VAR – koło ratunkowe sędziów, czy szansa na rozmycie odpowiedzialności?

VAR – koło ratunkowe sędziów, czy szansa na rozmycie odpowiedzialności?

Sędzia Damian Sylwestrzak podczas korzystania z systemu VAR
Sędzia Damian Sylwestrzak podczas korzystania z systemu VAR Źródło:Newspix.pl / Jakub Piasecki / Cyfrasport
System VAR (Video assistant referee), czyli widoweryfikację wydarzeń na boisku, wprowadzono po to, żeby błędów sędziowskich w meczach piłkarskich było mniej. Tymczasem po zakończeniu minionej kolejki Ekstraklasy mówi się jedynie o tym, jak to arbitrzy wypaczyli nie tylko losy dwóch spotkań, ale wręcz całą rywalizację o tytuł mistrza Polski.

W weekend trzej faworyci do wygrania ligi – Pogoń Szczecin, Lech Poznań i Raków Częstochowa – zgodnie pogubili punkty. Tyle tylko, że nie chodziło jedynie o dobrą postawę rywali „wielkiej trójki”, ale przede wszystkim o błędy sędziów. Zarówno tych, którzy biegali po boisku, jak i tych, którzy pracę kolegów wspierali sprzed monitorów, w wozach VAR.

Przełamywanie oporu środowiska

Gdy w futbolu pojawiała się po raz pierwszy możliwość wideoweryfikacji wydarzeń na boisku – co było przecież wcześniej stosowane w wielu innych dyscyplinach – przeciwników tego rozwiązania było mnóstwo, także w Polsce. Założenie było jednak proste: technologia pomoże uniknąć sędziom błędów w kontrowersyjnych sytuacjach, przy najważniejszych wydarzeniach na boisku (strzelenie gola, faul zasługujący na czerwoną kartkę lub przyznanie rzutu karnego).

Niby wszyscy powinni być za takim rozwiązaniem, bo przecież w oczywisty sposób VAR jest narzędziem, które prawidłowo użyte pozwala uniknąć wypaczeń wyników, a arbitrom daje większy komfort pracy.