Tomasz Mackiewicz: Śmiertelna obsesja

Tomasz Mackiewicz: Śmiertelna obsesja

Wyobraźmy sobie faceta, który z przewiązanymi oczami chodzi po gzymsie wieżowca, albo wspina się na iglicę Pałacu Kultury. Spada. Idiota lub samobójca – pewnie takie dominowałyby komentarze. Tragiczną śmiercią Tomasza Mackiewicza żyła cała Polska. Bohater? – w mediach dominowały głosy współczucia i uznania, za podjęcie się wspinaczki na Nanga Parbat, szczyt, gdzie zimą rzadko kto dociera. On dotarł wraz z francuską himalaistką Elisabeth Ravol. Ale on nie żyje. Bohater, idiota czy wariat?

Tomasz Mackiewicz uzależniony był od heroiny. Dwa lata spędził w Monarze. Jako jednemu z nielicznych udało się wyjść z tego nałogu. Ale narkomanem pozostał. Zmienił tylko uzależnienie. Także – jak widać – na uzależnienie śmiertelne. Mój niepijący od kilkunastu lat kolega, po stacjonarnej terapii, zaczął kompulsywnie zbierać znaczki, choć filatelistyka była mu wcześniej obca. Nowy nałóg, unikalny, ale przynajmniej bezpieczny.

Komentatorzy mówią o pasji. Rober Rutkowski, psychoterapeuta, autor książki „Oswoić narkomana” twierdzi, że pasja bardzo często przechodzi w obsesję. Tak, to była ósma próba zdobycia Himalajskiego szczytu. Próba niestety ostatnia. – Heroiniści przyzwyczajeni do nieprawdopodobnych uniesień mają problem ze znajdywaniem frajdy w zwykłym szarym życiu – uważa psychoterapeuta. – Potrzebna jest adrenalina, konkretnie endorfiny, wywołujące uczucie przyjemności. Tomasz Mackiewicz zamienił jedno uzależnienie na drugie – wyjaśnia.

Początkowo tytuł tekstu miał brzmieć: bohater czy idiota. Po lekturze i osobistej rozmowie z lekarzem od uzależnień, uznałem że to błędnie postawione pytanie. To obsesja, uzależnienie. Po prostu choroba. Alkoholizm i narkomania, to jednostki chorobowe wpisane na listę WHO. Cynicznie można zasugerować dopisanie himalaizmu.

Ale przecież nie każdy zdobywcy szczytów to niepijący alkoholik czy niebiorący narkoman. Zdecydowana większość, to w miarę normalni ludzie. W miarę, bo posiadający dość specyficzny profil psychologiczny. Podobnie jak żużlowcy, kierowcy rajdowi, spadochroniarze i inni od sportów ekstremalnych, gdzie wypadek prowadzący do kalectwa czy śmierci jest normą.

Bo niby po co Tomasz Gollob w wieku 46 lat wciąż ścigał się w z zawodach motocrossowych. Po tragicznym wypadku, motor musiał zamienić na inwalidzki wózek. Po co Robert Kubica, po wypadku z którego ledwo wyszedł z życiem, po licznych operacjach i długiej rehabilitacji, uparcie chce startować w wyścigach Formuły 1. Przecież nie chodzi o pieniądze.

Jeśli ktoś jest singlem, nich robi co chce ze swoim życiem. Polski himalaista osierocił trójkę małych dzieci. Można tu mówić o braku odpowiedzialności, która to ustąpiła miejsca szalonej obsesji. Na koniec cytowany już wcześniej psychoterapeuta Rober Rutkowski: wbrew pozorom wartością w życiu nie jest to, żeby zrobić coś za wszelką cenę np. ryzykować życiem, ale umieć zrezygnować. Mimo, że opinia publiczna przekonuje nas, że możemy wszystko i jesteśmy zwycięzcami.

Ostatnie wpisy