Cimoszewicz opowiedział o potrąceniu rowerzystki w Hajnówce. „Zarzuty są absurdalne, od razu udzieliłem pomocy”

Cimoszewicz opowiedział o potrąceniu rowerzystki w Hajnówce. „Zarzuty są absurdalne, od razu udzieliłem pomocy”

Włodzimierz Cimoszewicz
Włodzimierz Cimoszewicz Źródło:Newspix.pl / TEDI
Włodzimierz Cimoszewicz w „Faktach po Faktach” na antenie TVN24 odniósł się do potrącenia na przejściu dla pieszych 70-letniej rowerzystki w Hajnówce. Zaznaczył, że zarzut, iż uciekł z miejsca zdarzenia, jest absurdalny. – Natychmiast udzieliłem pomocy – zapewnił.

W minioną sobotę były premier Włodzimierz Cimoszewicz potrącił 70-letnią rowerzystkę na oznakowanym przejściu dla pieszych w Hajnówce. Śledztwo w tej sprawie prowadzi Prokuratura Okręgowa w Białymstoku. Prowadzone jest w sprawie – nikomu nie postawiono dotąd zarzutów. O okolicznościach zdarzenia Cimoszewicz opowiedział na antenie TVN24 w piątek.

Jak poinformował były premier, „natychmiast” udzielił pomocy osobie poszkodowanej. – I udzieliłem tej pomocy skutecznie – zaznaczył. – Namawiałem ją do tego, żeby się poddała badaniom lekarskim, ponieważ te obrażenia, która ja w tym momencie widziałem, to był rozbity nos i otarte czoło – opowiadał. – Uważałem, że oczywiście trzeba zbadać, czy nie nastąpiły jakieś poważniejsze uszkodzenia jej głowy – mówił. Jednocześnie dodał, że rowerzystka „wyraźnie tego sobie nie życzyła”. Był nawet taki moment, kiedy chciała wsiadać na rower i jechać do domu. Ja do tego nie dopuściłem – podkreślił.

Cimoszewicz tłumaczył, że w końcu poszkodowana kobieta zdecydowała, że chce jechać do domu i wsiadła do jego samochodu. Wtedy na miejscu zjawił się też znajomy byłego premiera, który zabrał rower kobiety. – Kiedy dojechaliśmy na miejsce, wysiadł mój znajomy ze swoją pasażerką – też mi znaną osobą z Hajnówki – i ja im powiedziałem, że pani powinna pojechać do szpitala natychmiast na badania, ale nie chce – wyjaśnił. Wówczas znajoma Cimoszewicza powiedziała, że porozmawia z poszkodowaną kobietą. Wspólnie poszły do domu, a po kilku minutach wyszły i znajoma byłego premiera poinformowała, że kobieta zgadza się na zawiezienie do szpitala.

Cimoszewicz tłumaczył, że był „bardzo zestresowany”„przygnębiony”. W związku z tym jego znajomi zaproponowali, że zawiozą poszkodowaną do szpitala. – Z ulgą powiedziałem: dobrze, dziękuję, tylko bądźmy w kontakcie, informujcie mnie o tym, co lekarze stwierdzą, jaki jest jej stan zdrowia – wyjaśnił.

Były premier poinformował, że kiedy dowiedział się, że kobieta jest już w domu, pojechał do niej, żeby „zorientować się, jak się czuje, wyrazić jej współczucie i po raz kolejny ubolewanie”. Jak się okazało, poszkodowana miała złamaną kość prawego podudzia i w tej sytuacji lekarz z automatu zawiadomił policję. Cimoszewicz zaznaczył, że współpracuje z policją.

„Ci, którzy przeżyli coś podobnego, rozumieją”

W wydanym po zdarzeniu oświadczeniu były premier ujawnił, że wykryto u niego chorobę nowotworową. Na antenie TVN24 poinformował, że jest to nowotwór prostaty. – Dwie bardzo przykre rzeczy przytrafiły mi się na przestrzeni dwóch dni, trzech dni – mówił. Diagnozę poznał w ubiegłym tygodniu. – Ci, którzy przeżyli coś podobnego, rozumieją, że człowiek entuzjazmem nie tryska w takim momencie – mówił na antenie TVN24.

Czytaj też:
Nowotwór wykryto przy okazji okresowych badań. Cimoszewicz opowiada o swojej chorobie i wypadku w Hajnówce

Źródło: TVN24