Perła w świecie pieniądza

Perła w świecie pieniądza

Joanna Kulig w filmie „Zimna wojna”
Joanna Kulig w filmie „Zimna wojna”Źródło:mat. prasowa
„Zimna wojna” triumfalnie objechała festiwale na całym świecie. Pawłowi Pawlikowskiemu przyniosła nagrodę za reżyserię w Cannes, w grudniu została uhonorowana pięcioma laurami Europejskiej Akademii Filmowej. Teraz członkowie Amerykańskiej Akademii Filmowej nominowali film do Oscarów w trzech kategoriach.

Jestem zaszczycony, że dostałem tę statuetkę dzięki głosom członków Akademii. Bez kampanii i wielkich budżetów promocyjnych – mówił w grudniu, odbierając Europejską Nagrodę Filmową, Paweł Pawlikowski. Dzisiaj startuje w amerykańskim wyścigu, w który wielkie studia inwestują miliony dolarów. W 2015 r. jego „Ida” zdobyła Oscara dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego, teraz rywalizuje o laur w tej samej kategorii „Zimna wojna”. Sam Pawlikowski jest trzecim – po Romanie Polańskim i Krzysztofie Kieślowskim – polskim artystą z nominacją w kategorii reżyserskiej. Pierwszym, którego uhonorowano za opowieść zrealizowaną po polsku.

Z kolei operator Łukasz Żal drugi raz dostał oscarową nominację za zdjęcia. Nieoczywiste, czarno- -białe, zrealizowane w „akademickim” formacie 4:3. To dowód na to, że Hollywood się zmienia. W czasach, gdy w polityce rządzą antydemokratyczne tendencje i szowinizm, amerykańscy filmowcy otwierają okno na świat. Potrafią zachwycić się opowieścią Pawlikowskiego o miłości niemożliwej, emigracji i duchocie PRL lat 50. Dostrzegają „Romę” Alfonsa Cuaróna o losach pokojówki z Meksyku – bohaterki potrójnie wykluczonej: jako kobieta, Indianka i dziewczyna bez środków do życia. Honorują filmy o rasizmie w Stanach, jak „Green Book” Petera Farrelly’ego czy „Gdyby ulica Beale umiała mówić” Barry’ego Jenkinsa. Jednak choć wydaje się, że akademicy zaczynają do produkcji spoza głównego nurtu podchodzić z szacunkiem, a niekiedy i ze snobizmem, biznes to wciąż biznes. I rządzi się swoimi prawami.

Walka budżetowa

– Celem kampanii oscarowej jest dotarcie za pomocą wszystkich dozwolonych w regulaminie środków do jak największej liczby członków Akademii – tłumaczy Ewa Puszczyńska, producentka „Zimnej wojny”. – To dziesiątki pokazów w różnych miejscach świata, spotkania z widzami, wywiady, artykuły, recenzje. To plakaty, billboardy i reklamy zamieszczane w prasie branżowej, ale też w „The Guardian” czy „The New York Times”. Wierzymy, że gdy już ktoś obejrzy nasz film, doceni go i będzie skłonny oddać na niego głos. Komentatorzy nazywają tę edycję nagród rekordową. Od wielu lat studia nie inwestowały tak dużych kwot w kampanie oscarowe jak producenci „Narodzin gwiazdy” czy netflixowej „Romy”. Szacuje się, że serwis streamingowy – głodny Oscara, który potwierdziłby jego pozycję w świecie kina artystycznego – przeznaczył na ten cel ponad 25 mln dolarów, co jest jednym z najwyższych budżetów w historii.

Aby wydać te pieniądze we właściwy sposób, zatrudnił Lisę Tabak, agentkę promocji wyspecjalizowaną właśnie w zdobywaniu nagród. Wcześniej przyczyniła się ona do triumfów tytułów z wytwórni braci Weinsteinów, m.in. „Angielskiego pacjenta”, „Zakochanego Szekspira”, „Jak zostać królem”. W branży mówi się, że potrafi „wywrócić każdy kamień”, aby dotrzeć do głosujących. Obwieszenie całego Los Angeles plakatami „Romy” i warta ok. 170 tys. dolarów dwuminutowa reklama w „CBS Sunday Morning” były dla niej ledwie preludium kampanii. Na specjalnej wystawie studio zbudowało z fotograficznych makiet miasto Meksyk, prezentacje filmu prowadziły m.in. Angelina Jolie i Charlize Theron. Regulamin oscarowy zabrania przekupywać głosujących prezentami.

Ale studia obchodzą obostrzenia. W tym roku członkowie Akademii dostali luksusowe czekolady zza południowej granicy oraz warte 175 dolarów albumy z fotosami z filmu Cuaróna, notesy z odręcznym wpisem grającej w „Narodzinach gwiazdy” Lady Gagi czy whisky – ulubiony trunek bohatera „Pierwszego reformowanego”. O wystawnych przyjęciach nie ma nawet co wspominać. Jest tajemnicą poliszynela, że akademicy są zapraszani na spotkania z gwiazdami filmów, które odbywają się w najlepszych restauracjach w mieście. Niezależnie od barokowego stylu kampanii „Romy” czy „Narodzin gwiazdy”, „Zimna wojna” nie jest na straconej pozycji: – Przy „Idzie” kampania miała nieco mniejszy rozmach – mówi Puszczyńska. – Prowadziła ją Nancy Willen z Acme PR, większość decyzji podejmowaliśmy w Polsce. Teraz za całość prac i budżet odpowiada amerykański dystrybutor Amazon Studios. Promocją kieruje Bob Berney, który doprowadził już kilka filmów do Oscarów. A nominacje dowodzą, że jesteśmy w dobrych rękach.

Reżyser uniwersalny

Jednak sukces „Zimnej wojny” nie jest tylko kwestią bieżących działań PR-owych w Stanach. Fenomenalna atmosfera towarzyszyła temu filmowi już od jego międzynarodowej premiery na festiwalu w Cannes. Po triumfie „Idy” świat kina czekał na nową propozycję reżysera. Bo Paweł Pawlikowski umie świetnie tłumaczyć swoją wrażliwość na uniwersalny język. Wcześnie wyemigrował z rodzicami do Anglii, życie rzucało go też m.in. do Niemiec, Włoch, Francji. Realizował znakomite dokumenty z podróży po Rosji („Z Moskwy do Pietuszek z Wieniediktem Jerofiejewem” i „Podróż z Żyrinowskim”) czy Serbii, jak „Serbian Epics”. Po fabularnych „Ostatnim wyjściu” i „Lecie miłości” został w Wielkiej Brytanii uznany za jednego z najciekawszych reżyserów wchodzących w dialog z angielską tradycją społecznego realizmu. Ale kiedy jego kariera kwitła, zdarzyła się tragedia. Gdy dowiedział się o śmierci żony, zszedł z planu „Poskramiania bydła”, do którego zdjęcia były w 60 proc. ukończone. Nie wrócił do projektu. Bo, jak sam mówił, „życie jest ważniejsze od kina”. „Kobietę z piątej dzielnicy” z Ethanem Hawke i Kristin Scott Thomas kręcił z rozpaczą. A później, szukając siebie na nowo, wrócił do korzeni. Do Warszawy, gdzie wszystko pachniało dzieciństwem, gdzie odnajdywał smaki i dźwięki z najodleglejszych wspomnień. I może także w tym połączeniu zrozumienia ponadnarodowego języka i przenikliwości w obserwowaniu historii własnego społeczeństwa tkwi jego sekret? „Ida” i „Zimna wojna” są przecież opowieściami o rzeczywistości, którą rozumie najlepiej. – Zawsze myślałem, że to wyjątkowo środkowoeuropejskie historie, nieprzystające do Hollywood – śmiał się niedawno w wywiadzie dla portalu Thrillist Paweł Pawlikowski. A jednak zakochał się w tych historiach cały świat. One sprawiły, że dzisiaj nazwiska twórcy nie wypada nie znać.

Kula śnieżna

Po pierwszym publicznym pokazie „Zimnej wojny” przy Croisette, Peter Bradshaw z „Guardiana” zachwycał się „oszałamiającymi scenami muzycznymi”, doceniał opowieść o systemie autorytarnym, ale również intymny wymiar tej historii. Krytyk hiszpańskiego „El País” stwierdził, że reżyser potwierdza swój status „jednego z najważniejszych artystów naszych czasów”. Już wtedy producenci „Zimnej wojny” postawili na mądrą promocję. Film reprezentował w Cannes jeden z najlepszych agentów prasowych – Charles McDonald. Światło reflektorów padło nie tylko na reżysera i operatora, ale i na aktorów. Dziennikarz „Le Figaro” pisał o Joannie Kulig jako „rewelacji festiwalu w Cannes”, gwiazda trafiła na okładkę francuskiego „Elle” jako „sensacja europejskiego kina”. Niedługo później podpisała umowę z prestiżową agencją CAA, która reprezentuje m.in. Meryl Streep i Brada Pitta. Tomasz Kot w międzynarodowej prasie zyskał miano „amanta”, pojawiły się plotki o jego ewentualnym udziale w nowym filmie o Jamesie Bondzie.

Teraz jego zagraniczną karierą zajmie się współpracującą m.in. z Angeliną Jolie i Anthonym Hopkinsem – UTA. W Cannes Pawlikowski został uhonorowany nagrodą za reżyserię, potem zachwyt „Zimną wojną” czuło się przez cały sezon festiwalowy. Trudno było zacząć wywiad z jakimkolwiek zagranicznym twórcą bez rozmowy o filmie. „Pan jest z Polski? »Zimna wojna« to dla mnie esencja kina” – mówił mi w San Sebastián Alexander Payne, a Alfonso Cuarón, prywatnie przyjaciel Pawlikowskie- go, w Wenecji długo opowiadał o swoim „polskim bracie” i rozmowach, jakie toczyli, realizując swoje – dziś konkurujące – dzieła. – Zawsze wierzyłam i wiedziałam, że Paweł jest artystą światowej klasy – mówi Puszczyńska. – Ale nagroda reżyserska w Cannes, wszystkie laury, które trafiły do niego po drodze, a teraz nominacja oscarowa, są potwierdzeniem, że dołączył do panteonu współczesnych twórców. Bo po Europie oszalała na punkcie „Zimnej wojny” także Ameryka. Wśród „najbardziej wpływowych krytyków” na portalu Rotten Tomatoes ma 100 proc. dobrych recenzji. W entuzjastycznym tekście w „The Washington Post” krytyczka nazywa ją „filmem niemal idealnym”.

Co przyjdzie?

– Każde wyróżnienie i każda dobra recenzja pomagają nam dotrzeć do innej części środowiska filmowego. Sukcesy Łukasza Żala odbijają się echem wśród operatorów. Dużo dał nam aktywny udział w kampanii Joasi Kulig. Ona sama nie została nominowana, ale jest fantastyczną osobą, zagrała świetną rolę i również bardzo wiele zrobiła dla promocji „Zimnej wojny” – mówi Puszczyńska. Film Pawła Pawlikowskiego już stał się trampoliną dla wielu artystów, otwierając przed nimi drzwi do zagranicznych produkcji. Łukasz Żal zaczyna właśnie zdjęcia w Stanach, Joanna Kulig i Tomasz Kot też dostają już zagraniczne propozycje. A wreszcie – „Zimna wojna”, podobnie jak sukcesy Agnieszki Holland czy Małgorzaty Szumowskiej, buduje dzisiejszą pozycję polskiej kinematografii. Współtworzy jej markę, sprawia, że jesteśmy pełnoprawnymi uczestnikami kulturalnego dialogu. A Oscary? Z pewnością padnie teraz pytanie o szansę na statuetki, będą prognozy w prasie i zakłady u bukmacherów. Ale trzeba pamiętać, że nawet jeśli „Zimna wojna” nie przebije się w trudnej konkurencji, Paweł Pawlikowski, jego ekipa i polska kinematografia już odniosły wielkie zwycięstwo. – Zobaczymy, co się okaże 24 lutego – mówi Ewa Puszczyńska. – Ale myślę, że bardzo daleko zaszliśmy. A przede wszystkim: mamy genialny film. I jestem przekonana, że niezależnie od wyniku oscarowego wyścigu zostanie on w historii kina – dodaje.

Więcej możesz przeczytać w 5/2019 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.