Globalny gang

Dodano:   /  Zmieniono: 
Polska mafia ma rezydentów prawie w czterdziestu krajach
Osiem lat temu polscy gangsterzy stali się pełnoprawnymi członkami przestępczej międzynarodówki. Już w 1995 r. cieszyli się tak dużym zaufaniem bossów międzynarodowych mafii, że w Warszawie zorganizowano spotkanie kamorry z udziałem "ojców chrzestnych" z Włoch i Stanów Zjednoczonych. W następnym roku na Mazurach swój szczyt urządzili szefowie największych mafii z byłego ZSRR. Dwa lata później spotkali się w naszym kraju narkotykowi baronowie kontrolujący produkcję kokainy w Ameryce Południowej i przemyt białego proszku do Europy. Pod koniec 2000 r. polskie gangi dysponowały siecią rezydentów prawie w czterdziestu krajach.

Ojcowie założyciele
Międzynarodową ekspansję umożliwili polskiej mafii czterej ludzie: Jeremiasz Barański (ps. Baranina), Ricardo Fanchini, urodzony w Katowicach jako Marian Kozina, Andrzej Kolikowski (ps. Pershing) oraz Marek Krużel (ps. Oczko). Dwóch pierwszych już w latach 70. rozpoczęło działalność na dużą skalę za granicą, by na początku lat 90. stać się znaczącymi mafiosami w Europie. Fanchini wywalczył sobie taką pozycję, jaką w kręgach terrorystów miał Iljicz Ramirez Sanchez, znany jako Carlos. - Fanchini i Barański stali się naturalnym zapleczem dla rodzącej się w Polsce zorganizowanej przestępczości - mówi Adam Rapacki, pierwszy szef wydziału do walki z przestępczością zorganizowaną KG Policji, obecnie zastępca komendanta głównego nadzorujący Centralne Biuro Śledcze.
Fanchini i Barański rekomendowali polskich ziomków innym grupom przestępczym, umożliwiali kontakt ze swoimi rezydentami w poszczególnych krajach, "sprzedawali" im pomysły przestępstw i oszustw sprawdzonych już na świecie. To wedle ich patentu działała w Polsce tzw. mafia paliwowa, rozpracowana przez Centralne Biuro Śledcze dopiero pod koniec ubiegłego roku. To Fanchini i Barański współfinansowali pierwszy wielki przemyt spirytusu i elektroniki do Polski. To dzięki ich rekomendacji polscy gangsterzy mogli płacić za towar dopiero po jego sprzedaniu. To dzięki nim kolumbijskie kartele narkotykowe godziły się na odroczenie płatności za kokainę przekazywaną gangowi pruszkowskiemu, którym to przywilejem nie cieszyła się żadna mafia z byłego ZSRR.

Fanchini, Baranina, Pershing, Oczko
Ricardo Fanchini był chyba jedynym w Europie bossem podziemia uznawanym przez mafie włoską i rosyjską oraz gangi tureckie. Łączyły go ścisłe związki z najpotężniejszą bodaj rosyjską organizacją przestępczą, czyli mafią sołncewską. Ściś-le współpracował przede wszystkim z jej rezydentem w Stanach Zjednoczonych - Wiaczesławem Iwankowem, pseudonim Japończyk. W pierwszej połowie lat 90. Iwankow podporządkował sobie wszystkie eurazjatyckie grupy przestępcze działające w USA i został "ojcem chrzestnym" rosyjskiej mafii w Ameryce. Dzięki poparciu Fanchiniego międzynarodową karierę zaczął robić Marek Krużel (Oczko), niedawno skazany szef gangu rządzącego na Pomorzu. Fanchini mianował Krużela szefem przedsiębiorstwa produkującego wódkę Kremlovskaja. Potem wprowadził go w interesy narkotykowe i umożliwił mu umieszczenie rezydentów przy kartelach narkotykowych w Cali i Medellin.
Jeremiasz Barański chciał przejąć władzę nad gangiem pruszkowskim, ale ścigany przez prokuraturę musiał uciekać do Austrii. W ciągu kilku lat Baranina zbudował sieć rezydentur w kilkunastu krajach, koordynując handel narkotykami i bronią oraz przemyt kradzionych samochodów. W odniesieniu sukcesu pomogła mu współpraca z austriackimi służbami specjalnymi. Pod ich osłoną prowadził interesy ze swoimi pruszkowskimi kompanami. Dopiero po aresztowaniu Baraniny pod zarzutem zlecenia zabójstwa Jacka Dębskiego, byłego ministra sportu, okazało się, jak wielkie wpływy zachował on w Polsce, i to nie tylko w świecie przestępczym, ale także w kręgach biznesu i polityki. Śledztwo ujawniło, że Barański cały czas, a szczególnie po aresztowaniu przywódców "Pruszkowa", ingerował w działalność polskiego podziemia, chcąc zjednoczyć osłabione gangi i objąć ich przywództwo.
Zanim Andrzej Kolikowski (Pershing) zaczął legalizować przestępcze interesy, miał swoich rezydentów w południowej Ameryce, Holandii, Turcji i Bułgarii. Pod koniec życia (zginął w grudniu 1999 r.) próbował również sił w Stanach Zjednoczonych. Chciał przejąć kontrolę nad częścią zakładów bukmacherskich związanych z walkami bokserskimi. Rezydent Pershinga działał w otoczeniu Andrzeja Gołoty. W 1999 r. Kolikowski kilkakrotnie jeździł do USA, kupił sobie nawet dom w Miami. - Działania Pershinga w 1999 r. to przykład pojedynczego układu, ważnego, ale jednego interesu - tłumaczy policjant z CBŚ.

Ambasadorowie mafii
Większość bossów polskiego podziemia co prawda siedzi w więzieniu lub nie żyje, ale zagraniczni rezydenci naszych grup nadal działają, podtrzymują kontakty z międzynarodową mafią. Dlatego polscy gangsterzy mogą błyskawicznie zamówić (jeśli tylko dysponują odpowiednimi pieniędzmi) transport tony kokainy z Kolumbii, zorganizować sieć kurierów w Skandynawii, wyprać pieniądze w Luksemburgu czy legalnie kupić hektolitry spirytusu na potrzeby przemytu. Bez międzynarodowej rezydentury polska mafia nie mogłaby długo funkcjonować, skupiając się na porwaniach dla okupu i haraczach, które są ryzykowne i nie dają dużych dochodów.
Nadal przez "swoich" ludzi polscy gangsterzy, często tzw. białe kołnierzyki, kupują w Europie Zachodniej (m.in. w Norwegii) hurtowe ilości oleju opałowego, który w Polsce cudownie przemienia się w olej napędowy. Większość rezydentów w krajach swojego pobytu uchodzi za uczciwych biznesmenów. Mają legalne firmy, w których piorą pieniądze polskiej mafii, a następnie inwestują na giełdzie lub w nieruchomości.
Takim rezydentom płaci się za ich wiarygodność we własnym kraju, za to, że są znani w branży, że "dają twarz", pośrednicząc w wielu transakcjach. Bywają też wyjątki od tej zasady: rezydentem grupy Oczka, koordynującym przemyt spirytusu z Francji, był polski dyplomata. W wypadku przemytu spirytusu na wielką skalę w przedsięwzięciu biorą udział rezydenci z kilku krajów. Żeby nie wzbudzać podejrzeń zachodnich gorzelni i służb celnych, potrzebny jest łańcuch firm w kilku krajach, najczęściej kończący się w jednym z państw WNP. - Rozpracowanie i zlikwidowanie takiej międzynarodowej spółdzielni przestępczej wymaga ścisłej współpracy z policją kilku krajów i z tego powodu jest wyjątkowo trudne - tłumaczy oficer CBŚ.

W sieci rezydentur
W krajach europejskich, Stanach Zjednoczonych czy Kanadzie rezydentami zostają obywatele tych państw, rekomendowani przez współpracujących z naszymi przestępcami miejscowych mafiosów. Do Azji, Afryki czy Ameryki Południowej najczęściej oddelegowuje się ludzi z Polski. Tak jest na przykład w wypadku rezydentów w Kolumbii, którzy zamawiają towar, płacą za niego i nadzorują transport. Dla bezpieczeństwa rezydent przy narkotykowym kartelu utrzymuje kontakty tylko ze swoimi stałymi kontrahentami, którzy - za dodatkową opłatą - mogą mu zlecić wykonanie usługi na rzecz innego gangu. Pod koniec 1999 r. w Kolumbii było jednocześnie ośmiu rezydentów różnych polskich grup.
Do niedawna najważniejszym rezydentem polskiego podziemia w Ameryce Południowej był Adam Utschik. - Miał on bezpośredni kontakt z przywódcami narkotykowych karteli. Mógł załatwić transporty kokainy idące w tony - mówi Adam Rapacki. Według ustaleń policji, Adam Utschik dorobił się nawet własnej wyspy - San Andras. Obecnie siedzi w ekwadorskim więzieniu, a jego następcy nie mają nawet części takich wpływów i możliwości.
Ważną rolę odgrywają rezydenci polskich gangów na tzw. szlaku bałkańskim, koordynujący przerzut narkotyków do Europy Zachodniej oraz - do niedawna - broni do krajów byłej Jugosławii. Kilku rezydentów, zajmujących się organizacją przemytu heroiny i haszyszu, działa w Hiszpanii. Pięciu rezydentów, organizujących przerzuty do Polski tzw. białej heroiny, ulokowano w krajach "złotego trójkąta" - u zbiegu granic Birmy, Lao-su i Kambodży. Ambasadorowie polskiego podziemia trafili też do Afganistanu, skąd pochodzi połowa światowych dostaw heroiny. Obecnie polscy przestępcy coraz bardziej interesują się Afryką, szczególnie Nigerią i RPA - krajami umożliwiającymi pranie brudnych pieniędzy.

Czas przedstawicieli
Osobną grupą są ludzie reprezentujący interesy jednych grup przestępczych wobec innych działających na tym samym terenie. Pierwszym takim rezydentem w Niemczech był Nikodem Skotarczak z wybrzeża, pseudonim Nikoś (dobry znajomy Fanchiniego). Koordynował on kradzieże i przemyt samochodów z Niemiec do Polski i krajów WNP. Jego następcą, koordynującym także przemyt amfetaminy z Polski na Zachód, został Zbigniew Nawrot (również dobry znajomy Fanchiniego). W listopadzie 1991 r. zginął w zamachu bombowym zorganizowanym przez warszawskich konkurentów, którzy uznali, że nieuczciwie podzielił strefy wpływów. Według operacyjnych informacji polskiej i niemieckiej policji, Nawrota zastąpił znany biznesmen, sponsor sportu. Zbigniew Wieczorek (ps. Żaba), zatrzymany niedawno w Sofii członek "Pruszkowa", przygotowywał tam nowy kanał przerzutowy narkotyków.
W ostatnim roku rezydentów zaczęli wypierać tzw. przedstawiciele. - Są to osoby świetnie wykształcone, często reprezentujące znane kancelarie prawne, w tym międzynarodowe, jeżdżące po świecie i po prostu wykonujące zlecenia - mówi wysoki oficer CBŚ.

Więcej możesz przeczytać w 29/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.