Bigos

Dodano:   /  Zmieniono: 
Mark Twain mawiał, że trzeba mieć serce z kamienia, żeby się nie śmiać na pogrzebie klauna. No cóż, trzeba mieć serce klauna, żeby poważnie traktować deklaracje apolityczności instytucji państwowych. Nieważna racja stanu, nieważny autorytet urzędu, kiedy na szali kładzie się dobro partii.
Kiedy nadarza się okazja do politycznej szczypanki, prezydent Aleksander Kwaśniewski sam, bez moskiewskiej pomocy wbija klin w polską politykę zagraniczną ("Kompleks Polski"). Bez wahania krytykuje ministra za stosunki z Rosją, podważa autorytet rządu, bo im rząd będzie słabszy, tym ważniejsza może się wydać jego rola. Jeżeli prezydent dostrzega problemy polskiej policji, to wtedy, kiedy może odgrywać rolę dżentelmena, wręczając policjantkom goździki z okazji Dnia Kobiet.
Jeżeli prezes Najwyższej Izby Kontroli Janusz Wojciechowski postanawia solidnie rozpatrzyć jakąś sprawę, to widać jego rodzime PSL otwiera nowy front walki politycznej. NIK za rządów PSL ma multum obowiązków. Można by spisać drugi równoległy status i dopisać w aneksie długą listę zadań, z których żaden punkt nie odnosiłby się do zabezpieczania interesów państwa. Wszystko - od schroniska dla tych, którym powinęła się noga w polityce, przez ochronę partyjnych kolegów oskarżanych o malwersacje, po niszczenie tych, którzy szkodzą partii ("Izba interesów"). A ponieważ wszystko dziś zdaje się szkodzić PSL, urzędnicy NIK mają mnóstwo roboty. Na zmianę naciągają i rozwadniają swoje raporty, żeby pognębić lub ochronić poszczególne osoby czy instytucje ("Dowód wdzięczności"). Bywa, że urzędnikom nie starcza czasu na statutowe zadania wytyczane przez parlament, ale to już jest norma w naszym polityczno-gospodarczym bigosie.
Nieważne, jak skorumpowana jest firma, jak wielkim zagrożeniem dla państwa staje się dalsze rozwlekanie transformacji - ważne jest zabezpieczenie interesów partii. To, że lada dzień mogą stanąć w miejscu niewypłacalne Polskie Koleje Państwowe, jest wtórne wobec dziesiątek lukratywnych etatów dyrektorskich i milionów złotych, jakie zarabiają małe spółki z politycznego rozdania, żerujące na PKP ("Wykolejeni").
Tylko w takim bigosie naturalna może się wydać dyskusja, czy należy zwiększać konkurencyjność aptek i obniżać ceny lekarstw ("Zakup kontrolowany"). W każdym normalnie funkcjonującym systemie rynkowym rząd pociągnięty zostałby do odpowiedzialności za działanie na szkodę klienta. W Polsce klientem rządu zdają się być aptekarze i wpływowi hurtownicy, których zyski stopniałyby wraz z deregulacją rynku.
Klientami prezydenta są jego koledzy partyjni, którzy zbijają kapitał polityczny za każdym razem, kiedy Kwaśniewski atakuje projekty rządowe. Własnych projektów nie zgłasza - bo i po co?
Klientem NIK jest dziś PSL, które mogłoby ponieść poważne straty, gdyby szybko i rzetelnie przeprowadzono kontrolę ZUS czy fundacji rolnych. Nic więc dziwnego, że prezes woli się skoncentrować na fundacji Animals czy Domach Towarowych Centrum.
Gdzieś w całej tej pstrokatej debacie o wyjmowaniu PZPR-owskich trupów z szafy, o potrzebie tolerancji, umyka nam istotny szczegół. Nie chodzi tu o ludzi tamtej epoki, ale o wzorce, które za sobą taszczą do III RP. Czas może i goi rany, ale przy okazji widać wymazuje pamięć o mechanizmach, z którymi się zrośli.
Więcej możesz przeczytać w 12/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.