Czyje media?

W ostatnich dniach doszło do ciekawej transakcji na rynku medialnym. Niemiecki Axel Springer nabył od amerykańskiego właściciela TVN brakujące 25 udziałów w portalu Onet. Co tu ciekawego? Transakcja jakich wiele na wolnym rynku. Ciekawy jest kontekst i komentarze. Na niechętnemu rządowi portalu „naTemat” znalazłem materiał, którego tytuł zaczynał się od słów: „To się prezesowi nie spodoba…” i dalej „politycy PiS tyle opowiadali o repolonizacji mediów, a właśnie przegapili niezwykłą okazję” - ironizuje autor portalu o polskim, prywatnym kapitale. No tak, udziały mogłaby kupić jakaś państwowa spółka, kopalnia czy elektrownia.

Możliwość taką zakłada wiceminister Jarosław Sellin. W państwowym radio mówił: „Oczekujemy takiej sytuacji, że biznes prywatny będzie się sprzedawał biznesowi prywatnemu, chociaż oczywiście spółki skarbu państwa, jeśli będą miały w swoim portfolio, jakieś zainteresowanie tym obszarem (mediów), to też nie można im tego prawa ograniczać.”

O co chodzi z przygotowywaną przez PiS ustawą o dekoncentracji czy repolonizacji mediów. Faktem jest, że znaczna część mediów należy do kilku zagranicznych, w tym głownie niemieckich koncernów. Dotyczy to zwłaszcza prasy regionalnej. Dekoncentracja ma rozdrobnić rynek. Repolonizacja zaś, to jedno ze sztandarowych haseł rządu, dotycząca całej gospodarki. Stąd pomysł by zmusić silne zachodnie korporacje do wyprzedaży części tytułów prasowych czy stacji radiowych różnym, najlepiej polskim podmiotom.

Jako argument ustawodawcy przywołują przykład Niemiec, Francji, gdzie takie dekoncentracyjne przepisy od lat obowiązują. Argument dostarczył też Mark Dekan, prezes Ringier Axel Springer listem do pracowników polskiego oddziału koncernu ws reelekcji Donalda Tuska. Listem, co najmniej nieprzemyślanym. Co więcej dającym argument rządzącym: nie będzie żaden kraj ingerował w polską politykę mając tu swoje mediach. Coś w tym teoretycznie jest na rzeczy.

Ale jak w praktyce może wyglądać repolonizacja? Ustawą zmusi się zagraniczne koncerny do wyzbycia się części aktywów, przykładowo x procent gazet i portali. Kto je kupi? Media prasowe, to na dziś nie najlepszy interes. Tym bardziej zdekoncentrowane (koncentracja powodowała efekt synergii pozwalający obniżyć koszty; marketing, druk, dystrybucja, redakcyjne treści). Ofertami mogą więc być podmioty dostrzegające zupełnie inną synergię, bynajmniej nie tą medialną. Lokalny potentat deweloperski kupuje gazetę by ta za darmo promowała sprzedaż jego mieszkań i dezawuowała konkurentów – jest korzyść. Potentat żyje dobrze z lokalną władzą, bo musi (lokalizacje, warunki zabudowy, pozwolenia itp.). A więc gazeta też żyje dobrze z lokalną władzą, bo nowy wydawca każe – jest korzyść. A co z niezależnością mediów i jaką korzyść odniesie czytelnik? Wprowadzając kadencyjność władz samorządowych, PiS chce likwidować lokalne sitwy i układy. Repolonizacją w takim wydaniu tylko je wzmocni.

Ma racje Jarosław Sellin, że z grona oferentów nie można wykluczyć spółek skarbu państwa, bo niby na jakiej podstawie prawnej. Nie można wykluczyć, ale można namówić. O pieniądze nie trzeba się martwić, to dla nich grosze. O sens biznesowy tym bardziej, ideologię się dorobi, typu lokalny patriotyzm. I tak, państwowa firma paliwowa z północy kraju, wykupi tamtejsze media, a spółka wydobywcza z południa stanie się właścicielem tamtejszych gazet i stacji radiowych. Konsekwencje te same, co przy lokalnym deweloperze. Już prościej i bez hipokryzji – niech rząd via Bank Gospodarstwa Krajowego sam zrepolonizuje media. Ktoś to nazwie zwykłą nacjonalizacją i wywłaszczeniem, opozycja wyrazi oburzenie, instytucje europejskie wystosują pismo. I co z tego – jest korzyść.

Ostatnie wpisy