Zbierał na seicento po wypadku Szydło. Teraz szuka kiboli, którzy zabili mu syna

Zbierał na seicento po wypadku Szydło. Teraz szuka kiboli, którzy zabili mu syna

Mural namalowany w miejscu ataku na Miłosza
Mural namalowany w miejscu ataku na MiłoszaŹródło:Facebook
O przerażającym ataku w Krakowie krajowe media pisały pod koniec stycznia. Około 10 osób z emblematami klubu piłkarskiego zaatakowało 18-latka, niemal odrąbując mu rękę. Chłopak zmarł w szpitalu. Teraz jego ojciec zwrócił się do mediów o pomoc i skrytykował opieszałą jego zdaniem policję.

We wtorek 30 stycznia wieczorem dziesięć zamaskowanych osób czekało na swoją ofiarę na krakowskim Prokocimiu. Gdy 18-latek zauważył co się święci, zaczął uciekać. Mimo że było z nim dwóch znajomych, napastnicy wyraźnie zainteresowani byli jedynie jednym celem. Doganiany przez uzbrojonych bandytów, chłopak zasłonił się kobietą, która przechodziła w pobliżu. Agresorzy odepchnęli ją i zaczęli masakrować ciało chłopaka przy pomocy noży, maczet i siekiery. Nieprzytomnego 18-latka porzucili na ulicy. Chłopak zmarł w ciągu kilkudziesięciu następnych godzin.

Okazuje się, że 18-letni Miłosz to syn człowieka, który zasłynął w Polsce po wypadku Beaty Szydło. Rafał Biegun organizował zbiórkę pieniędzy na nowe seicento dla młodego kierowcy, który uczestniczył w tamtym zdarzeniu. Jego pojazd po starciu z rządową limuzyną nadawał się na złom. Zbiórka okazała się sukcesem i pozwoliła na zakup nowego auta. Teraz to pan Rafał prosi o pomoc. Nie chce jednak zemsty, tylko postawienia morderców syna przed wymiarem sprawiedliwości.

Czytaj też:
Miało być 5 tys. złotych na seicento, zebrali już ponad 100 tys. „To przerosło moje oczekiwania”

Biegun: Nie spocznę, dopóki nie znajdę sprawców

– Nie mam zamiaru bezczynnie czekać. Nie spocznę, dopóki nie znajdę sprawców – zapewniał Rafał Biegun w rozmowie z Wirtualną Polską. Według informacji portalu śledczy zatrzymali dopiero cztery osoby, które mogły brać udział w zdarzeniach, jakie rozegrały się przy ulicy Teligi 30 stycznia. Zarzuty postawiono tylko dwóm z nich. Świadkowie mówią z kolei o około 10 osobach, które napadły na Miłosza.

Biegun: Odsunęli mnie od śledztwa

Rafał Biegun początkowo aktywnie uczestniczył w śledztwie. Po pewnym czasie usłyszał jednak, że jedynie przeszkadza. – Pomagałem prokuraturze. Przekazywałem im wszystkie materiały, co pozwoliło zatrzymać kilka osób. Ale odsunęli mnie od śledztwa i odebrali dostęp do dokumentów, strasząc, że postawią mi zarzut utrudniania postępowania – opowiadał. – To oczywiste, że podchodzę do śledztwa emocjonalnie, bo na litość, chodzi to o morderstwo mojego syna, które spędza mi sen z powiek, gdy inni smacznie śpią – dodawał.

Biegun: Niejasności, mataczenie, opieszałość

Mężczyzna rzuca też oskarżenia pod adresem krakowskich śledczych. – Minęły właśnie dwa miesiące od brutalnej napaści na Miłosza. Nadal nic nie wiemy. Policja przesłuchuje świadków tyle tygodni po zdarzeniu, podczas gdy ja rozmawiałem z nimi kilka dni po śmierci syna. W tej sprawie jest tyle niejasności, mataczenia, opieszałości ze strony organów ścigania, ze ciężko w to uwierzyć – komentuje. Osobom, które mogą mu pomóc w poszukiwaniu sprawców, pozostawia swój adres mailowy: [email protected].

Czytaj też:
1,5-2 lat więzienia za atak maczetami w Krakowie

Źródło: Wirtualna Polska