Skandaliczne słowa w Sejmie. Michał Rusinek: Oddalamy się coraz bardziej od cywilizowanego świata

Skandaliczne słowa w Sejmie. Michał Rusinek: Oddalamy się coraz bardziej od cywilizowanego świata

Michał Rusinek
Michał Rusinek Źródło:Newspix.pl / Stanisław Krzywy
Problem narasta i jestem w stanie wyobrazić sobie sytuację, w której politycy publicznie zwracają się do siebie „ty chu…” – mówi „Wprost” Michał Rusinek. Literaturoznawca, pisarz, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego odnosi się do haseł znanych ze Strajku Kobiet i niedawnej konferencji szefów MON i MSWiA. Ostrzega też, do czego wulgaryzmy i dehumanizacja w politycznym języku mogą doprowadzić.

Wprost: Ma pan wrażenie, że od pewnego czasu w przestrzeni publicznej wolno więcej? Język nam się brutalizuje, politycy nie przebierają w środkach.

Michał Rusinek: Z pewnością politycy pozwalają sobie na więcej. Zresztą, nie tylko politycy, bo język protestów, język Strajku Kobiet też przekroczył jakąś granicę, która do tej pory nie była przekraczana.

Mam nawet wrażenie, że doszło do pewnego rodzaju dewulgaryzacji wielu słów, do tej pory uważanych za wulgarne. Mam na myśli nie tylko hasło „wyp...lać”, które przez to, że stało się głównym hasłem protestu, straciło swoją moc.

Było tego za dużo?

Jeśli jakiegoś „mocnego” słowa zbyt często używamy, zmniejsza się jego moc.

Owszem, bywa i tak, że jeśli chcemy nazwać precyzyjnie np. czyjeś zachowanie, to musi posłużyć się wulgaryzmem. Co zrobił minister Sasin z 70 milionami złotych na wybory, które się nie odbyły? Jak to precyzyjnie określić? Przez takie powtarzane – także w setkach memów – precyzyjne określenia, swoistej dewulgaryzacji uległ czasownik „przej***ć”.

Artykuł został opublikowany w 39/2021 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.