Spór o „jajeczko”, czyli czego potrzeba twoim bliskim

Spór o „jajeczko”, czyli czego potrzeba twoim bliskim

Dodano: 
Wielkanoc
Wielkanoc Źródło: Pixabay / aleksaseverina
Narzucanie własnych standardów żywieniowych, dlaczego robimy to innym i dajemy sobie to robić? - Ludzie często okazują swoje niezadowolenie wykorzystując do tego jedzenie. Jest to bardzo mocny sposób kontrolowania innych. Utrata tej kontroli budzi złość, irytację i gniew – mówi dietetyczka i diet coach Ula Mijakoska.

Ewelina Celejewska: Czy w swojej pracy terapeutycznej często spotykasz się z obawą przed wspólnym, świątecznym posiłkiem?

Ula Mijakoska: Tak, szczególnie wtedy, gdy osoby z najbliższego otoczenia nie wspierają swoich bliskich, którzy postanowili zmienić swoje nawyki żywieniowe. W trakcie rodzinnych biesiad dobrze pamiętać stare przysłowie: „Kiedy siedzisz przy biesiadzie nie myśl o żadnej zwadzie”. Jednak często to właśnie podczas rodzinnych spotkań osoby zmieniające swój sposób odżywiania muszą wykazać się asertywnością, którą ja nazywam asertywnością żywieniową. Potrzebują zbudować w sobie stanowczość wobec ilości zjadanej żywności, jak również odwagę w wyborze potraw, które będą stanowiły ich posiłek. Wybór innych niż do tej pory zasad związanych z żywnością i żywieniem zawsze budzi zdziwienie i opór najbliższych. Często zdarza się, że nawet najbliższe nam osoby mogą nie zrozumieć, dlaczego postanowiliśmy odżywiać się inaczej, co może u nas spowodować większy lub mniejszy dyskomfort.

Co napędza ten mechanizm? Krótko mówiąc, o co chodzi w sporze o “jajeczko”?

Przeważnie o nieuporządkowane relacje, czyli nierozwiązane konflikty. Jest ich naprawdę wiele i każda rodzina ma swoje. Ludzie często okazują swoje niezadowolenie wykorzystując do tego jedzenie. Jest to bardzo mocny sposób kontrolowania innych. Utrata tej kontroli budzi złość, irytację i gniew.

Biesiadowanie wzbudza aż takie emocje?

Od dawien dawna jedzenie w naszych polskich domach było traktowane z wielką pobożnością. Może ktoś jeszcze pamięta jak chleb przed krojeniem „namaszczano” znakiem krzyża, jak mówiono modlitwę przed jedzeniem. Jedzenie w naszej kulturze jest nierozłącznie związane z siadaniem do stołu i ze zwyczajami przy tym stole panującymi. „Jajeczko” ma więc szczególne znaczenie dla rodzin, które już nie żyją wspólnie, wielopokoleniowo. W rodzinach, w których ludzie spotykają się od czasu do czasu, w których nie ma dobrych relacji jest jednak coś, co łączy, a mianowicie potrzeba każdego człowieka do bycia w relacji i w kontakcie z innymi. Gdy dbamy o te zależności to potrafimy siebie zrozumieć lepiej, wyjaśnić sobie to, na czym nam naprawdę zależy. Szczególnie w czasie spotkań rodzinnych, włączenie życzliwości dla najbliższych może przynieść tylko dobre rezultaty. Na marginesie, uważam, że warto tę życzliwość trenować też na co dzień. Gdy najbliżsi mają trudności związane ze zrozumieniem naszej nowej diety bez laktozy, bez mięsa czy bez cukru, kolejnych treningów czy przygotowań do maratonu, jest nam szczególnie ciężko. Warto wtedy pomyśleć inaczej, a mianowicie: Może taka postawa ma związek z ich troską o nas i potrzebą bliskości? Spotkania tylko „od święta” są trudne dla obu stron: tej na nowej diecie, ale i tej na starej diecie. Ale każdy w ten świąteczny, wiosenny czas może włączyć empatię i podejść z troską do najbliższych poprzez uśmiech, ton głosu pełen życzliwości, gesty pomocy itd. Każda rozmowa jest bardzo potrzebna, można wtedy wyjaśnić najbliższym co robimy i po co, a do tego postawić na swoim i nie jeść posiłku który nie służy. Rozmowa to deficytowy dziś artykuł, ludzie potrzebują być wysłuchani i w święta mamy ten czas, nie tylko by jeść i pić, ale także, by siebie wzajemnie usłyszeć. Rodzina i przyjaciele mogą mieć wielkie chęci, by pomóc ale nic im z tego nie wychodzi, bo może mają własny przepis na na to, co jest dla ciebie najlepsze, wiedzą lepiej co jest dla ciebie dobre. Realizując swoje plany często się złoszczą, gniewają, krytykują, dokuczają. Kiedy jesz swój ulubiony kotlet, mówią byś przestała/przestał, bo znowu utyjesz, częstują kolejną porcją tortu wiedząc, że jesteś na diecie.

Dlaczego to nieodchodzenie od stołu jest dla rodziny aż takie ważne?

Dla wielu osób jedzenie jest ważne, ponieważ służy do budowania więzi i to od momentu przyjścia na świat – mleko matki nie tylko żywi, ale i łączy niemowlę z rodzicem. Jest też tradycja, za którą stoi “jedyna” w przekonaniu wielu ludzi okazja do budowania bliskości. Stół to de facto arena walki o uwagę i na ten fakt warto zwrócić uwagę i spojrzeć na święta inaczej. Inna sprawa to szkodliwe przekonania, z których nie zdajemy sobie sprawy. Niestety, wszelkie ograniczające komunikaty związane z jedzeniem, które przekazywane są z pokolenia na pokolenie, są czasami tak wbudowane w psychikę, że ich szkodliwość jest wręcz niezauważalna. Najbardziej drastyczne dla mnie przekonanie, z którymi się spotkałam, to: Lepiej niech się brzuch zepsuje, niż dar boży zmarnuje. Wtórują mu powszechnie znane: Jedzenia się nie wyrzuca; Lepiej zjeść na zapas; Nie wypada zostawić itp. Uświadomienie sobie własnych ograniczających przekonań, wyniesionych z domu rodzinnego może pomóc w odpowiedzi na pytanie, które postawiłaś. No i pamięć związana z wojnami, głodem, ograniczoną dostępnością żywności, choć odległa ciągle jeszcze jest w naszym kraju bardzo istotna.

Czemu zwyczajnie nie umiemy innym odpuścić? I czy to domena pewnego pokolenia, czy też my młodzi mamy do tego pewną słabość (np. weganie)?

To, o co pytasz ma wiele wymiarów. Jeden to jak już wspomniałam troska, drugi to chęć bycia razem ale na moich zasadach, trzeci to przekonania związane ze świętami i brak uświadomienia sobie jaki wpływ mogą wywierać na innych, czwarty to bycie rodzicem, czyli ja wiem jak być powinno, jak trzeba żeby było i jak być musi, piąty to niskie poczucie własnej wartości biesiadników, szósty to związana z nią asertywność i kontakt z własnymi granicami i wartościami. Dla mnie mięsożercy i roślinożercy mają takie same prawa, jeśli chodzi o wybory żywieniowe, ważne byśmy siebie i swoje wybory wzajemnie szanowali. Dawanie przestrzeni żywieniowej drugiej osobie to empatyczne uczenie się jak realizować własne potrzeby i jednocześnie utrzymać jak najlepsze relację z osoba, z którą siedzimy przy stole. Uświadomienie sobie, że każdy z nas ma prawo do decydowania i wyboru tego co na stole, bez oceny współbiesiadników, jest podstawą dobrej atmosfery. Gdy przestaniemy patrzeć na siebie bez oceny, bez wytykania braków i niedoskonałości, a skupimy się na tym co jest wartościowe i dobre w każdej osobie siedzącej przy stole, na pewno będziemy się czuć lepiej, radośniej i lżej. W coachingu jest takie ćwiczenie: Gdy kogoś bardzo nie lubisz, wyobraź sobie że ta osoba jest twoim najlepszym nauczycielem i odpowiedz na pytanie: Czego byś się od niej mógł nauczyć? Warto w te święta to poćwiczyć.

Możemy jakoś przygotować się do wspólnego biesiadowania, żeby było nam łatwiej?

Najpierw warto zastanowić się nad swoimi prawami związanymi z wyborem jedzenia, spisać je i wprowadzić w życie czyli działać zgodnie z nimi np.:

  • ja i tylko ja ponoszę w 100% odpowiedzialność za to co jem i ile jem,
  • wiem kiedy jestem głodna i tylko wtedy jem,
  • jem potrawy, które są zgodne z moimi potrzebami i informuję o tym innych,
  • mam prawo prosić innych o respektowanie moich praw, pamiętając że prośba jest tylko wtedy gdy daję innym prawo do odmowy,
  • stosowanie się do żądań innych względem jedzenia szkodzi mojemu zdrowiu, obniża poczucie własnej wartości i psuje relacje,
  • odpowiadam wyłącznie za swoje emocje i nie odpowiadam za to jak się czują inni kiedy asertywnie dbam o siebie.

W konkretnej sytuacji, gdy o coś prosisz wyjaśnij dokładnie swoje potrzeby i powiedz czego druga osoba ma nie robić:

  • powiedz najbliższym, że to ty I tylko ty podejmujesz decyzje dotyczące własnego odżywiania,
  • opowiedz innym, tak by cię zrozumieli, o swoim innym niż do tej pory sposobie odżywiania,
  • poproś o to, byś sama mogła wybrać i nałożyć sobie potrawy na talerz,
  • poproś o to, by nie pytano cię czy naprawdę się najadłaś,
  • poproś by nie oceniano twoich wyborów i nie sugerowano co masz jeść a czego nie,
  • powiedz, że cenisz sobie bycie razem z rodziną przy stole i jednocześnie zależy ci na byciu z nimi nawet jeżeli nie rozumieją twoich decyzji.

Jak dobrze rozumiem, pewnych rzeczy nie przeskoczymy, ale… nie jesteśmy skazani na porażkę?

Uważam, że zakładanie z góry, że i tak nic się nie zmieni, nie ma sensu, gdyż pełna empatii prośba a nie groźba sprawi że wiele osób staje się chętna do pomocy. W takich trudnych, powtarzających się „sytuacjach biesiadnych” warto również zastanowić się nad tym: Po co inni ludzie robią to, co sprawia ci przykrość? Powody mogą być różne, na przykład: Czują się zagrożeni tym, że tak dobrze się ze sobą czujesz, że stajesz się pewna siebie. Pomyśl jakie mają doświadczenia z jedzeniem, jaki jest ich sposób odżywiania? Można też zrobić listę osób tobie życzliwych, które uważasz że mogłyby ci pomóc. W jednej kolumnie wypisz to w czym mogliby być pomocni a w drugiej kolumnie wypisz to co robią a co Ci nie służy. Te wszystkie działania zakończyć ma rozmowa, w której powiesz o wszystkich swoich przemyśleniach, możesz użyć poniższego wzoru: Wiem, że chcesz dla mnie jak najlepiej jednak kiedy: robisz mi uwagi odnośnie wielkości porcji, dokładasz mi jedzenie, gdy nie chcę więcej jeść, namawiasz mnie do jedzenia potraw, których nie chcę jeść, oceniasz moje gotowanie, oceniasz mój wygląd, czuję się oceniana, krytykowana, wzrasta we mnie potrzeba obrony i nie chce mi się gadać; pomogłoby mi gdybyś nie oceniała tego ile i co jem, jak wyglądam, czy ta dieta jest dobra czy nie. Taką formułkę na początku warto włączyć do dłuższej rozmowy z tą ważną osobą. Taką prośbę będziesz powtarzać wielokrotnie aż do skutku, czyli wzrostu poczucia własnej wartości i trwałego uświadomienia sobie swoich praw i asertywnych zachowań żywieniowych.

Co jeszcze można zrobić?

Myślę też, że warto zmienić kierunek i pomyśleć o zrobieniu czegoś inaczej niż do tej pory. Zamiast jeździć na święta do rodziny, można np. tę rodzinę zaprosić do siebie i zrobić to, na co się ma ochotę i jednocześnie to, co rodzina lubi. Pozwoli to na uniknięcie dotychczasowych rozczarowań związanych z tym czym zastawiono stół. Warto zastanowić się, czy to rozwiązanie może stanowić trudność, bo łatwiej jechać do kogoś najeść się i ponarzekać, niż przyjąć rolę gospodarza odpowiedzialnego za przebieg wydarzeń i zadbanie o życzliwość przy stole.

Ula Mijakoska – dietetyczka, diet coach (twórczyni diet coachingu) i refleksoterapeutka. Od 10 lat prowadzi terapie diet coachingowe w zakresie zdrowego procesu odchudzania z uwzględnieniem zaburzeń odżywiania, aktywnie towarzyszy swoim pacjentom w procesie zmiany destrukcyjnych nawyków żywieniowych; w terapiach wykorzystuje refleksoterapię metodą Lone Sorensen; przyjmuje indywidualnie i w grupach, www.swiadomyrozwoj.pl
Ula Mijakoska, diet coach

Czytaj też:
Diet coach: Jedzenie nie zaspokoi niczyich potrzeb psychicznych, bo nie ma wpływu na to, co dzieje się w twoim życiu