Piłkarski poker

To tytuł kultowego filmu w reżyserii Janusza Zaorskiego z 1988 roku, gdzie główne role grają Janusz Gajos, Marian Opania, Jan Englert, Olaf Lubaszenko – nazwiska wystarczą za recenzję i rekomendację. Rok 2018, świat piłkarski bardziej cywilizowany, ale nadal rządzi tu kasa wypłacana w oparciu o fakturę albo pod stołem. Leo Messi, za podatki dostał wyrok w zawieszeniu, pozwalający mu być na wolności i strzelać bramki. Problemy z fiskusem dotknęły też Neymara. Piłka nożna to sport. Ale przede wszystkim wielki biznes i układy, czyli „Piłkarski poker” na dużo większą skalę.

Czy Antonie Griesman przejdzie do Barcelony, czy Neynar, którego PSG zapłaciło Barcelonie 220 mln euro, zagra w Realu Madryt, w miejsce Benzeny lub Balea, Czy Robert Lewandowski ostentacyjnie, demonstrujący wolę zmiany barw klubowych trafi do Realu czy PSG. Gdzie trafi hit sezonu, Egipcjanin Mohamed Salah z Liverpoolu. A reszta naszych: co dalej z Krychowiakiem, Fabiańskim, Błaszczykowskim, Zielińskim. Tę listę potencjalnych transferów można prowadzić w nieskończoność. Ostatnio ukazał się świetny tekst dziennikarza piłkarskiego, porównujący te transferowe dywagacje do kostki Rubika. Autor popełnił tylko jeden błąd, układając kostkę Rubika, podobnie jak grając w szachy, potrzebna jest inteligencja. Przy transferach potrzebne są jeszcze potężne pieniądze.

A te są coraz większe. Za Ligę Mistrzów, transfery, prawa telewizyjne, mecze pokazowe, bilety, koszulki, reklamy, gadżety, banery i inne bajery. Rekord to ubiegłoroczny transfer Neymara za 220 mln euro. Barcelonie nie zależało na tej kasie, ale w La Liga obowiązuje kwota odstępnego i klub nie miał nic do powiedzenia.

Dziennikarze sportowi często nie znają się na ekonomii, dziennikarze od gospodarki na sporcie. O czymś pisać jednak muszą. Sami nie szukają newsów. Te newsy a raczej fake newsy dostają od menadżerów piłkarzy wraz z biletem do loży dla VIP. Każdego dnia można przeczytać o ewentualnych transferach. Nie ma po co tego czytać. To tylko gra negocjacyjna z wykorzystaniem mediów. Zdarzały się transfery dokonywane kilka sekund przed zamknięciem tzw. okienka, a to nawet nie zostało nawet jeszcze otwarte.

Topowe kluby moją coraz większe budżety i zyski. I to niezależnie od formy własności. Kuwejcki szejk, rosyjski oligarcha czy socios czyli spółdzielnia kibiców. Topowy klub chciałby przed nowym sezonem pozyskać jakąś gwiazdę. Problem w tym, że gwiazdy grają też w topowych klubach, a te nie widzą konieczności sprzedaży piłkarza, który w sezonie strzela średnio ponad 40 bramek. To właśnie problem Roberta Lewandowskiego. Po co Bayernowi Monachium jakieś tam 100 mln euro (za 30 latka więcej nie uzyska), Bayern woli jego 40 bramek przez kolejne 4 lata. Później sprzeda go do Chin.

Chiny chcą być piłkarską potęgą. Podobnie Katar czy Japonia. Kiedyś taką próbę podjęły USA. Pele, Beckenbauer, Neeskenes w New York Cosmos, czy David Beckham w Los Angeles Galaxy. Nic z tego nie wyszło, w Ameryce, oprócz koszykówki, kultowy jest footboll (dla nich nasza piłka kopana to socer). Reguły skrajnie odmienne, kompletnie dla Europejczyka niezrozumiałe.

Azja aspiruje. Carlos Tevez: 36 mln za sezon w chiński Shanghai Shenhua (wymówić nie sposób). Xavi po 17 latach w Barcelonie trafia do katarskiego Al Sadd. Klub na świecie znany mniej niż Piast Gliwice. Można zrozumieć. To emerytura piłkarza, który zdobył w Barcelonie i reprezentacji Hiszpanii wszelkie możliwe trofea. Jego śladem podążył kolega ze środkowej linii katalońskiej drużyny, Andre Iniesta, 18 lat w FC Barcelona, oklaskiwany nawet na stadionach zaciekłych rywali, półka z pucharami długości dwóch wagonów metra. Oferta z Chin około 35 milionów euro za sezon. Ale tam opodatkowano kluby, więc jednak Japonia. Jest pomysł, żeby do Ligi Mistrzów dopuścić czołowe kluby z innych kontynentów (klubowe mistrzostwa świta z udziałem 4 drużyn nie są prestiżowe). Może ma to sens. Piłkarski poker (ale bez patologii) niech trwa. Show must go on - Freddie Mercury.

Ostatnie wpisy