Historia jednego zdjęcia. Fascynujące losy kobiet w fotograficznej odsłonie

Historia jednego zdjęcia. Fascynujące losy kobiet w fotograficznej odsłonie

June Carter i Johny Cash
June Carter i Johny Cash Źródło: Joel Baldwin/ Wikimedia Commons
Losy kobiet opowiedziane za pomocą zdjęć. Książka „Krótka Historia Jednego Zdjęcia. Kobiety”, która ukaże się nakładem wydawnictwa Znak, to ponad 130 znanych i nieznanych fotografii, które skrywają najbardziej pasjonujące momenty kobiecej historii.

Tajemnicza autorka setek selfie zrobionych w witrynach amerykańskich sklepów, które światło dzienne ujrzały dopiero po jej śmierci – Vivian Maier. Zamordowana żona Romana Polańskiego, której jedyną winą było to, że kupiła nie ten dom – Sharon Tate. Biegaczka, która postawiła się działaczom i wystartowała w Maratonie Bostońskim zarezerwowanym wyłącznie dla mężczyzn – Kathrine Switzer. Prawie 140 znanych i nieznanych fotografii skrywa pasjonujące momenty kobiecej historii. Wśród bohaterek spotkacie władczynie atomowych imperiów i żebraczki, święte i zmysłowe kochanki, kobiety umiejące rozkochać w sobie miliony i te wzbudzające zwierzęcy strach, autorki przełomowych wynalazków i potulne żony, które całe swoje życie oddały niewłaściwym mężczyznom. Odkryj, jak powikłane i różnorodne bywa kobiece życie. Spójrz na wydarzenia z odległej i bardzo bliskiej przeszłości od ciekawej, często przemilczanej strony.

O fascynujących losach kobiet opowiedzianych za pomocą zdjęć można przeczytać w książce „Krótka Historia Jednego Zdjęcia. Kobiety” autorstwa Pauliny Tyczkowskiej i Jakuba Kuzy, która ukaże się 28 października nakładem wydawnictwa Znak.

June Carter i Johny Cash
1969, dwie legendy muzyki country – June Carter i Johnny Cash, nareszcie razem. Poznali się trzynaście lat wcześniej, gdy Carter była w trasie z Elvisem Presleyem. „Kiedyś się z tobą ożenię” – rzucił jej Cash, schodząc ze sceny. Ona tylko parsknęła serdecznym śmiechem – to było absolutnie nierealne, oboje mieli już rodziny z dziećmi, Cash nawet dwie. On jednak traktował swoją deklarację śmiertelnie poważnie, od początku zakładając, że są sobie przeznaczeni i muszą być razem, niezależnie od wszystkich trudności. Kilka lat później Carter nieopatrznie zgodziła się na wspólną trasę koncertową, podczas której spędzili ze sobą jedną jedyną noc, po czym przerażeni zerwali wszelki kontakt, próbując dla dobra dzieci ratować swoje małżeństwa. „Myślę, że zakochałam się w Johnnym Cashu, i wiem, że to będzie najbardziej bolesne doświadczenie w moim życiu. To jest jak płonący pierścień ognia, z którego nie można się wydostać” – przyznała przed sobą zrezygnowana artystka. Nawet po rozwodzie z dotychczasowym mężem wciąż uporczywie odrzucała kolejne oświadczyny muzyka, aż do 1968 roku, kiedy to Cash uklęknął przed nią scenie, wobec tysięcy fanów. Mimo koszmarnie trudnych charakterów, a także jego zdrad i uzależnienia od narkotyków przeżyją razem trzydzieści pięć lat. Oprócz szóstki dzieci z innych związków doczekają się też własnego syna (którego nazwą John Carter Cash). Kiedy w maju 2003 roku zabraknie June, Johnny zacznie obsesyjnie mówić o śmierci i pisać ostatnie listy miłosne. Tęsknota zabije go cztery miesiące później.

Margaret Hamilton Apollo
1969, Margaret Hamilton stojąca obok tomów zawierających wydrukowany kod nawigacyjny napisany przez nią i jej zespół dla misji Apollo 11 (to w jej ramach dokona się pierwsze lądowanie człowieka na Księżycu). Kilka lat wcześniej Hamilton marzyła o rozpoczęciu studiów matematycznych, zamiast tego musiała jednak podjąć pracę nauczycielki, aby móc utrzymać rodzinę – pierwszeństwo miały studia prawnicze męża. Szczęśliwie udało jej się ostatecznie skończyć studia, a ze szkoły szybko trafiła do Massachusetts Institute of Technology, gdzie zaczęła tworzyć modele prognozowania pogody przy użyciu bardzo prostych maszyn cyfrowych. Stamtąd wiodła już prosta droga do NASA – w wieku zaledwie dwudziestu dziewięciu lat Hamilton została kierowniczką zespołu przygotowującego oprogramowanie dla komputerów pokładowych statków kosmicznych Apollo. Niesamowicie intensywna i stresująca praca przy tym najważniejszym na świecie projekcie szybko stał się przyczyną do rozwodu – jej mąż nie chciał w żaden sposób, nawet przejściowo, ograniczyć własnych aspiracji zawodowych i zająć się dzieckiem, by umożliwić żonie rozwój kariery. Pierwsza na świecie inżynier oprogramowania (jak sama będzie się tytułować) pracuje więc dla NASA wieczorami i w weekendy ze śpiącą lub bawiącą się obok na podłodze córeczką Lauren. Obsesją Hamilton stanie się wykluczenie możliwości popełnienia w trakcie misji jakiegokolwiek błędu, zarówno przez maszynę, jak i przez człowieka, dzięki wbudowaniu dodatkowych systemów bezpieczeństwa, zdaniem jej męskich współpracowników stanowiących zbędny naddatek. Gdy na minuty przed lądowaniem niespodziewanie zwariuje główny komputer Apollo 11, historia odda sprawiedliwość Hamilton. „O mój Boże, udało się” – westchnie po wszystkim jedna z mniej znanych bohaterek historycznej misji na Księżyc.

Wisława Szymborska dowiaduje się o Noblu
1996, Zakopane, Dom Pracy Twórczej Astoria, Wisława Szymborska otrzymuje wiadomość o przyznaniu jej literackiej Nagrody Nobla. Oszołomiona i bardzo szczęśliwa poetka zaczyna odczuwać zarazem paniczny lęk, gdy pośród kłębiących się tłumnie dziennikarzy, fotoreporterów i pod gradem pytań oraz gratulacji szybko dociera do niej, jak drastycznie i nieodwołalnie zmieni się teraz tak przez nią kochane spokojne życie. Następnego dnia, koszmarnie zmęczona natarczywością mediów, wyśle oświadczenie do PAP: „Nie mam wprawy w odbieraniu Nagrody Nobla, dlatego do radości (…) dołącza się i zakłopotanie (…) udzielałam już setek odpowiedzi, oświadczeń, wywiadów (…) piszę to w nadziei, że chociaż przez pewien czas dane mi będzie wypocząć. Byłabym bardzo zobowiązana środkom masowego przekazu, aby [sic!] to moje pisemne oświadczenie na razie im wystarczyło”. Ale najbardziej pożądana na świecie literacka nagroda wiąże się również z innymi, smutnymi konsekwencjami. Prawicowi komentatorzy, wciąż wypominający poetce kilka stalinowskich wierszy i negujący literacką doniosłość jej twórczości, nie mają wątpliwości: „to nagroda przeciwko Zbigniewowi Herbertowi” – podejrzewając, że w przyznaniu Nobla Szymborskiej, a nie twórcy Pana Cogito, maczali w jakiś sposób palce polscy adwersarze tego drugiego. Bez wątpienia ciężko chory Herbert sam zdaje sobie sprawę, że ten zarazem poetycki i polski Nobel to jednocześnie kres jego własnych marzeń o takim wyróżnieniu (kolejnym poetą nagrodzonym Nagrodą Nobla w dziedzinie literatury będzie dopiero Szwed Tomas Tranströmer, odznaczony w 2011 roku, a na nagrodę dla Polaka przyjdzie poczekać jeszcze dłużej). „Pan Cogito” zdobywa się jednak na wysłanie telegramu: „Serdeczne gratulacje. Zbigniew Herbert”, Szymborska odpisze: „Zbyszku, Wielki Poeto! Gdyby to ode mnie zależało, to Ty byś teraz męczył się nad przemówieniem…”. To ostatni list w ich wieloletniej korespondencji; Zbigniew Herbert umrze dwa lata później.

Carla Bruni
Wrzesień 2009, Pittsburgh, prezydent Francji Nicolas Sarkozy wraz z pierwszą damą Carlą Bruni w drodze na spotkanie z Barackiem i Michelle Obamami. Na tę wyjątkową okazję była partnerka Erica Claptona, Micka Jaggera i Donalda Trumpa jak zawsze wybrała płaskie baletki. Przy 175 centymetrach wzrostu, jakimi legitymuje się włoska supermodelka (wobec 165 centymetrów jej męża), założenie zdecydowanie bardziej dystyngowanych szpilek jest absolutnie wykluczone. Aby uniknąć wizerunkowej katastrofy, to głowa państwa nosi buty na kilkucentymetrowym obcasie, starając się przynajmniej częściowo zniwelować różnicę wzrostu między sobą a małżonką. Prezydent Francji chce tym razem za wszelką cenę zapobiec żartom o „Wieży Kontrolnej Sarko”, jakie opowiadano w czasie związku z poprzednią żoną, która dopiero po rozwodzie wróciła do swoich ukochanych butów na wysokim obcasie. Z czasem obsesja polityka na punkcie różnicy wzrostu (sugerującej rzekomo dominację w związku) doprowadzi go na granicę śmieszności – w prestiżowym magazynie „Paris Match” zostaną opublikowane starannie wystylizowane zdjęcia, na których głowa Carli Bruni spoczywa na ramieniu Sarkozy’ego (w ujęciu pary od pasa w górę). W internecie sesja spotka się z potokiem kpin, ale znajdą się i tacy analitycy, którzy w tej niewinnej z pozoru manipulacji dopatrzą się „patriarchalnych norm” i traktowania kobiet jako „dodatku”.

Blondynki i brunetki
1953, Hollywood, Teatr Chiński Graumana, premiera filmu Mężczyźni wolą blondynki ze starannie wyreżyserowaną pikietą brunetek, protestujących przeciwko irracjonalnym męskim preferencjom. Scenariusz i obsada filmu od samego początku podlegały ciągłym ewolucjom – pierwotnie głupiutką, zakochaną w diamentach blondynkę miała zagrać Betty Grable. Ostatecznie producenci zdecydowali się jednak na dużo mniej znaną, ale też wielokrotnie tańszą Marilyn Monroe, której studio w czasie zdjęć płaciło zaledwie 500 dolarów tygodniowo. W tej sytuacji największą gwiazdą musicalu, z imponującą gażą w wysokości 200 tysięcy dolarów, miała zostać brunetka Jane Russell, posiadaczka dłuższych i zgrabniejszych nóg oraz większych umiejętności tanecznych niż jej blond partnerka. Mimo różnic w kolorze włosów i uposażeniu obie panie szybko zostały przyjaciółkami, nie tylko w filmowym scenariuszu, ale również w realnym życiu. Russell od początku realizacji filmu bardzo mocno wspierała młodszą aktorkę, która robiła wszystko, aby opóźnić zdjęcia. Wbrew pozorom wcale nie dlatego, że płacono jej za każdy rozpoczęty tydzień pracy. Przyszła ikona kina była po prostu przerażona scenami tanecznymi, nierzadko z tego powodu w ogóle odmawiając wyjścia na plan. W takich sytuacjach w drzwiach jej garderoby zawsze pojawiała się Jane Russell z władczym, ale pełnym sympatii hasłem: „Chodź, Blondi, idziemy!”. To właśnie dla blondynki Monroe, a nie dla bardziej znanej przed zdjęciami brunetki film stanie się przepustką do nieśmiertelności. Przyjaźń obu pań przetrwa jednak tę ciężką próbę.
Czytaj też:
„Pewnego razu w... Hollywood” zostanie poddany cenzurze? Tarantino zabrał głos