Konfederacja straci miliony z subwencji? Burza po tekście „Wprost”

Konfederacja straci miliony z subwencji? Burza po tekście „Wprost”

Ławy poselskie Konfederacji
Ławy poselskie KonfederacjiŹródło:Newspix.pl / Damian Burzykowski
W sobotę pisaliśmy o tym, że Konfederacja w trakcie kampanii do Sejmu i Senatu przyjęła korzyści majątkowe o charakterze niepieniężnym, które znacząco przekroczyły dopuszczalny 1 proc. przychodu jej komitetu wyborczego. Partyjny skarbnik zarzucił nam m.in. brak rzetelności i korzystanie z anonimowych źródeł oraz podawanie fałszywych informacji. Oto nasze wyjaśnienie.

Pisaliśmy, że choć wątpliwości jest dużo, Państwowa Komisja Wyborcza się nimi nie zajęła. Nasze zarzuty dotyczyły wykorzystywania mediów społecznościowych innych zarejestrowanych komitetów wyborczych (Ruchu Narodowego i partii Wolność/KORWiN), które publikowały setki wpisów promujących Konfederację w kampanii wyborczej poprzedzającej wybory do Sejmu i Senatu (odbyły się 13 października 2019 r.). Wykorzystywania materiałów promocyjnych z wyborów do Parlamentu Europejskiego, a także udostępniania lokali przez inne komitety.

Twierdzimy, że „lekko licząc, jest to przynajmniej kilka razy więcej niż dopuszczalny 1 proc. przychodu komitetu. KW Konfederacja WiN uzbierał dokładnie 1 729 900,00 zł. Zatem korzyści majątkowe o charakterze niepieniężnym, które mogła przyjąć to niewiele ponad 17 tys. zł. Dodatkowo, wyżej wymienione korzyści, nie należą do tych dopuszczonych w przepisach”.

Takie działania są niezgodne z przepisami, co wynika wprost z art. 131. par. 1. kodeksu wyborczego, który brzmi: „zabronione jest udzielanie korzyści majątkowych przez jeden komitet wyborczy innemu komitetowi wyborczemu”. Cytujemy też inne zapisy kodeksu wyborczego, które mogły zostać naruszone. Wszystkie zarzuty mogłyby skutkować odrzuceniem sprawozdania finansowego i utratą przyznanej subwencji.

W punkcie pierwszym Michał Wawer, skarbnik Konfederacji, napisał, że PKW przyjęła sprawozdanie finansowe komitetu wyborczego, a kolejne sprawozdanie, roczne, aktualnie analizuje i nie uznała naszych zarzutów za godne uwagi. Nasz artykuł ukazał się w sobotę rano, a oświadczenie Konfederacji wieczorem, więc PKW nie miała nawet kiedy zapoznać się z wątpliwości, a tym bardziej rzeczowo się nimi zająć.

Czytaj też:
Nieprawidłowości w Konfederacji. Partia może stracić miliony z subwencji

Punkt drugi ma rozmydlać nasze zarzuty. Absolutnie nie chodziło nam o promowanie Konfederacji w mediach społecznościowych przez zwykłych użytkowników, co próbuje sugerować Wawer, tylko przez profile związane z innymi komitetami wyborczymi. Zaznaczmy, że Konfederacja nie startowała w wyborach jako koalicja - wtedy byłoby to dopuszczalne, ale wówczas partia nie przekroczyłaby 8-proc. progu wyborczego i nie weszła do parlamentu.

PKW nie uznaje tego typu działań za dopuszczalne, jak pisze Wawer, ponieważ opisujemy bezprecedensową sytuację, którą Komisja nie zajmowała się nigdy.

„Fałszywa jest informacja o użyczaniu Konfederacji lokali przez Ruch Narodowy i KORWiN” - czytamy w punkcie trzecim. Po pierwsze, wówczas partia Janusza Korwin-Mikkego posługiwała się nazwą Wolność, a nie KORWiN, więc albo jest to celowa manipulacja, albo brak wiedzy skarbnika Konfederacji. Z naszych informacji wynika, że dochodziło do tego typu sytuacji w Warszawie. Okazuje się, że do podobnych naruszeń miało dochodzić też w Katowicach. Koordynator partii Skuteczni Piotra Liroya-Marca poinformował „Wprost”, że osobiście spotkał się w lokalu należącym do partii Korwin-Mikkego. – Mogę być świadkiem, że biuro Konfederacji było w lokalu KORWiN/Wolność. Tam zbierano listy poparcia i zbierali się kandydaci z listy – mówi nam Jakub Perkowski. Dodaje, że kilka innych osób z Katowic również to potwierdzi.

W kolejnym punkcie czytamy, że fałszywą informacją jest jakoby Konfederacja posługiwała się materiałami wyborczymi z kampanii do PE w wyborach do polskiego parlamentu. Jednak w następnym zdaniu Wawer pisze, że faktycznie pojawił się taki zarzut ze strony PKW w uchwale. Trudno coś dodać, bo po prostu skarbnik sam przyznał nam rację.

W ostatniej części oświadczenia partia obraża autora tekstu, pisząc, że tekst nie może być uznany za dziennikarstwo i jest czysto politycznym atakiem na Konfederację. Do tego stwierdzenia trudno nam się odnieść, ponieważ w żaden sposób nie dotyczy ono treści artykułu we „Wprost”.

Źródło: Wprost