunt, któremu akompaniował Zbyszek Łapiński, Staszek Klawe i Piasecki. Czasami ja Jackowi coś podegrałem na gitarze, czasem on mnie i jeszcze Zbyszek Łapiński się w to zaczął włączać. Wtedy usłyszał nas Marcin Idziński, dyrektor ówczesnego teatru „Na Rozdrożu”. Wyszedł z propozycją, abyśmy w jego teatrze wystawili jakiś spektakl. Tak doszło do pierwszego naszego wspólnego programu, który nosił nazwę „Mury” – opowiadał w Polskim Radio.

Wraz z Kaczmarskim i Łapińskim odbyli wielkie tournee po Francji, które cieszyło się ogromną popularnością. Ze względu na przedłużające się koncerty Gintrowski i Łapiński wrócili do Polski, aby odwołać umówione występy w kraju, ale nie uzyskali już zgody na ponowny wyjazd do Francji. Stan wojenny rozdzielił artystów i doprowadził do rozpadu Trio. To był początek samodzielnej działalności artystycznej Przemysława Gintrowskiego. Zaczął tworzyć muzykę filmową i do spektakli teatralnych. Do szerokiej publiczności trafił jako twórca muzyki do głośnego filmu „Matka Królów”, a potem do serialu Stanisława Barei „Zmiennicy”. Przez dziesięć lat pracy kompozytora stworzył muzykę do ponad dwudziestu filmów fabularnych i seriali.

Okładka płyty Mury w Muzeum Raju

Nielegalnie wydał również płytę „Pamiątki”, która była dostępna w drugim obiegu. Sam opowiadał o tej płycie w ten sposób: „Program „Pamiątki” powstał w 1982 roku. Wykonywałem go głównie w Muzeum Archidiecezji. Tak samo jak koncerty, sama rejestracja tego recitalu skażona była duchem czasu – nagrywałem go w różnych studiach państwowych, przy okazji innych realizacji, choć treści śpiewanych utworów nie były zgodne z koncepcją historii ówczesnego państwa. „Pamiątki” zaś mówią właśnie o historii. Można ją w tych piosenkach odczytywać dosłownie, przypisując do konkretnych lat i wydarzeń. Jeśli jednak jest prawdą, że historia zwykła się powtarzać, program stanie się własnością okresu, ironicznie dziś określanego martyrologicznym".

Boję się Rosji

W tym samym czasie w studio nagraniowym Akademii Muzycznej w Warszawie powstawał przy pomocy Jacka Szymańskiego program „Raport z oblężonego miasta”. W tamtym repertuarze znalazły się piosenki do poezji Zbigniewa Herberta i Mieczysława Jastruna. Sam tytułowy wiersz Herberta otwierał pierwszy w stanie wojennym numer „Zapisu” i był jednoznacznie kojarzony z wydarzeniami z 13 grudnia 1981 roku. Śpiewany przez Gintrowskiego zyskiwał podwójne znaczenie polityczne, a owo „oblężenie” było rozumiane jako kryptonim stanu wojennego.

Publiczność w tamtych latach znała Gintrowskiego również z koncertów kameralnych, czasami nawet mających miejsce w prywatnych domach, organizowanych z kilkugodzinnym zaledwie wyprzedzeniem ze względu na bezpieczeństwo. Gintrowski tym samym stał się artystycznym duchem działalności podziemnej. Całym sercem stawał przeciwko ustrojowi komunistycznemu, zdając sobie sprawę, jakim zagrożeniem są zapędy imperialistyczne Rosji. Wiele lat później w wywiadzie z 2000 roku, którego udzielił Barbarze Górskiej, wciąż podkreślał: „Nie ma drugiego państwa na świecie, którego się boję tak, jak Rosji - i to mówię bardzo poważnie. Uważam, ze Rosja była, jest i będzie jeszcze przez wiele lat bardzo niebezpieczna”.

W latach 80-tych Gintrowski rozpoczął również współpracę z innymi artystami m.in. aktorką Krystyną Jandą, tekściarzem Jerzym Czechem i reżyserem Leszkiem Mądzikiem. Razem pracowali nad spektaklem „Kamienie”, opowiadającym w odmienny sposób losy postaci historycznych. Spektakl miał być niezwykle nowatorski, z wykorzystaniem ruchomej scenografii i efektów świetlnych. Jednak w pierwotnej formie nigdy nie został wystawiony.

Ostatecznie latem 1991 roku Gintrowski zrealizował „Kamienie” w okrojonej wersji jako koncert. W cyklu znalazły się m.in. utwory poświęcone takim postacią jak: Iwan Groźny, Karol Levittoux, Margrabia Wielopolski, Dekabryści, Ks. Józef Poniatowski, Wyspiański, czy Machiavelli. Ogółem Przemysław Gintrowski wydał dziewięć albumów solowych: „Psalmy i Requiem”, „Requiem”, „Raport z oblężonego miasta”, „Pamiątki”, „Nie chcemy uciekać”, „Kamienie”, „Odpowiedź”, „Tren”, „Kanapka z człowiekiem i trzy zapomniane piosenki” oraz pięć albumów we współpracy z Jackiem Kaczmarskim i Zbigniewem Łapińskim: „Mury”, „Raj”, „Muzeum”, „Mury w Muzeum Raju” oraz „Wojna postu z karnawałem”.

Twórczość Gintrowskiego niezmiennie zachęca do intelektualnego sprzeciwu. W jego postawie widoczna jest ogromna krytyka władzy, ale jednocześnie świadomość, że druga strona nie pozostaje kryształowa. Świat dla niego nie jest czarno-biały; jednocześnie Gintrowski nigdy nie był oportunistą. Wydaje się, że z tego powodu mógł tak dobrze rozumieć poezję Zbigniewa Herberta i w niezwykle przejmujący sposób interpretował przekorne utwory „księcia poezji”.

Sam Gintrowski o współpracy z Herbertem w 2008 roku na antenie Polskiego Radia mówił: – Najpierw zacząłem pisać muzykę do wierszy Herberta, potem go poznałem. Któregoś popołudnia w styczniu 1982 roku po prostu zapukałem do drzwi na parterze przy ulicy Promenady, ukłoniłem się i grzecznie powiedziałem, jak się nazywam, co robię i z czym przyszedłem. Kiedy poznałem Herberta i z nim porozmawiałem, wiedziałem, że mam do czynienia nie tylko z wielkim poetą, ale i z wielkim człowiekiem, który w dodatku ma wielkie poczucie humoru. Od tej pory zdałem sobie sprawę, że muszę się liczyć nie tylko z poezją, ale także i z poetą – przyznał.

Jednym z przykładów współpracy dwóch artystów jest piosenka „Potęga smaku”, gdzie padają ostre słowa krytyki współpracy z reżimem: „To wcale nie wymagało/ wielkiego charakteru/ nasza odmowa niezgoda i upór /mieliśmy odrobinę koniecznej odwagi/lecz w gruncie rzeczy była to sprawa smaku / Tak smaku /w którym są włókna duszy i cząstki sumienia”. To sumienie i żelazne jego zasady były obecne u obydwu twórców. Uwieńczeniem pracy nad poezją Herberta jest płyta „Odpowiedź”, wydana w 2000 roku, na której znalazło się 16 piosenek tylko do słów poety.

Reaktywacja Trio

W 1991 po powrocie Kaczmarskiego z przymusowej emigracji nastąpiła reaktywacja wielkiego Trio. W starym składzie zagrali w Teatrze Dramatycznym w Białymstoku program „Mury w Muzeum Raju”, w którym znalazły się najbardziej aktualne piosenki sprzed lat m.in. „Modlitwa o wschodzie słońca”, „Strącenie aniołów, „Hiob”, „Dziady”, czy „Pokolenie”. Sami twórcy podkreślali, że znalazły się na tej płycie utwory, które traktują o uwikłaniu człowieka w historię, mitologię, religię i politykę, oraz o walce o znalezienie własnej tożsamości w perspektywie tego uwikłania. Trzej twórcy pisali: „wszyscy tęsknimy za jakimś swoistym utraconym rajem, budujemy z życia jego "Muzeum", w którym natrafiamy na te same ograniczenia i bariery, co w codziennej rzeczywistości”.

Dwa lata później wydali kolejny autorski program „Wojna postu z karnawałem”, w którego skład wchodziły 23 utwory. W sposób szczególny został w nim podkreślony powrót do Europy, który po upadku poprzedniego systemu stał się szeroko dyskutowanym tematem. Artyści głosili przekonanie, że dojście do Europy to przede wszystkim powrót do jej historii, pełnej dramatów, tragedii, zbrodni, wojen religijnych i ekonomicznych, nie zaś dojście do autostrad, ubezpieczeń społecznych lub pełnych sklepów. Premierowe wykonanie tego programu miało miejsce 2 listopada 1992 roku w olsztyńskiej Filharmonii.

Po nagraniu płyty i tournee po kraju, słynne Trio zakończyło współpracę. Jacek Kaczmarski wyjechał do Australii, zaś Gintrowski skupił się na komponowaniu muzyki filmowej. Związał się z Warszawską Szkołą Filmową, gdzie rozpoczął wykładać muzykę filmową. Artystów ostatni raz połączyła seria charytatywnych koncertów, z których dochód był przekazywany na rzecz pomocy Jackowi Kaczmarskiemu, który zachorował na raka krtani. Gintrowski bez wahania zaangażował się w pomoc przyjacielowi. Pomimo zebranych środków i nowoczesnego leczenia, Kaczmarski zmarł 10 kwietnia 2004 roku. Trzy dni później Gintrowski opublikował na łamach „Rzeczypospolitej” notkę pożegnalną: „Jacek to był gość, który starał się czerpać z życia pełnymi garściami. Potrafił używać życia. Był tytanem pracy. Podczas wspólnych wyjazdów obserwowałem, jak w hotelu budził się o 7.00 rano i siadał do pisania. Wiem, że mimo choroby, do ostatnich chwil pracował bardzo intensywnie. Pisał kolejne wiersze”.

„Zbigniew Herbert, tekściarz pana Gintrowskiego”

Przemysław Gintrowski w następnych latach tworzył samodzielnie. W 2006 roku otrzymał Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski od Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Podczas Roku Herberta wydana została płyta „Tren” zawierająca nowe utwory z tekstami poety. Gintrowski wystąpił z nimi przy akompaniamencie orkiestry symfonicznej. W wywiadzie z 2008 roku „Warszawa. Dziś wieczorem o Herbercie” w „Dzienniku” odpowiedział, kim jest dla niego poeta: – Idolem. Jestem wielkim fanem jego twórczości, która charakteryzuje się nie tylko głębią intelektualną, ale też wielką urodą języka i myśli. Bez wahania mogę powiedzieć, że Herbert jest największym polskim poetą. Nie nasi nobliści, tylko właśnie Zbigniew Herbert. To, że nie otrzymał literackiej Nagrody Nobla, tylko świadczy o fundacji, która ją przyznaje i o niczym więcej. Oczywiście jest to moje prywatne zdanie, którego nigdy nie zmienię.

Znana jest również anegdota, jak Gintrowski zaprosił Herberta wraz z żoną na koncert do Muzeum Archidiecezji na Solcu. Poeta się jednak rozchorował i nie przyszedł, przysłał swoją żonę (to co miał najcenniejszego) oraz pocztówkę z pomnikiem Fryderyka Chopina, która była podpisana: „Zbigniew Herbert, tekściarz pana Gintrowskiego”.

2009 rok to data premiery kolejnego programu „Kanapka z człowiekiem i trzy zapomniane piosenki”, która również została nagrana przy akompaniamencie orkiestry symfonicznej. Na płycie znalazło się 16 utworów, w tym słynny „Autoportret Witkacego”, potem wielokrotnie śpiewany jako cover. Finałową pozycją jest piosenka „I’m your man”, która miała być początkiem kolejnego projektu. Ostatni koncert barda odbył się 1 marca 2012 roku w Centrum Edukacyjnym IPN „Przystanek historia” w ramach obchodów Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Przemysław Gintrowski zmarł 20 października po długiej i ciężkiej chorobie. Jego prochy spoczęły w rodzinnym grobie na cmentarzu w Wilanowie. Pozostawił po sobie dwie córki: Marię i Julię.

Brak zgody na postkomunistów

Twórczość Przemysława Gintrowskiego jest niezwykle bogata. Chwytał się on najróżniejszych form wyrazu: od poezji śpiewanej, przez muzykę do sztuk teatralnych, po muzykę filmową. Posiadał również niezwykłą intuicję do tekstów różnych autorów, które potrafił umuzycznić. Pokazywał nieustannie, jak silnie człowiek jest zaangażowany w historię, literaturę i poezję, bez których nie jest w stanie zrozumieć siebie.

Krytykował zachłyśnięcie kulturą konsumpcjonizmu, a na pytanie o powód zaniku patriotyzmu odpowiedział w wywiadzie dla „Rzeczypospolitej”, opublikowanym 24 kwietnia 2008 roku: – Może jest to spowodowane konsumpcyjnym stylem życia i fascynacją Zachodem, a może to kwestia kiepskiego nauczania historii w szkołach. Nie wiem, bo mnie to nie dotyczy – byłem patriotą 30 lat temu, jestem patriotą dziś i pewnie tak już zostanie. Logicznie rozumując: skoro patriotyzm zanika, to znaczy, że metody jego wpajania młodym ludziom są niedobre albo niewystarczające.

Gintrowski to artysta, który przyczynił się do dziejowej rewolucji w Polsce. Śpiewał rewolucyjne pieśni i podrywał tłumy. Był jednak bezkompromisowy, nie rozumiał i nie chciał wchodzić w układy z byłymi komunistami. Nie lubił kompromisów moralnych. W 2007 roku ukazał się z nim wywiad w „Rzeczypospolitej” pod tytułem „Nie zniosę koalicji z udziałem postkomunistów”, w którym Gintrowski tłumaczył, dlaczego wszedł w skład komitetu honorowego PiS. Był niepokorny i niezwykle szczery, przez co wiele osób w nowej Polsce go nie lubiło. Bezkompromisowość okazała się trudną drogą w rzeczywistości bez jasno zdefiniowanego wroga.

Nie ukrywał swoich poglądów, co przykładowo doprowadziło w lipcu 2011 roku podczas Festiwalu Piosenki Poetyckiej im. Jacka Kaczmarskiego „Nadzieja” do konfrontacji z marszałkiem senatu Bogdanem Borusewiczem. Przemysław Gintrowski wystąpił wówczas na tzw. „Nocy Antycznej”, na której śpiewał piosenki do wierszy Zbigniewa Herberta. Podczas bisów bard powiedział do publiczności: – Proszę Państwa, dzisiaj tzw. komisja Millera opublikowała swój raport na temat katastrofy smoleńskiej. Niech odpowiedzią na ten haniebny raport będzie wiersz Zbigniewa Herberta pt. „Guziki”.

Po występie wzburzony marszałek Borusewicz zwrócił się do dyrektora festiwalu, że ponosi winę za to, co powiedział artysta ze sceny. Dyrektor zaczął tłumaczyć marszałkowi, że żyjemy w państwie demokratycznym, w którym nie obowiązuje już cenzura i że on, jako dyrektor festiwalu nie ma wpływu, na to jak artysta zapowiada swoje piosenki. Marszałek nie dał za wygraną i spotkał się z pieśniarzem, którego miał ze złością w głosie zapytać: – Czy Pan czytał cały raport komisji Millera, aby wypowiadać się w taki sposób, jak to uczynił Pan ze sceny? Gintrowski miał spojrzeć na marszałka i odpowiedzieć spokojnie: – Panie marszałku, ja nie muszę czytać raportu Millera, aby wiedzieć, że jest on haniebny! Po tych słowach czerwony na twarzy Borusewicz miał odwrócić się i bez słowa pójść w swoją stronę.

Przemysław Gintrowski

Gintrowski nikogo nie udawał. Przy czym jednocześnie miał określone poglądy polityczne. Najwyższą wartością dla niego była niezależność i niepodległość Polski. To była jego idee fixe, o którą walczył swoją twórczością w czasach socjalizmu, ale również później w czasach wolnej Polski. Wiedział, że samostanowienie jest pracą i ciągłym dążeniem, z którego nie chciał zwalniać ani siebie, ani rządzących. Z tego powodu śpiewał w piosence o Wyspiańskim: „A ja o Polsce marzę,/Co nie jest tylko witrażem/I nie komedią na scenie/Ale spełnieniem./Niechże się taka stanie,/Co by nie była udaniem,/ By szyldem tylko nie była/Lecz żeby żyła”.

Pytany, dlaczego nie kłamie, opowiadał w programie „Luz” w 1993 roku: – Mówię prawdę z pobudek egoistycznych. Mówienie prawdy jest w moim życiu pewnym luksusem na który mogę sam sobie pozwolić. Oczywiście niejednokrotnie za to zbieram cięgi, ale to już jest inna sprawa. Kiedy zabrakło Gintrowskiego, jest wśród nas jeszcze mniej tych, którzy mogą sobie pozwolić na luksus prawdy, a co więcej, chcieć zbierać za to cięgi. Z tego powodu cenimy go podwójnie.

Współpraca:
Źródło: WPROST.pl