Leszek Miller, w przeszłości premier, a obecnie europoseł, udzielił wywiadu „Dziennikowi Gazecie Prawnej”, w którym skomentował bieżące wydarzenia, zwłaszcza wokół Sojuszu Lewicy Demokratycznej, a właściwie już Nowej Lewicy (uprawomocniła się decyzja sądu o dotycząca zmiany nazwy partii).
Miller odniósł się do niedawnych rozmów Lewicy (poza SLD/Nową Lewicą także Razem i Wiosna) z rządem ws. KPO i Funduszu Odbudowy. Opinia publiczna wie, że w zamian za poparcie ratyfikacji Funduszu, Lewica wywalczyła kilka ustępstw od rządu w Krajowym Planie Odbudowy. Były premier, trochę kpiąco, wspomniał o innych, ewentualnych „zyskach” Lewicy.
– Jeśliby się okazało, że za jakiś czas ludzie powiązani z Czarzastym trafią do mediów publicznych, to będziemy znali odpowiedź na pytanie, co jeszcze załatwiono przy okazji rozmów z PiS-em o Krajowym Planie Odbudowy – mówił Miller.
Leszek Miller: Urząd prezydenta ośmieszony, nic nie zostało, zero
Były premier podkreślał też, że w zasadzie dla „każdego poważnego polityka” upragnionym stanowiskiem pozostaje fotel prezesa Rady Ministrów, który ma być „spełnieniem najskrytszych marzeń”. Pytany, czy właśnie o tym może marzyć lider SLD/Nowej Lewicy Włodzimierz Czarzasty, Miller odpowiedział: – Próbuje wejść tam, gdzie ja kiedyś byłem. Jeszcze raz podkreślam, każdy prawdziwy polityk chce objąć funkcję szefa rządu, w związku z tym panują tam niezwykły ścisk, niezwykła konkurencja i walka.
Miller na tym nie poprzestał, ponieważ uzasadnił, że po tym, jak prezydentem został Andrzej Duda, to drugi „pożądany” przez polityków urząd, stracił prestiż.
– Zwłaszcza że urząd prezydenta pod wpływem obecnego prezydenta został ośmieszony. Już nic tam nie zostało ani majestatu, ani powagi, nic, zero. Czarzasty chce, Ziobro też, Budka, Kosiniak-Kamysz i jeszcze kilku innych chce zostać premierem. Czarzasty stoi na tej drabinie, po której ja wchodziłem – powiedział „Dziennikowi Gazecie Prawnej” były premier.