Konwencja PiS i Nowy Ład. „Sielankę zepsuł Kaczyński, grożąc delikatnie...”

Konwencja PiS i Nowy Ład. „Sielankę zepsuł Kaczyński, grożąc delikatnie...”

Mateusz Morawiecki, Jarosław Kaczyński, Jarosław Gowin i Zbigniew Ziobro
Mateusz Morawiecki, Jarosław Kaczyński, Jarosław Gowin i Zbigniew Ziobro Źródło: Newspix.pl / Damian Burzykowski
– To określenie, „ciepła woda w kranie bis”, jest bardzo dobre, tak to wygląda – mówi w rozmowie z Wprost dr hab. Marzena Cichosz z Uniwersytetu Wrocławskiego, komentując konwencję PiS o Polskim Ładzie. Politolożka próbuje też wyjaśnić niespodziewane pojawienie się Elżbiety Witek i ocenia, jak konwencję wykorzystali „skrzydłowi” Zjednoczonej Prawicy.

Kacper Świsłowski, Wprost.pl: Zacznijmy od najmniej oczywistego wydarzenia soboty, czyli: dlaczego na konwencji, na której prezentowano Polski Ład, pojawiła się, i to w jednej z głównych ról, marszałkini Elżbieta Witek?

Dr hab. Marzena Cichosz z Instytutu Politologii Uniwersytetu Wrocławskiego, zajmująca się m.in. marketingiem politycznym: Przyznaję, to też mnie zainteresowało, ten klucz doboru osób występujących w trakcie konwencji. Z jednej strony: niby wszystko jest jasne, rzeczywiście pojawili się trzej liderzy ugrupowań tworzących Zjednoczoną Prawicę, reprezentant rządu premier Mateusz Morawiecki i w końcu mamy reprezentację parlamentu, czyli marszałkinię Elżbietę Witek.

Wyjaśnienie, które wskazali sami prowadzący konwencję, było takie: Witek jest bardzo zaangażowana w prowadzenie polityki społecznej.

Wtedy jednak bardziej oczywistym wyborem byłaby Marlena Maląg, kierująca resortem polityki społecznej i rodziny, a nawet .

Pytanie, czy Beata Szydło była w tym całym projekcie w ogóle uwzględniana. Z kolei Marlena Maląg... Mogły zdecydować umiejętności retoryczne, a tu górą jest Witek.

Ja jednak szukałabym innego, prostszego wyjaśnienia, idącego w kierunku genderowym, od strony ról społecznych. Po pierwsze: bez Elżbiety Witek nie byłoby żadnej reprezentacji kobiecej. Po drugie: faktycznie z badań wynika, i to nie tylko wśród badań prowadzonych wśród Amerykanów, ale też wśród Polaków, że jest coś takiego jak funkcjonujący w świadomości społecznej podział na resorty kobiece i resorty męskie. Z taką miękką, kobiecą polityką jest kojarzona m.in polityka społeczna.

Czytaj też:
Polski Ład. Nowy program Zjednoczonej Prawicy. Co zawiera?

Może jednak decydowały kwestie czysto polityczne? W Polskę poszedł przekaz: parlament, a konkretnie jego jedna izba, już popierają Polski Ład.

Rzeczywiście, była reprezentacja partyjna, rządowa, ale też właśnie parlamentarna. To był w ogóle ciekawy miks występujących. On trochę mówi o obecnej kondycji państwa, w której trudno rozróżnić między instytucjami partii a instytucjami państwa Te struktury tak się ewidentnie ze sobą zrosły, że trudno stwierdzić, jaki w konkretnej sytuacji obowiązuje porządek – partyjny, czy państwowy?

Jednak podsumowując kwestię pojawienia się Elżbiety Witek: reprezentowała parlament, który przecież będzie miał udział w procesie legislacyjnym ustaw, o których opowiadano na konwencji. Z kolei treść jej przekazu była dostosowana do tego, o czym wspominałam, czyli prezentowała sprawy społeczne. I tu wkraczamy w racje genderowe: o kwestiach społecznych powinna mówić kobieta, gdyż będzie odebrana jako bardziej wiarygodna niż mężczyzna. I na koniec – na konwencji była zatem potrzebna polityczka, a Elżbieta Witek była w zasadzie jedynym możliwym wyborem.

Czy nie miała pani wrażenia, że sposób prowadzenia konwencji był lekko chaotyczny? A może był to celowy zabieg i mieliśmy do czynienia z chaosem kontrolowanym? Wszystko opisał prezes PiS, a następcy tylko dokładali pewne cegiełki do programu.

To na pewno, Jarosław Kaczyński został przedstawiony jako główny architekt, wizjoner. Bez względu na to, kto jest faktycznym autorem tego programu. Cały czas wracamy do clou problemu: czyja to była konwencja. To była konwencja PiS, ale jednocześnie wskazująca na to, jaką konkretnie, ten rząd Zjednoczonej Prawicy, będzie prowadził politykę, wydając publiczne pieniądze.

Rola Jarosława Kaczyńskiego, jeżeli przyjmiemy, że to była konwencja PiS, wydaje się oczywista. Jest on liderem Zjednoczonej Prawicy i odpowiada za funkcjonowanie tej koalicji. Jest swego rodzaju gwarantem uzgodnień między partnerami koalicyjnymi. A że podział ról i hierarchia w koalicyjnym rządzie już wygląda nieco inaczej i – przynajmniej formalnie – prezes jest podwładnym premiera Morawieckiego, podobnie jak liderzy Solidarnej Polski i Porozumienia, to już sprawa drugoplanowa.

Tylko czy nie było to powtarzanie po sobie kolejnych pomysłów? Może jednak zamysł był prosty: silny sygnał, ale szczegóły pozostały rozmyte?

Przyznaję, był trochę efekt kakofonii, zwłaszcza w przypadku wystąpienia Jarosława Kaczyńskiego, gdy trudno było mi, jako odbiorcy, zrozumieć, jaka jest istota prezentowanych przez niego propozycji. Przypuszczam, że mimo wszystko plan był taki: Jarosław Kaczyński na początku ujawnił najważniejsze założenia i został przedstawiony jako architekt programu. przedstawił wizję, a partnerzy koalicyjni dostali rolę skrzydłowych i postanowili się wyróżnić na tym tle.

Skrzydłowych?

Chodzi mi o wystąpienia „skrzydeł”, a właściwie liderów partii satelickich, czyli Porozumienia i Solidarnej Polski. Uderzyło mnie to trochę: z konwencji miał wyzierać taki sygnał podkreślający jedność, podpisano deklarację programową. To wszystko ma oznaczać, że wszystkie spory wewnątrz Zjednoczonej Prawicy zostały wyciszone. Oczywiście tę sielankę odrobinę zepsuł Jarosław Kaczyński, grożąc delikatnie palcem, że ma na zapleczu jakieś siły, które do obozu Zjednoczonej Prawicy dołączą.

Z drugiej strony partnerzy koalicyjni PiS chętnie podkreślali własny potencjał i pozycjonowali się w kontrze do PiS. Było to widać zwłaszcza ze strony Jarosława Gowina.

Właśnie, skupił się tylko na sferach, na które ma realny wpływ, podobnie .

Jeżeli potraktujemy jego partię jako jedno ze skrzydeł Zjednoczonej Prawicy, to on podkreślił centrową pozycję Porozumienia. Zaznaczył, do jakiego segmentu się zwraca: do tej zapowiadanej, nowej klasy średniej i za jaką sferę odpowiada jego partia. W swojej wypowiedzi nie odwoływał się do hasła Zjednoczonej Prawicy, mówił wiele razy za to o Porozumieniu i jego wkładzie w ostateczny kształt Polskiego Ładu.

Podobnie robił Zbigniew Ziobro, ale ustawiał się na tych pozycjach narodowych. Wybrał zresztą ciekawy sposób, by to zrobić. Pozycjonował się dzięki swoim zasługom, ale w sferze, która pozwala wyodrębnić bardzo szeroki segment tych, dla których ważne jest bezpieczeństwo.

Czytaj też:
Witek uznała, że opozycja całkowicie skrytykuje Polski Ład. Sprawdziliśmy, czy miała rację

Jedno jednak nie uległo zmianie, w retoryce PiS prawie wszystko się kręci wokół rodziny i dzieci. Jedynie Gowin pozwolił sobie na małe odstępstwa.

Retoryka PiS, całego obozu, ona uległa w niewielkim stopniu zmianom. Mimo wszystko, pomimo tego hasła „Nowa nadzieja”, pojawiających się sporadycznie określeń typu „rewolucja”, widać ewidentną kontynuację dotychczasowej polityki i silnie zaakcentowane kwestie społeczne.

Celem tych zabiegów była jednak mobilizacja własnego elektoratu, przypomnienie, by nie rezygnowali ze Zjednoczonej Prawicy, że ta ma coś w ofercie i że czeka na nas świetlana przyszłość.

Czyli PiS nie tyle poszerza ofertę, ile przypomina swoim wyborcom, dlaczego zagłosowali w 2019 roku na Zjednoczoną Prawicę?

To jest oferta dla dotychczasowego elektoratu, a przynajmniej tego, który zagłosował w 2019 roku. Poparcie dla PiS w porównaniu do wyborów spadło, widać to w sondażach. To próba przekonania tych wcześniejszych wyborców, że jednak mimo wszystko powinno pozostać przy partii, przy obozie ZP.

Jedynie Gowin postanowił podjąć działania, by ten elektorat poszerzyć, mówił o przedsiębiorcach, samorządzie.

Tylko to brzmi jak już polityka „ciepłej wody w kranie” w wersji bis, ale w innym sosie, ponieważ po wszystkich trudach pandemii wiele osób chętnie powita stabilizację.

Cała konwencja miała charakter emocjonalny, cały czas była mowa o aspiracjach tych segmentów gorzej radzących sobie pod względem ekonomicznym. Zaspokojenie ich potrzeb zostało postawione na pierwszym planie. To określenie, ciepła woda w kranie bis, jest bardzo dobre, tak to wygląda.

W takim razie przed wakacjami w Polskę poszła wieść: koniec z borykaniem się z bieżącymi problemami, ściągamy cugle i zaczynamy patrzeć w lepszą, stabilną przyszłość. To zadziała?

Taki efekt na pewno zakłada rząd, przy narracji: wychodzimy z okresu bezradności pandemicznej i przechodzimy do aktywnej roli państwa, które zajmie się waszymi problemami i je rozwiąże. Szalenie trudno spekulować, czy ten efekt wystąpi. Wszystko zależy od rozwoju pandemicznej i szybkości wprowadzenia tych zmian.

A przeszkodą, jak zawsze w rządowej narracji, w osiągnięciu tego, może być opozycja. Przeciwnicy polityczni PiS mają w ogóle możliwość kontrowania tych propozycji? Trudno wyobrazić sobie np. Lewicę, która nie popiera zwiększenia kwoty wolnej od podatku.

Na tym poziomie, tych dzisiejszych zapowiedzi... To było na tyle niekonkretne… Oczywiście, można z niektórymi zapowiedziami polemizować, jednak wydaje mi się, że byłoby to trudne. Usłyszeliśmy wyłącznie o wspaniałości nowego świata, ale dostaliśmy w ofercie jego bardzo ogólną wizję. Wprawdzie ogłoszono szereg konkretnych propozycji, ale bez detali, bez szczegółów związanych z ich realizacją. Te propozycje mogą trafić do sporej liczby osób, zwłaszcza że odwoływano się do wiarygodności rządzących, którzy dotrzymali kilku obietnic. Oczywiście, wiarygodności sprzed pandemii.

Opozycja ma jednak szansę na kontrę. Przecież w trakcie konwencji nie mówiono, jak będą te programy finansowane. Mówiono za to o, nazwijmy to, obudowie instytucjonalnej, właściwie każdego z tych projektów. Nie wątpię, że to będzie stanowiło amunicję do armat opozycji.

Czytaj też:
Paweł Borys: Polski Ład daje perspektywę wzrostu PKB na poziomie 5,5-6% w 2022 r.