Jak Żydzi walczyli z polskimi nazistami w warszawskim getcie

Jak Żydzi walczyli z polskimi nazistami w warszawskim getcie

Mury getta warszawskiego
Mury getta warszawskiego Źródło: Wikimedia Commons / Bundesarchiv
Polityczne szambo z USA wybiło w Warszawie. Mówiąc o Żydach, walczących w warszawskim getcie z polskim i nazistowskim reżimem, amerykańska dziennikarka próbowała uderzyć nie tyle w Polaków, co w Donalda Trumpa

Wiemy już, z kim walczyli w czasie powstania w warszawskim getcie polscy Żydzi. Nie były to oddziały SS i Wehrmachtu, dowodzone przez byłego pracownika urzędu katastralnego w Detmold w Nadrenii, SS-Gruppenfuhrera Jurgena Stroopa. Dotąd wydawało mi się, że Stroop wykonywał polecenie ministra spraw wewnętrznych Niemiec, Heinricha Himmlera, który nakazał likwidację resztek społeczności żydowskiej Warszawy. Był więc przedstawicielem państwa niemieckiego, kontrolowanego przez Narodowo-Socjalistyczną Partię Niemiec. Wczoraj dowiedziałem się jednak z poważnej amerykańskiej stacji telewizyjnej NBC, że Żydowski Związek Wojskowy i Żydowska Organizacja Bojowa walczyły w getcie nie z Niemcami, tylko z Polakami i to nie byle jakimi Polakami, tylko z polskim i nazistowskim reżimem. Powiedziała to nie jakaś niedouczona stażystka, czy początkująca dziennikarka, wysłana na konferencję bliskowschodnią do Polski, tylko sama Andrea Mitchell, słynna w USA weteranka tej stacji.

Nie będziemy teraz roztrząsać, czy Marek Edelmann przewraca się w grobie, słysząc jej słowa. Albo Paweł Frenkel, Dawid Wdowiński czy Dawid Apfelbaum, byli żołnierze wojska polskiego, których Żydowski Związek Wojskowy był częścią polskiego podziemia zbrojnego, walczącego z niemiecką okupacją. To oni powstanie w getcie warszawskim przeciwko Niemcom poprowadzili, wywieszając na Placu Muranowskim flagę polską obok flagi z gwiazdą Dawida. Gdyby pani Mitchell tego nie widziała, to tak właśnie wyglądała walka z czymś, co jej jawi się jako "polski i nazistowski reżim". Zostawmy jednak te absurdalne z historycznego punktu widzenia brednie słynnej amerykańskiej dziennikarki. Nie o nie tutaj przecież chodzi. Andrea Mitchell nie przyjechała do Polski tropić polskich nazistów, choć pewnie i takie sympatyzujące z III Rzeszą kanalie łatwo by znalazła, gdyby się choć trochę postarała. Jej skandaliczne dla Polaków słowa, to część wielkiej wewnątrzamerykańskiej krucjaty, ale nie przeciwko Polsce, tylko przeciwko Donaldowi Trumpowi.

Jej stacja bije w obecną administrację jak w bęben, także w sprawie polityki bliskowschodniej, której częścią jest przecież zorganizowana w Warszawie konferencja. Niechętnym Trumpowi środowiskom, związanym z Demokratami, do których należy także Andrea Mitchell, bardzo nie podoba się wypowiedzenie umowy nuklearnej z Iranem. Do dziś i to wbrew faktom, mającym miejsce na Bliskim Wschodzie, przedstawia się ją w USA jako największy sukces polityki zagranicznej prezydenta Baracka Obamy. Trochę się temu trudno dziwić, bo sukcesów w polityce zagranicznej tego akurat prezydenta ze świecą można szukać. Jak to mówią w Kentucky: na bezrybiu i rak może być rybą.

Zrywając tę wiekopomną umowę Trump zadał więc dotkliwy cios kultowi Obamy, a to dziś więcej niż zbrodnia: to błąd. Administracja USA brnie dalej w tym grzechu, organizując nasiadówki z nielubianym przez amerykańskich Demokratów izraelskim premierem Benjaminem Netanjahu oraz Saudami i ich akolitami z Zatoki Perskiej. Saudowie stali się obecnie be, bo przyjaźnią się z Trumpem. Jakby nigdy wcześniej nie smarowali petrodolarami bardziej światłych niż republikańska, administracji. Na domiar złego, Biały Dom organizuje tę jawnie godzącą w dogmaty o niepokalanej nieomylności Baracka Obamy konferencję nie w którejś z cywilizowanych stolic Europy, tylko w Warszawie. A wiemy przecież, czym jest dziś jest w świecie Polska: to rządzony przez reżim katolickich nacjonalistów kraj krwiożerczych antysemitów, palących kukły Żydów i pałaszujących po lasach andrutowe torty z okazji urodzin Adolfa Hitlera.

Andrea Mitchell powiedziała to, co powiedziała, nie przejmując się ani prawdą historyczną ani dobrym samopoczuciem narodu polskiego. Chodziło o to, żeby uderzyć w Trumpa. Tok myślenia jest taki: biedni polscy Żydzi musieli w czasie II wojny walczyć z polskimi nazistami a teraz niewydarzony amerykański prezydent, demolujący wielkie osiągnięcia poprzedników, znalazł sobie w ich politycznych spadkobiercach sojuszników. I śle swoich podwładnych, żeby spiskowali w Warszawie w bardzo podejrzanym towarzystwie. Zalicza się do niego w antytrumpowskich kręgach w USA premiera Netanjahu, uważanego za malwersanta, wojennego podżegacza i niebezpiecznego żydowskiego nacjonalistę. Podejrzani są także dzicy Saudowie, kamieniując publicznie ludzi i ćwiartujący swoich byłych agentów, przedzierzgniętych w opozycyjnych dziennikarzy. Słowem, Trump wikła w Warszawie Amerykę w niezłe szambo, obiecując przy okazji powrót do Europy wojsk, które z taką ochotą wycofywał Barack Obama, torując Putinowi drogę do ekspansji od Gruzji po Ukrainę. Ta wygląda kolejna odsłona amerykańsko - amerykańskiej wojenki, która chwilowo przeniosła się do Warszawy. My dostaliśmy w niej rykoszetem. Najgorsze może być to, że nasi właśni niezłomni obrońcy czci i niewinności narodowej nie śpią i takiej zniewagi płazem nie puszczą. Można więc niestety spodziewać się, że "polski nazistowski reżim" zacznie żyć własnym życiem.

Źródło: Wprost