Nowa Solidarność Trzaskowskiego może namieszać w PO. Działacze mówią o zmianach w partii

Nowa Solidarność Trzaskowskiego może namieszać w PO. Działacze mówią o zmianach w partii

Małgorzata i Rafał Trzaskowscy
Małgorzata i Rafał Trzaskowscy Źródło: Facebook / Rafał Trzaskowski
Najwyraźniej w PO dominuje myślenie, że wystarczy porządny lifting, by wyborcy nie zorientowali się, że mają do czynienia z partią, której już nie lubią. Tyle, że dużą partię nie tak łatwo zamaskować.

Jest takie powiedzenie, że od samego mieszania herbata nie stanie się słodsza, trzeba najpierw dosypać cukru. Tymczasem Platforma Obywatelska postawiła na mieszanie, mieszanie i jeszcze raz mieszanie. Najpierw z prawie całą opozycją powołała Koalicję Europejską. Sukcesu nie było. Później z małymi środowiskami – Nowoczesna, Zieloni, Inicjatywa Polska – zawiązała Koalicję Obywatelską, za którą ukryła swój szyld. Gdy wyborcy przejrzeli i tę sztuczkę, premii za rebranding nie przyznali a Platforma postawiła na ruch Nowa Solidarność, którego powołanie ogłosił Rafał Trzaskowski, przegrany kandydat na prezydenta.

Fakt, że założyciel nowego ruchu jest wiceprzewodniczącym PO, nie przeszkadza w opowieści, że będzie to zupełnie nowa formacja, z partią polityczną nie mająca nic wspólnego. Entuzjazm dla tej inicjatywy jest duży, choć głównie w samej PO.

W mediach już pojawiają się nieoficjalne wypowiedzi działaczy tej partii, że niebawem przyjdzie czas na pozbycie się obciążonych negatywnym elektoratem liderów, a w przyszłości może w ogóle pozbycie się starego szyldu, bo przeszkadza w odniesieniu sukcesu.

Najwyraźniej w partii dominuje myślenie, że wystarczy porządny lifting by wyborcy nie zorientowali się, że mają do czynienia z partią, której już nie lubią. Tyle, że dużą partię nie tak łatwo zamaskować. Nawet gdy zmienia szyldy jak rękawiczki i coraz bardziej się kurczy, bo działacze terenowi przechodzą do innych formacji, to jest ciągle ta sama partia.

Pouczająca w tym względzie jest historia Sojuszu Lewicy Demokratyczniej. To właśnie ta formacja jako pierwsza po 1989 roku przebiła barierę 40 proc. poparcia w wyborach parlamentarnych. I równie szybko jak urosła, zaczęła gasnąć. W desperackiej próbie powrotu do władzy wykonywała najdziwniejsze ruchy. Najpierw postawiła na młodych liderów, którzy uznali, że starzy przywódcy stanowią obciążenie i bezwzględnie się ich pozbyli. Brzmi znajomo? A jakże.

Później uznano, że szyld SLD jest zbyt obciążony i trzeba go ukryć. Wtedy powstała koalicja Lewica i Demokraci.To był lewicowy odpowiednik Koalicji Obywatelskiej – jedna duża partia, czyli SLD, i dwa małe środowiska: Partia Demokratyczna oraz SdPl.Gdy i to nie przyniosło pożądanych efektów, bo wyborcy ciągle dostrzegali wyzierający zza nowiutkiej fasady stary szyld Sojuszu, postawiono na Zjednoczoną Lewicę, a wreszcie, w ostatnich wyborach parlamentarnych, na Nową Lewicę. A po drodze przydarzyła się jeszcze Magdalena Ogórek jako kandydatka na prezydenta.

Wszystkie te ruchu na niewiele się zdały, bo wyborcom nie zależy na nowym szyldzie, tylko na nowej jakości politycznej, a tej, mimo nowy nazw i dokooptowania kolejnych środowisk lewica nie wypracowała.

Ten sam problem ma dziś Platforma Obywatelska. Może się ukrywać za coraz to nowymi fasadami, ale jeżeli nie zaoferuje wyborcom nowej jakości programowej, nic nie osiągnie. Zresztą szyld partyjny nigdy nie jest tak obciążony, by uciekać od niego w popłochu. PiS po swoich pierwszych rządach w latach 2005-2007 miało fatalną opinię. Niektórym wydawało się, że ta marka jest tak skompromitowana, iż wyborcy powitają rebranding z radością, stąd rozmaite rozłamy i nowe byty polityczne.

Tymczasem elektorat nie chciał ani Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobro ani kolejnych mutacji partii Polska Jest Najważniejsza (dziś to Porozumienie Jarosława Gowina). Chciał PiS i Jarosława Kaczyńskiego. W efekcie Prawo i Sprawiedliwość po ośmiu latach w opozycji zaczęło święcić triumfy wyborcze. Ale nie dlatego, że bawiło się w ukrywanie szyldu, tylko z tego powodu, że pochyliło się nad potrzebami wyborców i pod nie skroiło swój program. Zatem zaczęło słuchać obywateli.

Czy Platforma bądź ruch Nowa Solidarność – jak zwał tak zwał – jest już na tym etapie? Na razie wygląda na to, że ciągle forma jest ważniejsza od treści.

Źródło: Wprost